Stanisław M. Jankowski – „Dawaj czasy! czyli wyzwolenie po sowiecku” – recenzja i ocena
Stanisław M. Jankowski, autor znanych książek m. in. Karski. Raport tajnego emisariusza oraz Klucze do wolności, zdecydował się tym razem na historyczną wyprawę do roku 1945. Dla większości ówczesnych mieszkańców ziem polskich był to moment dramatyczny. Wtedy to bowiem okazało się, że odejście Niemców nie przyniesie upragnionego wyzwolenia. Szczególnie na terenach należących do III Rzeszy ludność nie mogła spodziewać się niczego dobrego. Jednak i tutaj rzeczywistość przerosła goebbelsowską propagandę. Jak potem skomentował jeden z mieszkańców Wrocławia: „Po wejściu Rosjan do miasta, było dużo gorzej, niż człowiek się obawiał po tej całej propagandzie”.
Chociaż rabowanie zegarków i rowerów przez czerwonoarmistów weszło nawet do kanonu dowcipu, a okrzyk „Dawaj czasy!” stał się niejako synonimem wyzwolenia, to jednak Jankowski nie skupia się tylko na tym aspekcie. Książka składa się z 34 rozdziałów, ukazujących konkretne przykłady bestialstwa i bezkarności żołnierzy sowieckich. Czytelnik może zapoznać się z akcjami zorganizowanymi, wymierzonymi m. in. w żołnierzy Armii Krajowej i przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, ale również „inicjatywami oddolnymi”.
Dawaj czasy! czyli wyzwolenie po sowiecku to pozycja napisana brawurowo. Sposób prowadzenia narracji powoduje, że jest jedną z lepszych pozycji popularyzatorskich, które ukazały się w ostatnim czasie. Rozwiewa również wiele mitów, których źródeł należy upatrywać w obowiązującej w okresie PRL wykładni historii. Tak było z kwestią podpalenia gnieźnieńskiej katedry, która miała zostać zniszczona, nie w wyniku celowego ostrzału sowieckiego czołgu, ale podczas walk z zabarykadowanymi w niej żołnierzami niemieckimi.
Pasjonująco prezentuje się opis tego, jak organa nowej władzy próbowały walczyć z bandami „sojuszników”. Niewiele osób pamięta dzisiaj, że wicewojewoda katowicki Jerzy Ziętek, zwany na Śląsku Jorgiem, był człowiekiem, który nie krył w sprawozdaniach wysyłanych do Warszawy sowieckich bestialstw. To także dzięki jego zaangażowaniu bardzo szybko zaczęto tworzyć listy górnośląskich górników wywożonych na Wschód.
Jankowski zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny problem. Tyle, ile było osób na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, tyle było „wyzwoleń”. Nie wszyscy mają w pamięci tylko gwałty, mordy, kradzieże i inne bestialstwa. Są osoby, które jako dzieci dostały od sołdata czekoladowego batonika i dla nich to pierwsze zetknięcie z wyzwolicielem już od zawsze będzie kojarzyło się z nieznanym do tej pory smakiem czekolady. Jednak takich relacji jest bardzo mało, albo też te dość miłe pierwsze wrażenia zweryfikowane zostały przez późniejsze zachowanie sowieckich żołnierzy.
U Jankowskiego nie brak również kwestii wykorzystania przez Sowietów byłych niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych – Majdanka i Auschwitz. Szkoda niestety, że autor nie dotarł do bardzo ciekawego źródła, które niewątpliwie wzbogaciłoby jego narrację. W Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau (APMA-B) przechowywany jest niepublikowany do tej pory zarys historyczny Obozy sowieckie oraz obozy Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego na terenie byłego hitlerowskiego obozu KL Auschwitz w latach 1945-1946 autorstwa dr. Andrzeja Strzeleckiego. Rys zawiera m.in. wykaz źródeł przechowywanych w APMA-B oraz w bardzo przejrzysty sposób porządkuje początkowe ustalenia.
Książka Stanisława M. Jankowskiego jest naprawdę wartościową i przystępnie napisaną pozycją popularnonaukową. Można ją bez wahania polecić osobom, które chcą dowiedzieć się prawdy o sowieckim wyzwoleniu, a niekoniecznie mają tyle samozaparcia, by zmierzyć się z opracowaniami naukowymi. Gorąco zachęcam do lektury!