Święto Narodowe

opublikowano: 2006-08-16, 10:54
wolna licencja
Nawet w tak pokojowych czasach, od wojska trudno nam się odpędzić. Nie można więc się dziwić, że dzień 15-ego sierpnia - wczorajsze Święto Narodowe - był datą niezwykle ważną.
reklama

Dzień Wojska Polskiego nie jest dniem byle jakim. Wrodzone zamiłowanie człowieka do zabijania i dominacji powoduje, że wojsko cieszy się zazwyczaj ogromną sympatią. Nic tak nie kreuje dumy narodowej jak porządnie wygrana bitwa, bohaterscy wodzowie w ciekawie skrojonych ubraniach, lub maszerujący wśród bocianów dzielni wojacy.

Jakoś tak od wieków bardziej cenimy okrutnych zabijaków od dyplomatów, polityków czy poetów. Otoczeni blichtrem, zmitologizowani, odcięci są jakby od swej okrutnej powinności, którą czynią od wieków, cieszą się niezmiennym zaufaniem. Nawet mojej skromnej osobie trudno jest uciec od cichej fascynacji dla wojska. Niby boimy się wojny, niby myśl o niej powoduje u nas dreszcze, a jednak nie ma nic piękniejszego w życiu jak szarżująca husaria, równo maszerujący czworobok, czy dzielnie walczącą załoga Westerplatte, która czwórkami do nieba szła. Polscy piłkarze mają na koszulkach chocimskich husarzy, siatkarzy na duchu podnosi zaś „Pieśń o małym rycerzu”, a po czwartej półlitrówce cały Naród ryczy „O mój rozmarynie”, „My pierwsza brygada” czy inne poczciwe pieśni. Sami więc widzimy, że nawet w tak pokojowych czasach, od wojska trudno nam się odpędzić. Nie można więc się dziwić, że dzień 15-ego sierpnia był datą niezwykle ważną.

Już od samego rana trwały główne uroczystości. Pan prezydent, nabrawszy zapewne pokaźną dawkę węgla, czynił swoją powinność. Najpierw ubogacił nasze wojsko w nowe, wyszkolone kadry oficerskie i świeżutkie zastępy wybitnych generałów. Każdą szablę podawał w sposób efektowny i różnoraki. Dość powiedzieć, że każdy ze świeżo upieczonych generałów otrzymał ją w inny bardzo ciekawy sposób. Jeden do lewej reki, inny do prawej, jeszcze inny z uściskiem dłoni, a byli i tacy, którzy zaszczytu uściśnięcia dłoni prezydentowi nie dostąpili. Następnie przyszedł czas na przemówienie. 15 sierpnia to dzień, który symbolizuje największe nasze zwycięstwo od czasów Wiednia i Parkanów- rozpoczął Pan prezydent. Jako czepliwy historyk, zapytałbym, których Parkanów, bo jedną z bitew tam chyba przegraliśmy, ale powiedzmy, że przemówienie wygłaszane było do generałów a nie historyków. Później już usłyszeliśmy typowa sztampę, bo w końcu co z okazji tego dnia można rewolucyjnego powiedzieć.

O wiele ciekawsza wydawała mi się uroczystość, która miała rozpocząć się na Placu Piłsudskiego. Zawsze fascynowała mnie realizacja transmisji w Telewizji Polskiej. Od lat w klimat całej „imprezy” wprowadza nas ten sam lektor. Kilka pompatycznych słów o ważnych okolicznościach w jakich się znajdujemy, krótkie resume historii święta, dwa wywiady z wybitniejszymi historykami, którzy zapewniają że bitwa warszawska naprawdę była wygrana, i wszyscy możemy się cieszyć. Każdy Polak teraz z dumą, że czasem w historii coś wygraliśmy, może zasiąść przed telewizorem i oglądać ciąg dalszy. Swoją drogą zastanawiałem się, czy kiedyś też mnie zaproszą. Co prawda na 15 sierpnia nie, 11 listopada też nie bardzo, ale już 3 maja przy odrobinie szczęścia może być mój, w końcu na egzamin musiałem znać wszystko na pamięć. Mógłbym odpowiedzieć coś o 4 etapach Sejmu Wielkiego, a punktem kulminacyjnym byłaby RADA NIEUSTAJĄCA, a raczej jej likwidacja. Dość jednak o mnie. Jeszcze trwały rozmowy z historykami, którzy nie wiedzieli jak mają argumentować, że bitwę naprawdę wygraliśmy, a uroczystości się zaczęły.

reklama

Rozpoczęły się w sposób bardzo ciekawy. Nagle na Placu Piłsudskiego, przed równo stojącymi oddziałami reprezentacyjnymi WP pojawił się zagubiony, czarny, mały punkcik. Jak zagubiony, czarny i mały, to musiał być nasz prezydent. A i owszem to był on. Co ciekawe towarzyszyło mu dwóch mężczyzn z charakterystycznymi przyciemnianymi okularami na nosie. Nie te okulary przyciągały jednak moją uwagę, a zupełnie coś innego. Otóż obydwaj mieli przy sobie jakieś teczki. O ile jedna wyglądała na typowy neseser, o tyle druga przypominała turystyczny plecak. Pomyślałem…Oho!! Mały pokaz siły, że niby mamy bombę atomową, nawet dwie i jeszcze ktoś napisze coś o kartoflach i nie zawahamy się jej użyć!!! Tata co prawda próbował mnie przekonać, że w drodze na plac, prezydent podskoczył do Biedronki po pomidory, ale ja pozostałem przy swoim. Moje domniemania mogły okazać się prawdziwe, gdyż w przemówieniu usłyszałem, że „prawie z reguły” otaczają nas przyjaciele. A więc są i wrogowie. No cóż, zdarza się, nie jesteśmy zupą pomidorową, żeby nas lubić.

Szczerze mówiąc gdy tak oglądałem transmisję, zrobiło mi się smutno. Pan Prezydent był na trybunie jakoś dziwnie samotny. Nie było Pana premiera, wicepremierów, nawet tego od patriotyzmu, nie było marszałka Sejmu. Na dodatek podrzucono Panu Prezydentowi Wojciecha Olejniczaka. Że też zawsze coś muszą podrzucić! Albo dokument do podpisania, albo Olejniczaka. Ale mówiąc poważnie, to fakt ten trochę mnie zdenerwował. Święto Wojska Polskiego nie wyleciało sroce z pod ogona i ministrowie w pełnej krasie, na trybunie powinni się pojawić. Dalej wszystko poszło już normalnie. Salwy, defilada i do dumu (z błędem pisane celowo:).

Ciekaw jestem, kiedy taka relacja nie będzie się kończyć stwierdzeniem…do dumu. Gdyby bowiem pooglądać nasze Święta Narodowe, to zazwyczaj kończą się one wraz z opuszczeniem Placu Piłsudskiego przez ostatniego konia z defilady. Nie przemawia tu przeze mnie nacjonalizm, ale smutno mi, kiedy widzę, że Francuzi, Amerykanie, swoje Święta Narodowe jakoś przeżywają. Dla Polaków dzień wczorajszy był natomiast jedną z czerwonych kartek w kalendarzu. Nie był świętem, lecz częścią popularnych długich weekendów. Świętowanie ograniczyło się do rodzinnych wypraw na zakupy do Manufaktury, mniej lub bardziej obowiązkowego spaceru. Jeszcze tylko kolejny obiad z rodziną i w zasadzie tyle ze świętowania. Czy tak jesteśmy dumni ze swojego wojska?

Czasem zastanawiam się czy my w ogóle potrafimy się z czegoś cieszyć. Dlaczego rocznicę przegranego Powstania Warszawskiego obchodzono 4 dni, a ramówki telewizyjne przeciążone były opowieściami o powstańcach, a z kolei rocznicę wielkiej, zwycięskiej bitwy obchodzimy tak z obowiązku. Parę nędznych przemówień, parę brawek, ministrowie na Jasnej Górze zamiast na trybunie, społeczeństwo w hipermarketach i tyle. Czy Polacy nie zasługują by cieszyć się ze zwycięstw? A może my nie lubimy zwyciężać? Może to porażki powodują w nas większą dumę i radość? Może już przyzwyczailiśmy się do modelu europejskiego fajtłapy, który zawsze dostaje po dupie? Może wystarczy nam być dziś moralnymi zwycięzcami? A może odpowiedź jest zupełnie inna, może nie jesteśmy nauczeni cieszyć się. Mamy w końcu środek lata. Gdzie festyny z okazji Święta Wojska, gdzie defilady, pokazy? Nie ma. Z czego więc mamy się cieszyć, z czego być dumni? Co ma nas integrować i wokół czego? Czy nie stać nas na coś więcej, niż nieskładnie przemawiający prezydent kraju? Ktoś może zarzuci, że ta nieporadnie napisana relacja jest przesadzona, a mój antykaczyzm czuć na kilometr. Jednak od lat, w Polsce tak obchodzi się Święta Narodowe. Patos i powaga, zaczynają wychodzić już mi bokami. Rozumiem, że uroczystości muszą mieć swoje sacrum, problem pojawia się jednak, gdy świętowanie do tego sacrum się ogranicza.

Idę odpalić sobie petardę - ot tak pocieszę się w Dniu Święta Narodowego...

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone