Studenci studentom, czyli NZS dziś
Trudne dobrego początki
Od powstania NZS-u we wrześniu 1980 roku wiele się zmieniło. W swoich założeniach Niezależne Zrzeszenie Studentów miało być przeciwwagą dla komunistycznej przybudówki, jaką wtedy był SZSP. Stworzyli je studenci, którzy pragnęli pozytywnych zmian w szarej rzeczywistości PRL. Organizacja zapisała obszerną kartę dziejów antykomunistycznej opozycji. Po przewrocie w 1989 roku NZS stał się apolityczną organizacją studencką (więcej o historii NZS przeczytasz w listopadowym numerze Histmag.org).
Meble biurowe, komputery, faks. Wokół walają się stosy dokumentów, kubków i plakatów stanowiące tło dla energicznie pracujących, zabieganych ludzi. To wszystko mieści się w niedużym pomieszczeniu na parterze Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Tak wygląda siedziba jednej z bardziej aktywnych organizacji studenckich w Polsce – Niezależnego Zrzeszenia Studentów Akademii Pedagogicznej w Krakowie.
Nie gnuśniej w akademiku!
Zrzeszenie ma strukturę zdecentralizowaną. Teoretycznie na każdej polskiej uczelni powinna działać komórka NZS-u. W praktyce większość wegetuje lub działa bardzo słabo. Brakuje ludzi zdolnych do poświęceń i pracy, a reszta na ogół wybiera młodzieżówki partyjne. Chlubą na tym szarym tle jest NZS Akademii Pedagogicznej w Krakowie – obecnie jeden z największych i najprężniej działających oddziałów organizacji.
Dlaczego jeden z największych? – Mamy najwięcej członków, około trzystu. Jednak aktywnie działa czterdziestu kilku. Reszta wspiera nas zaocznie, pojawiają się wtedy, kiedy ich potrzebujemy. Trudno sobie wyobrazić, by w malutkim biurze codziennie pracowało kilkadziesiąt osób – mówi Anna Arak, sekretarz NZS AP. Rekrutacja zaczyna się już na samym początku studiów. – Szukamy ludzi z pasją, gotowych do wyrzeczeń, którzy potrafią wnieść coś nowego i pozytywnego do naszych struktur. Cwaniaki i karierowicze odpadają w przedbiegach – dodaje Arak.
Praca wre…
Pracę i nieustanny ruch widać tu na każdym kroku. Niczym w najczarniejszym śnie flegmatyka. Ciągle coś się dzieje, zawsze jest coś do zrobienia. Począwszy od banalnych zadań, jakimi są rozwieszanie plakatów poprzez organizację i przygotowywanie imprez okolicznościowych, aż po te najambitniejsze, na przykład Wampiriadę - coroczną akcję honorowego krwiodawstwa. – Na brak zajęć nie możemy narzekać. Patronujemy przedsięwzięciom zarówno ogólnokrajowym, jak i międzynarodowym, cyklicznym i tym organizowanym spontanicznie, choćby takim konferencjom naukowym - mówi Paweł Łuczyński przewodniczący NZS AP. – Co roku staramy się uczcić pamięć Stanisława Pyjasa, studenta zamordowanego przez SB. To między innymi dzięki niemu udało się stworzyć opozycję akademicką w Krakowie. Strach przyznać, ale pod tablicą upamiętniającą jego śmierć zbieramy się tylko my. Czyżby żacy z jego macierzystej uczelni już o nim zapomnieli? (Pyjas studiował polonistykę na UJ) – pyta Łuczyński.
Jak dużo dzieje się na uczelni dzięki NZS-owi widać na ich stronie internetowej (www.nzs.pl), gdzie zamieszczona i na bieżąco aktualizowana jest galeria fotorelacji z najważniejszych przedsięwzięć. – Co ważne, nie ograniczmy się tylko do naszej Alma Mater. Aktywnie uczestniczymy w krakowskim życiu czy to naukowym, czy kulturalnym. Podczas ostatniego święta niepodległości tylko my reprezentowaliśmy środowiska akademickie (w największej studenckiej aglomeracji – sic!) na tradycyjnym już pochodzie – podkreśla Piotr Kociołek, prawa ręka przewodniczącego.
Wydawanie uczelnianej gazety „Nowy Legion”, organizacja Szkoły Starostów, prowadzenie Centrum Karier Studenckich, Akademickiej Ligi Kobiet Aktywnych to tylko niektóre (priorytetowe) projekty zrzeszenia. – Do tego wszystkiego dochodzi cała masa inicjatyw umilających studentom życie akademickie, czyli różnego rodzaju imprezy w krakowskich klubach, juwenalia, rajdy i wycieczki. Czasem aż trudno uwierzyć, że tyle udaje się zrobić – dodaje Piotr Kwinta, jeden z aktywniejszych członków NZS AP.
Jedyne na co narzekają to czas. – Niestety doba nie jest z gumy. Nauka połączona z pracą w organizacji zabiera nam praktycznie cały wolny czas. Na prawdziwe studenckie życie nie ma co liczyć. Jednak nigdy tego nie żałowałem, wolę siedzieć tutaj i robić coś konstruktywnego, niż bezsensownie patrzeć się na ścianę akademika – podkreśla Dariusz Lipka, zastępca przewodniczącego.
Działania NZS AP nie pozostają bez echa. Jako jedyny oddział w kraju uzyskał on status organizacji pożytku publicznego. Ponadto w tamtym roku jego członkowie otrzymali prestiżową nagrodę Pro Publico Bono za projekt Polsko-Ukraińskie Mosty Akademickie 2000-2010. – To dla nas wielkie wyróżnienie. Doceniono w ten sposób lata pracy zarówno naszej, jak i naszych poprzedników – chwali się Kociołek.
Non profit – dziwne określenie
Na moje proste pytanie „Po co?” odpowiadają różnie, ale mniej więcej w tym samym tonie. – Ktoś może powiedzieć, że za naszą działalnością kryją się określone korzyści. Pewnie wielu tak myśli. – zżyma się Łuczyński – Prawdą jest jednak to, że jedyną realną korzyścią, którą czerpiemy z pracy w organizacji, jest doświadczenie, które zapewne zaprocentuje później, w trakcie naszej drogi zawodowej. – My po prostu staramy się pomagać kolegom, jeszcze nikogo nie odesłaliśmy z kwitkiem – dodaje Kwinta. Rzeczywiście podczas mojego pobytu w ich siedzibie drzwi prawie się nie zamykały. Co chwilę ktoś przychodził z jakimś problemem. Niektórzy po prostu pytali o najbliższą dyskotekę czy rajd. Inni szukali pomocy w znalezieniu pracy bądź mieszkania do wynajęcia. Wszystkich traktowano jednakowo, po prostu życzliwie (jeżeli próbowaliście coś kiedyś załatwić w dziekanacie to pewnie wiecie, że nieczęsto się to zdarza), starając się przy tym znaleźć konkretne wyjście z sytuacji.
– Działamy non profit, każdy projekt finansowany jest z wielu źródeł. Staramy się o granty, pozyskujemy sponsorów i patronów naszych przedsięwzięć. Z uczelni dostajemy tak niewielkie pieniądze, że wystarcza na rachunki telefoniczne... Niektóre przedsięwzięcia finansują się same. Tak naprawdę młodzi ludzie w Polsce mają ogromny potencjał. My staramy się go uaktywnić. Proponujemy alternatywę dla bezproduktywnego życia w akademiku. Jak widać do tej pory się to udaje – podsumowuje Łuczyński.
Właśnie dojechał transport z rejonowego centrum krwiodawstwa. Musiałem kończyć wywiad. Robota czeka, jutro wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Zaczyna się Wampiriada.