Studenci i doktoranci na XVIII PZHP

opublikowano: 2009-10-05 21:42
wolna licencja
poleć artykuł:
Sześć godzin jazdy pociągiem dobiegło końca. Ledwie pięć miesięcy wcześniej staliśmy dokładnie w tym samym miejscu – na Dworcu PKP Olsztyn Główny. Wtedy kończył się XVII Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów Teraz przybyliśmy wziąć udział w święcie wszystkich historyków – odbywającym się raz na pięć lat Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich O istotności tego wydarzenia uczyliśmy się na studiach. Teraz sami mieliśmy się stać jego częścią.
REKLAMA

XVIII PZHP był wyjątkowy. O większości z powodów tej szczególności można przeczytać w relacjach moich kolegów i wywiadzie z drem Janem Gancewskim. Dla nas, świeżo upieczonych magistrów historii, najważniejsze było, że w o wiele większym stopniu niż dotychczas otworzono się na doktorantów. Przyczyn tej decyzji władz Polskiego Towarzystwa Historycznego było wiele. Od samej chęci wciągnięcia młodych badaczy do cechu po stworzenie im pola do dyskusji. Wciąż jeszcze mało jest konferencji przeznaczonych dla doktorantów. Często uczestniczymy w konferencjach studenckich, co nie zawsze wychodzi nam na dobre. Koledze z jednego z uniwersytetów promotor wręcz zabronił wyjazdów. Na profesjonalnych sympozjach zaś nie zawsze mamy śmiałość, by dyskutować z uznanymi autorytetami.

Powołany w Olsztynie Sejmik studencko-doktorancki miał, zatem dać nam możliwość do aktywnej polemiki. Jednocześnie jego bezpośrednia bliskość względem obrad tzw. dorosłych historyków dawała możliwość zadawania pytań, dyskusji. Ośmielano nas.

Chociaż formalnie studenci i doktoranci zostali „wrzuceni do jednego worka” to w rzeczywistości obradowaliśmy osobno. Przyszli magistrzy podzieleni na sekcje epokowe prezentowali wyniki swoich badań w piątek.

Obrady studenckie

Miałem możliwość obserwować obrady sekcji XIX w. Zauważyłem, że, w przeciwieństwie do kwietniowego zjazdu studenckiego, nie było wystąpień słabych. Referenci prezentowali dojrzałe przemyślenia. Widać było ich zaawansowanie w pracach magisterskich i dobre rozeznanie w prezentowanych problemach. Niektórym można było zarzucić niedostateczne przygotowanie do sposobu prezentacji. Jednak przygotowanie merytoryczne nie budziło najmniejszych zastrzeżeń.

Moją uwagę przykuły dwa wystąpienia. Pierwsze – Darii Gławendy z Uniwersytetu Jagiellońskiego nt. źródeł do zagadnienia obrazu Japończyków wśród Amerykanów i Brytyjczyków na przełomie XIX i XX w. Autorka wykazała się dużym krytycyzmem i ostrożnością przy ocenie potencjalnego materiału źródłowego. Sposób narracji był zaś iście frapujący.

REKLAMA

Drugi referat zaprezentował mój kolega z Uniwersytetu Łódzkiego, Kamil Śmiechowski. Nie wypada mi zbytnio zachwalać swojego podwórka. Nadmienię jedynie, że podjął się próby prezentacji zjawiska zainteresowania prasy warszawskiej Łodzią.

Tego dnia miałem również okazję wysłuchać wystąpień studentów w sekcji historii XX w. Niestety, nie dane mi było zapoznać się ze wszystkimi. Interesująca wydała mi się prezentacja Jaremy Słowiaka (UJ) nt. incydentu tonkińskiego. Do frapujących należały również te dotyczące historii mówionej. Karolina Hanus (UJ), Joanna Kalicka (UW) i Katarzyna Nowak (UŁ) przedstawiały tematykę oral history w sposób więcej niż ciekawy. Zwłaszcza wystąpienie pierwszej z wymienionych, dotyczące wykorzystania tej metody w dydaktyce, spotkał się z żywym, i słusznie, zainteresowaniem obecnych.

Z informacji uzyskiwanych od moich kolegów wiem, że w sekcji poświeconej problematyce historii nowożytnej dochodziło do bardzo aktywnych dyskusji. Choć w tych odwiedzanych przeze mnie nie zaobserwowałem aż takiej euforii należy dostrzec, iż referaty, do których nie było żadnych pytań należały do rzadkości. Zawsze znalazł się ktoś zaintrygowany do tego stopnia, by rozwinąć małą dyskusję. Bardzo dobrze to świadczy zarówno o prelegentach, jak i słuchaczach.

Obrady doktoranckie

Następnego dnia odbywały się obrady doktorantów. Nas również podzielono na sekcje tematyczne. Przypadł mi zaszczyt moderowania obrad sekcji XIX i XX w. Poruszane problemy, podobnie jak dzień wcześniej, były niezwykle zróżnicowane. Mieliśmy zatem referaty o wizerunku Bismarcka w polskiej prasie (Rafał Machniak, US) i o muzeum Holocaustu w Holandii (Marta Kargól, UJ). Referenci prezentowali nie tylko dużą dyscyplinę czasową, mieszcząc się prawie idealnie w 20 minutach, ale także dociekliwość i wiedzę. Zadawano pytania z dziedzin, które, przynajmniej teoretycznie, nie leżały w granicach zainteresowań poszczególnych słuchaczy i referentów.

REKLAMA

Język wystąpień był różny. Z jednej strony erudycyjny tekst Wiesławy Duży (UMK), dotyczący wpływu teorii ludności Thomasa R. Malthusa. Z drugiej strony, wystąpienie Ireneusza Edwarda Thomasa wypowiadającego się, jasno, przejrzyście, jednocześnie nieukrywającego swej bezradności wobec braku ścisłych informacji źródłowych na temat pochodzenia Żydów przetrzymywanych w brytyjskim obozie na Cyprze dla nielegalnych imigrantów.

Duże zainteresowanie wzbudziło wystąpienie Dominika Krysiaka (UWM) dotyczące niejednoznaczności materiału archiwalnego zgromadzonego w IPN. Dojrzałość badawcza referenta i krytycyzm zasługują na szczególne podkreślenie.

Wielcy nieobecni?

Niestety należy też odnotować pewien niedosyt. Zrozumiałe wydaje się, iż nie wszystkie wystąpienia musiały wzbudzić zainteresowanie naszych mistrzów, mentorów, idoli, że posłużę się terminem popkulturowym. Jednak szkoda, że przypadki uczęszczania na obrady doktoranckie przez zawodowych historyków należały do chlubnych, ale jednak – wyjątków. Sekcję doktorancką XIX i XX w. odwiedziło ledwie czterech. Trzech na konkretne wystąpienie. Trzeba jednak przyznać, że Autor zaprezentował interesujące zagadnienie a jego przygotowanie pozostawało bez zarzutu.

Z informacji, jakie do mnie docierały, wiem, że w innych sekcjach bywało podobnie. Czasem więcej czasem mniej zawodowców pojawiało się na obradach, ale były to raczej przypadki jednostkowe. Cieszy natomiast ich aktywność. Zabierali merytoryczny głos w dyskusjach. Nawet, jeśli trochę traktowano nas jak młodzików, to nie dano tego odczuć. Zadawano rzeczowe, poważnie postawione pytania. Pobudzano do refleksji.

Integracja

Na Powszechnym Zjeździe nie koncentrowaliśmy się jednak na samym zgłębianiu tajników Klio. Organizatorzy pomyśleli o wspólnych wieczorach. Mieliśmy okazję by napić się piwa, porównać doświadczenia badawcze, powygłupiać się. Pozwoliło to narodzić się, w różnych, często śmiesznych okolicznościach, pomysłom naukowym, które w ciągu najbliższego roku powinny doczekać się realizacji.

REKLAMA

Nie da się ukryć, że reprezentowane były głównie cztery ośrodki naukowe, zarówno w przypadku studentów jak i doktorantów. Najliczniejsza grupa przyjechała z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dalej z uniwersytetów Łódzkiego, Warszawskiego, Mikołaja Kopernika. Pokaźna grupa pochodziła z uczelni podejmującej uczestników Zjazdu – Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Pojedyncze osoby przyjechały z Opola, Katowic, Rzeszowa, Szczecina czy Wrocławia. Byli to jednak głównie referenci. Dostrzegłem również znajome twarze przybyłe w charakterze obserwatorów.

Organizacja

Jak poradzono sobie z organizacją obrad doktoranckich? W moim przekonaniu bardzo dobrze. Zarówno organizatorzy, jak referenci i widownia byli dobrze przygotowani merytorycznie. Zapewne nie obyło się bez jakichś wpadek. Może należało było ulokować wszystkich doktorantów w jednym akademiku? Jednak jest to szukanie na siłę problemów, które dość szybko i sprawnie się rozwiązywały.

Niewątpliwie obecność doktorantów, bardziej niźli studentów, jest wyzwaniem dla organizatorów PZHP. Zwiększa się liczba uczestników studiów trzeciego stopnia. Będą oni chcieli zabierać głos w dyskusjach, brać udział w sympozjach. Dziś mają zdecydowanie więcej możliwości niż mieli ich mistrzowie. Choć mierzą się też z problemami, których tamci nie mieli. Status prawny doktoranta określa go, jako studenta studiów trzeciego stopnia. Nie posiada on jednak żadnych ulg przysługujących studentowi. Łączy go z uczelnią quasi-stosunek pracy. Często zatem nie chce już uczestniczyć w konferencjach studenckich, które stają się dla niego passé. Chce aktywnie brać udział w debacie historycznej, prezentować własne poglądy, nawet jeśli nie zawsze ma do tego śmiałość. Często prowadzi zaawansowane badania.

Trzeba też zauważyć, że jedynie kilka ośrodków naukowych było reprezentowanych. Zapewne do czasu następnego zjazdu liczba ta się zwiększy. Zdecydowanie więcej będzie też samych doktorantów. Zjazd stanie się niepowtarzalną okazją dla doświadczonych historyków by zetknąć się z problematyką i metodami podejmowanymi przez nowe pokolenie. Choć nie zawsze zdają się być otwarci na nowinki to rozumieją potrzebę wymiany pokoleniowej, co podkreślił m.in. prof. Sławomir Kalembka.

Wracaliśmy do domów niezwykle zadowoleni. Staliśmy się częścią historii. Może tym razem bardziej cząstką niż częścią. Może jeszcze nie najważniejszym elementem. Ale kiedyś, może…

Zobacz też

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone