Stalinowski terror – za pięć dwunasta

opublikowano: 2015-06-14, 08:50
wszelkie prawa zastrzeżone
Jak wyglądała geneza wielkiego terroru w Związku Radzieckim? Kto był głównym celem czystek? I co myślał o tym wielki architekt zbrodni – Józef Stalin?
reklama

Moskwa, styczeń 1934

Kirow skończył przemówienie i sala zagrzmiała oklaskami. Dwa tysiące delegatów i gości XVII Zjazdu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) biły brawo. Kirow jako członek Biura Politycznego WKP(b) mógł zasiadać w prezydium. Wolał jednak być wśród swoich. Kiedy wróciwszy z mównicy, usiadł na swoim miejscu w otoczeniu delegatów z Leningradu, na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Stalin, który jak zwykle zajmował miejsce w drugim rzędzie za stołem prezydium, skinął głową z uznaniem, lubił Kirowa, przyjaźnili się. Kirow odpowiedział uśmiechem.

Oklaski nie milkły. Wśród zgiełku słychać było okrzyki: „Kirow! Kirow!”. Mijały minuty, delegaci krzyczeli i bili brawo. Stalin wstał, uniósł ręce i klaszcząc nad głową, pokazał wszystkim, jak bardzo podobało mu się przemówienie towarzysza Kirowa. Delegaci również zaczęli się podnosić i owacja trwała na stojąco. Przez moment sądził, że zapanował nad nastrojami. Aplauz dla Kirowa stał się teraz także aplauzem dla Stalina. Ale kiedy po kilku chwilach, chcąc uciszyć salę, usiadł i udał, że zagłębia się w lekturze materiałów zjazdowych, oklaski przycichły ledwie zauważalnie. Spojrzał znad papierów na delegatów. Już przed przemówieniem powitali Kirowa kilkuminutowymi brawami. Dokładniej przyjrzał się sali. Nie ulegało wątpliwości, że to półtorej setki delegatów z Leningradu podsyca owację dla swojego pierwszego sekretarza. Zajmowali miejsca w środkowych rzędach i stamtąd okrzyki słychać było najwyraźniej.

Pomyślał, że Kirow zaczyna być zagrożeniem. Ten jego liberalizm! Te wezwania do pogodzenia partii z narodem! To może być groźniejsze niż opozycja. Bo opozycja na zjeździe została pokonana. Bucharin, ulubieniec partii i jej główny teoretyk, wzywał, aby wszyscy skupili się wokół towarzysza Stalina, „będącego ucieleśnieniem rozumu i woli partii”.

– Towarzysz Stalin – mówił Bucharin – miał całkowitą rację, gdy rozgromił, wspaniale stosując dialektykę marksistowsko-leninowską, cały szereg teoretycznych przesłanek odchylenia prawicowego, sformułowanych przede wszystkim przeze mnie.

Pokajał się.

Zinowjew nazwał referat Stalina arcydziełem. Kamieniew kajał się żałośnie i obrzydliwie. Radek, Prieobrażenski, Łominadze, Rykow schlebiali wodzowi, nazywali go genialnym i wielkim.

XVII Zjazd WKP(b) prasa nazwała zjazdem zwycięzców. Ale przecież to on, Stalin, zwyciężył. Kolektywizacja wsi okupiona śmiercią wielu milionów chłopów zagłodzonych na śmierć w poprzednich latach wydawała się niektórym towarzyszom zupełną klęską. Chcieli ją powstrzymać, ograniczyć, w gruncie rzeczy chcieli się wycofać i zrezygnować. Kiedy głód na Ukrainie doprowadzał chłopów do ludożerstwa, kiedy do ostatniego człowieka wymierały tysiące wsi, wielu zwątpiło w słuszność kolektywizacji przeprowadzanej takimi metodami.

reklama

On nie miał wątpliwości.

Przecież jednak wygrali! To on wygrał. Kułactwo jako klasa przestało istnieć. Większość chłopskich „średniaków” i „biedniaków” pracuje dziś w kołchozach. Wiele lat temu Lenin powiedział: „Chłopów trzeba wygłodzić”. Głód na wsi w latach 1919–1920 pochłonął pięć milionów ofiar. Głód w latach 1930–1931 był o wiele większy. Lecz jest już ponad dwieście tysięcy kołchozów. Stworzono podstawy do szybkiego rozwoju rolnictwa w przyszłości. Chłopów trzeba nauczyć czytać i pisać, wychować, zmienić ich przyzwyczajenia, wieś dopiero zaczyna się uczyć socjalizmu.

Po rewolucji Lenin ze zdziwieniem przekonał się, że masy nie popierają komunizmu. A przecież teraz robotnicy się zmieniają. W ciągu trzech i pół roku od poprzedniego zjazdu produkcja przemysłu podwoiła się. Stalin mówił o tym w swoim referacie.

Nikita Chruszczow i Józef Stalin, 1936

– Pierwszą pięciolatkę wykonaliśmy chlubnie – powiedział. – Jak mogły się dokonać te olbrzymie przemiany w tak krótkim czasie na terytorium olbrzymiego państwa, z jego zacofaną techniką, z jego zacofaną kulturą? Czy to nie cud?

Zakończono budowę Kanału Białomorsko-Bałtyckiego. Wielka budowa socjalizmu wykonana przez więźniów! Wielka zasługa GPU, policji politycznej i Zarządu Obozów Pracy Poprawczej. Powstały nowe gałęzie produkcji: przemysł maszynowy, samochodowy, lotniczy, chemiczny. Powstało tysiące nowych, wielkich zakładów pracy. Zbudowano największą w Europie hydroelektrownię na Dnieprze, kompleksy metalurgiczne w Magnitogorsku i Kuźniecku, uralskie zakłady maszynowe i chemiczne, fabrykę maszyn rolniczych w Rostowie, fabryki traktorów w Czelabińsku, Stalingradzie, Charkowie; fabryki samochodów w Moskwie i w Sormowie, fabrykę maszyn w Kramatorsku i mnóstwo innych. Przemysł ciężki rozwija się wspaniale.

A Zachód?

Wciąż nie może się podnieść po największym kryzysie gospodarczym, jaki dotychczas przeżywał kapitalizm. Tysiące firm zbankrutowało. Szaleje bezrobocie, masy są pozbawione środków do życia. Kapitaliści popełniają samobójstwo, skacząc z okien swoich wieżowców.

A tu, w Kraju Rad – same sukcesy!

Mówił w swoim przemówieniu: „O ile na XV zjeździe trzeba było jeszcze dowodzić słuszności linii partii i toczyć walkę z pewnymi ugrupowaniami antyleninowskimi, a na XVI zjeździe dobijać ostatnich zwolenników tych ugrupowań, o tyle na obecnym zjeździe nie ma nawet czego dowodzić i bodaj nie ma kogo bić”.

reklama

Nie ma kogo bić? Chyba się pomylił! Jednak trzeba będzie bić, i to wielu… Ale dobrze, że tak powiedział, bardzo dobrze, nie będą się spodziewali… Patrzył na wiwatujących delegatów i nie mógł zrozumieć, dlaczego aż tak fetują Kirowa. Co w nim widzą? Świetnie przemawia, to prawda, ale czy nie rozumieją, kto jest prawdziwym budowniczym zwycięstwa? Cóż. Kirow jest Rosjaninem, nie Gruzinem – jak on. To ci dopiero internacjonaliści!

Siergiej Kirow

W przerwie po głosowaniu w wyborach do nowego Komitetu Centralnego poszedł do swojego pokoju obok sali obrad. Wędrował od ściany do ściany, myślał o sytuacji. Po chwili weszli, niemal wtargnęli, Łazar Kaganowicz i przewodniczący komisji skrutacyjnej Władimir Zatoński. Obaj bardzo zdenerwowani.

– Towarzyszu Stalin – mówił załamującym się głosem Zatoński – jest, niestety, dwieście siedemdziesiąt głosów przeciwko wam. Wprost trudno w to uwierzyć!

Z trudem ukrył wrażenie, jakie to na nim zrobiło. Dwustu siedemdziesięciu przeciw niemu spośród tysiąca dwustu pięćdziesięciu pięciu delegatów z prawem głosu! Nie ma to, co prawda, żadnego znaczenia dla wyboru do Komitetu Centralnego, bo liczba kandydatów jest identyczna z liczbą miejsc, ale ujawnienie takiego wyniku musiałoby zrobić fatalne wrażenie.

– Jak inne kandydatury? Kirow?

– Cztery głosy przeciw.

Stalin milczał. Patrzył wyczekująco na Zatońskiego.

– Co robić? – pytał Kaganowicz.

– A co proponujecie?

– Trzy głosy przeciwko wam i cztery przeciwko Kirowowi? – spytał Zatoński.

Ledwie zauważalnie skinął głową. Był wstrząśnięty wynikiem głosowania. Kiedyś w rozmowie z Leninem powiedział: „Nie jest ważne, kto i jak głosuje. Ważne, kto liczy głosy”. Lenin tylko się uśmiechnął. Teraz widać, jak bardzo miał rację. Delegaci zgotowali mu owację po jego referacie. Wszyscy! A prawie co czwarty zagłosował przeciw niemu. Jawnie go popierają, a potajemnie – głosują przeciw.

Którzy głosowali przeciw?

Tekst jest fragmentem książki „Mrok i mgła”:

Stefan Turschmid
„Mrok i mgła”
Okładka:
broszurowa klejona
Liczba stron:
448
Data i miejsce wydania:
1 (2015)
Format:
135x215
ISBN:
978-83-7818-685-4

Ilu z nich wejdzie do nowego Komitetu Centralnego? Delegaci na zjazd nie są przecież jakimiś przypadkowymi przedstawicielami mas członkowskich partii. Zostali starannie wybrani i umieszczeni na listach wyborczych przez wyższe instancje partyjne. Kaganowicz, szef Wydziału Organizacyjnego KC, już dawno obsadził ludźmi Stalina wszystkie ważniejsze stanowiska w terenowym aparacie partyjnym. Tam dobrze wiedzieli, kogo wysyłają na zjazd. I co? O czym to świadczy?

reklama
Grigorij Zinowiew

Po śmierci Lenina sprzymierzył się z Zinowjewem i Kamieniewem przeciw Trockiemu i pozbawił go kolejno wszystkich stanowisk, aż w 1929 roku siłą wywieziono go z kraju. Popłynął statkiem Iljicz ! Potem sprzymierzył się z Bucharinem przeciwko Zinowjewowi i Kamieniewowi. Zostali usunięci z partii, politycznie uśmierceni. Ale potem się pokajali i przyjęto ich z powrotem. Więc to jest, jak się okazuje, za mało. Trzeba ich zlikwidować nie tylko politycznie, ale i fizycznie. Wydalenie Trockiego za granicę było błędem. Teraz siedzi tam i wypisuje w wielkich zachodnich gazetach, co mu się żywnie podoba. Już w czasie wojny domowej zrozumiał, że jest tylko jeden pewny sposób pozbywania się problemów. Nie ma człowieka, nie ma problemu. Wrogowi można nawet przebaczyć, ale przedtem trzeba go zabić.

Wracał do Kuncewa. Plenum nowego KC kończące zjazd po raz kolejny wybrało go na sekretarza generalnego partii. Innych kandydatur nie było. Wielka i powszechna owacja trwała kilka minut, lecz nie mógł zapomnieć o tych dwustu siedemdziesięciu głosach przeciw.

W środku nocy Moskwa była cicha i wyludniona. Cała trasa do „Bliskiej”, jak nazywano daczę kuncewską – bo z wszystkich willi Stalina była najbliżej centrum Moskwy – była dokładnie odśnieżona. Jechali szybko. Skręcili na szosę rządową, po której mogły się poruszać tylko auta najwyższych dygnitarzy państwowych i partyjnych. W samochodzie było gorąco. Ciążyła mu niemiecka kamizelka kuloodporna, którą od dawna nosił nawet w czasie spotkań z aktywem partyjnym. Szofer, Poskriebyszew i ochroniarz, zwykle rozmowni, tym razem milczeli. Silnik amerykańskiego opancerzonego studebackera pracował cicho. Było duszno. Uchylił nieco dwucalową kuloodporną szybę. Z dala odezwały się kremlowskie kuranty: pierwsze takty Międzynarodówki. Przed rewolucją grały Boże, Caria chrani. Wybiły pierwszą po północy. Wciąż miał przed oczyma wrzeszczących zwolenników leningradzkiego możnowładcy: „Kirow! Kirow!”. Kochał Kirowa, swego przyjaciela, ale nie mógł znieść wspomnienia owacji na jego cześć. Więc to Kirow jest teraz ich natchnieniem!

Tego dnia nie przestał kochać Kirowa. Ale też zaczął go nienawidzić.

Kiedy przyjechali na daczę, odprawił Poskriebyszewa.

reklama

– Dokumenty mogą poczekać do jutra – powiedział. – Wezwij mi na jutro Jagodę.

– Do Kuncewa?

– Nie, na Kreml.

Włodzimierz Iljicz Lenin (1870-1924), zdjęcie wykonane ok. 1916 r. w Szwajcarii.

Zdjął buty z cholewami, w jakich chodził od lat, niezależnie od pory roku, włożył miękkie pantofle. Poszedł od razu do sypialni. Kamizelkę schował w szafie; nawet jego ochroniarze nie wiedzieli, że ją nosi. Odprawił gospodynię, Katarzynę Wasiliewną, nie chciał nic jeść. Wypił szklankę herbaty, nabił fajkę – starego dunhilla, prezent od nieżyjącej już żony Nadieżdy Alliłujewej – zapalił i zaczął swój zwykły spacer po pokoju: od drzwi do okna i z powrotem. Chodził po grubym dywanie, w ciszy słychać było tykanie zegara.

Nie znajdował dobrych rozwiązań. Od dwunastu lat jest sekretarzem generalnym partii. Póki żył Lenin, było to stanowisko czysto organizacyjne. Jeszcze za jego życia powoli i cierpliwie zmieniał funkcję genseka w przywódczą; minęło dwanaście lat, a sekretarz generalny wciąż nie ma wystarczającej władzy. Na zjeździe mówił, że kraj jest nadal oblężoną twierdzą. Potrzebne jest zdecydowane przywództwo. Partia ma być jak żelazna pięść: twarda, jednolita, zjednoczona bezwzględną dyscypliną.

Lenin chciał twórczej dyskusji w partii, a jednocześnie zakazał tworzenia w niej frakcji. A może tylko tworzył pozory, udawał, że zależy mu na tych resztkach demokracji wewnętrznej? Przecież zawsze popierał wszystkie jego poczynania zmierzające do uczynienia z partii bezwolnego i posłusznego narzędzia.

Od dawna to wie, wiele razy o tym myślał: Partii jest potrzebny samodzierżca, krajowi jest potrzeby car – gosudar, wielki i samowładny. Ma budzić strach. Tylko taki władca może uczynić ze Związku Radzieckiego światowe mocarstwo. Nie jest konieczne, żeby ludzie myśleli tak samo jak wódz. Konieczne jest, żeby się bali. Poglądy można zmienić, strach jest dużo bardziej trwały i o wiele skuteczniejszy. Przypomniała mu się próba sprzed kilku lat zorganizowania antystalinowskiej demonstracji w rocznicę rewolucji. Tajna drukarnia trockistów! Dla niego od początku nie była tajna ani drukarnia, ani przygotowania do demonstracji. Pozwolił, żeby sobie pokrzyczeli, sami dali dobry powód wyrzucenia ich z partii.

Nawet sprawa Riutina niczego nie nauczyła towarzyszy z politbiura. Nie udało mu się przeforsować decyzji rozstrzelania tej kanalii, która odważyła się jawnie wzywać do obalenia samego Stalina.

Tekst jest fragmentem książki „Mrok i mgła”:

Stefan Turschmid
„Mrok i mgła”
Okładka:
broszurowa klejona
Liczba stron:
448
Data i miejsce wydania:
1 (2015)
Format:
135x215
ISBN:
978-83-7818-685-4

Do nowego po zjeździe politbiura weszli tylko ci towarzysze, których chciał w nim mieć. Jednak i tak ten skład nie jest najlepszy. Wśród liczących się bolszewików z jakim takim autorytetem i przeszłością – lepszych, pewniejszych, po prostu nie ma. Kolejny raz myślał o układzie sił.

reklama
Woroszyłow, Mołotow, Stalin i Jeżow na brzegu kanału Moskwa-Wołga (domena publiczna).

Kaganowicz, Woroszyłow i Mołotow są najwierniejsi.

Kaganowicz, syn szewca, który ledwie umie pisać, co u Żydów, nawet najbiedniejszych, właściwie nigdy się nie zdarza. Ma do wodza stosunek nabożny. To on kiedyś powiedział: „Wciąż mówimy o leninizmie, a przecież Lenin od dawna już nie żyje. Mówmy o stalinizmie!”.

– Lenin był wysoką wieżą, a ja jestem tylko małym pionkiem – odpowiedział skromnie, lecz w głębi serca był bardzo zadowolony. Kiedy wzywa go na rozmowę w cztery oczy, Łazar bywa przejęty i stremowany jak uczniak.

Woroszyłow – niezbyt lotny wojskowy. Znajomy jeszcze z Kaukazu, potem był z nim w czasie wojny domowej pod Carycynem, dzisiejszym Stalingradem. Klimient spisał się wtedy dobrze, lecz teraz nie nadąża za rozwojem doktryn wojennych; kawaleria jest dla niego wciąż ważniejsza niż czołgi. Ale to przyjaźń z konspiracji i frontu, nadal bardzo mocna.

Mołotowa poznał w 1912 roku w redakcji „Prawdy”, jako jej twórcę i redaktora naczelnego. Ale wkrótce to Stalin decydował w gazecie o wszystkim. Jedyny człowiek z otoczenia wodza, który rozmawia z nim jak równy z równym. Zna świat, Europę. Łączy ich więź intelektualna i emocjonalna. Też przyjaciel, choć nie tak bezkrytyczny jak inni. Pracowity. Lenin nazywał go „kamienną dupą”, bo potrafi przez niezliczoną liczbę godzin pracować przy biurku.

Sergo Ordżonikidze. Gruzin, przyjaciel młodości. Gwałtowny, zapalczywy i szczery. Swoją karierę zawdzięcza Stalinowi, a mimo to wciąż buntuje się przeciw radykalnym metodom walki z opozycją. Właśnie próbował wysunąć kandydaturę Kirowa na stanowisko genseka!

Walerian Kujbyszew

Kujbyszew, wykształcony ekonomista i poeta. Alkoholik, mimo to dobry administrator, schorowany i zapijaczony, więc często nieobecny. Także przeciwny radykalnym metodom umacniania władzy. Zawsze przyłącza się do zdania większości. Kiedy wyczuje, że większość jest przeciw Stalinowi, też się przyłączy.

Kalinin, starszy pan z kozią bródką, jedyny chłop wśród najwyższych dostojników państwowych. Amator młodych dziewcząt, zawsze potulny wobec żądań Stalina. Póki ten rządzi! Co myśli naprawdę i co zrobi, gdy poczuje, że Stalin mógłby utracić władzę?

Andriejew. Twardy proletariusz; w czasie akcji odbierania chłopom plonów oświadczył, że żądane przez partię ilości zboża na teraz może dostarczyć w ciągu pięciu lat. I obraził się, kiedy wódz go zwymyślał. Musiał go potem dwa razy przepraszać. Kiedy indziej wystąpił wraz z innymi przeciw sądzeniu sabotażystów z fabryki kombajnów na Zaporożu. Nawet najwierniejsi, Kaganowicz i Mołotow, też się wtedy zbuntowali!

reklama

Kosior. To właśnie on w czasie zjazdu spiskował z Ordżonikidzem i Mikojanem w celu wysunięcia kandydatury Kirowa na stanowisko sekretarza generalnego partii.

Kirow. W pracy typ zachodnioeuropejskiego biurokraty. Dawniej i on poczynał sobie krwawo, wprowadzając władzę bolszewików w Astrachaniu. Cztery tysiące zabitych wrogów rewolucji. Kiedy złapano burżuja, który chciał odzyskać własne meble – mówiąc po prostu, ukraść – bez wahania skazał go na rozstrzelanie. Na tym zjeździe Kirow nie chciał kandydować na stanowisko genseka i sam lojalnie poinformował, że odrzucił propozycję kandydowania. Ale na przyszłym?

To właśnie Kirow przekonał politbiuro, żeby dać Riutinowi tylko dziesięć lat więzienia. Ordżonikidze też był przeciw likwidacji Riutina. Tak jak i Kujbyszew. Inni byli niezdecydowani, dopóki nie wstał Kirow i ich nie przekonał. Zabijać tysiące i setki tysięcy zwykłych obywateli nie było dla żadnego z nich problemem. Ale rozstrzelać jednego zasłużonego bolszewika – to dla nich zbyt trudne! Wciąż pokutuje to nieszczęsne niepisane prawo, że członków partii nie skazuje się na śmierć za przestępstwa polityczne. Argumenty Kirowa okazały się dla politbiura bardziej przekonywające niż jego. Tylko Kaganowicz, „Żelazny Łazar”, zdecydowanie żądał kary śmierci dla Riutina.

Musiał się wycofać. Wszystko się w nim burzyło, lecz szybko przyznał rację Kirowowi. Polityk musi umieć czekać: przyjdzie czas i na Riutina. Machnął ręką, udając, że bagatelizuje całą sprawę. „Cóż, jeden Riutin nie przeszkodzi budowie socjalizmu w ZSRR” – powiedział. Już wtedy pomyślał, że GPU się nie popisało. Mogli rozstrzelać Riutina bez mieszania do tego władz politycznych. Tak, bezpieka wciąż jest za słaba. Mienżynski mógłby mieć więcej inicjatywy. Zestarzał się, trzeba na jego miejsce postawić Jagodę.

Lew Kamieniew i Włodzimierz Lenin

Komitet Centralny podjął uchwałę o wyrzuceniu z partii wszystkich, którzy wiedzieli o istnieniu grupy kontrrewolucyjnej lub czytali odezwę Riutina i nie poinformowali o tym władz. Ale i to niewiele zmieniło. Nie pomogła generalna czystka w partii, zarządzona przez KC w styczniu 1933 roku. Do tej pory wyrzucono ponad osiemset tysięcy niepewnych politycznie. I co z tego? Wyrzucanie z partii niczego nie rozwiązuje. Po jakimś czasie wielu przyjmuje się ponownie, a inni, widząc to, nie mają się czego bać. Kamieniew i Zinowjew byli już dwa razy wyrzucani z partii. Potem przyznawali się do błędów, kajali się, wyznawali swoje winy – i znów zostali przyjęci. W partii – jak w Kościele. Po szczerej spowiedzi odpuszczenie grzechów i oczyszczenie. Tak dłużej być nie może! Dwustu siedemdziesięciu skreśliło go na liście kandydatów do Komitetu Centralnego. Dwustu siedemdziesięciu się ośmieliło, a ilu nie skreśliło go tylko ze strachu? Dwulicowcy!

reklama

Stanął przy oknie, odsunął firankę i patrzył na oszronione drzewa i krzewy. Mieszka w Kuncewie dopiero od kilku dni. Dacza jest istną twierdzą. Opasana dwoma kręgami trzymetrowego muru, składa się z piętrowego budynku głównego pomalowanego na ochronny, zielony kolor i parterowych pawilonów dla prawie stuosobowej ochrony NKWD, ogrodnika, dwóch zmian kucharek i kelnerów, sprzątaczek, kierowców i mechaników. Prócz tego pawilon biblioteki, wartownie i garaże.

Wiatr niósł smugi śniegu na drogę wiodącą do bramy wjazdowej. Noc była jasna. Zobaczył w oddali, jak jeden z wartowników wyszedł z dyżurki, zdjął rękawice i zapalił papierosa. Czy jego ochrona nie jest trochę niedbała? Trzeba o tym porozmawiać z Własikiem.

A jaką ochronę ma Kirow? Znów ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się przy stole, wyczyścił i wystukał wygasłą fajkę. Ruszył do drzwi i wtem ta myśl uderzyła go tak nagle, że aż stanął i przysiadł na łóżku.

Tak, to dobra myśl, świetna!

W Rosji takie rzeczy już się zdarzały. Przecież to carska Ochrana zorganizowała rzekomo eserowski zamach na premiera Stołypina – w którym to roku było… w 1911?

Tekst jest fragmentem książki „Mrok i mgła”:

Stefan Turschmid
„Mrok i mgła”
Okładka:
broszurowa klejona
Liczba stron:
448
Data i miejsce wydania:
1 (2015)
Format:
135x215
ISBN:
978-83-7818-685-4
Nikołaj Bucharin

Wstał, ruszył w swoją wędrówkę po pokoju i wszystko stało się proste. Teraz sprawy zaczęły układać się w spójną całość, cele rysowały się jaśniej, a zamiary poczęły krystalizować się w plany. Gdyby Kirow zginął w zamachu, nie można by tego uznać za dzieło pojedynczego szaleńca. To byłby wstrząs! Jak w Niemczech pożar Reichstagu. Nie jakaś miękka – w gruncie rzeczy legalna – wewnątrzpartyjna opozycja w rodzaju Riutina czy Bucharina i innych. To musiałby być spisek zakrojony na dużą skalę i kierowany z zagranicy, oczywiście przez Trockiego, a tu w kraju obejmujący wielu działaczy wysokiego szczebla dążących do obalenia władzy radzieckiej. Planowaliby wiele zabójstw przywódców, przede wszystkim samego Stalina i wszystkich członków politbiura. Nie, nie wszystkich… lepiej tylko niektórych. Nie wszystkim można przyznać ten zaszczyt… Pozostałych trzeba w to uwikłać, a potem…

reklama

Musiałyby się posypać głowy.

Starzy bolszewicy nie rozumieją, kto odegrał najważniejszą rolę w rewolucji. Piszą wciąż jakieś wspomnienia i fałszują historię. Nie wiedzą, co rewolucja zawdzięcza Stalinowi. Trzeba poprawiać podręczniki, uczyć ludzi historii partii. Trzeba z tym skończyć.

To po pierwsze.

Po drugie, starzy bolszewicy-ideowcy nie są już potrzebni. Mają władzę, o której nawet nie śnili carscy namiestnicy, żyją wygodnie, mają dacze i kochanki, obrośli w piórka, nie chce im się pracować, chcą spokojnie spożywać owoce zwycięstwa. Lenin nauczał, że rewolucjonistów po pięćdziesiątce trzeba wysyłać do praojców. Teraz potrzebni są posłuszni i sprawni wykonawcy.

Po trzecie, to ciemniacy.

Siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent sekretarzy obkomów i rajkomów to półanalfabeci. Nie nadają się w czasach industrializacji i przebudowy kraju. Zwykłe odsunięcie ich od władzy oznaczałoby wyhodowanie nowej opozycji. Trzeba ich zlikwidować. Potrzebni są ludzie młodzi, wykształceni i energiczni.

Jednym ruchem można by rozwiązać problem Kirowa, rozprawić się z opozycją i całą resztą.

Od dawna lubi Kirowa. Ba! Kocha go! Ale trudno… Lubi jego wesołość, entuzjazm, szczerość, prostoduszność. Są ze sobą na ty. Zapraszał go na wspólne wakcje do Soczi. Zupełnie nie interesował się swoimi synami, a troszczył się o jego zdrowie. Kilka lat temu podarował mu egzemplarz swojej książki O Leninie i leninizmie z dedykacją: „Dla S.M. Kirowa, mego przyjaciela i ukochanego brata, od autora”. Kiedyś spytał:

– Co najbardziej kochasz, Siergiej?

– Pracę – śmiał się Kirow. – Bolszewik powinien kochać pracę bardziej niż żonę.

– I co jeszcze?

Kirow zamyślił się i spoważniał.

– Oczywiście ideę.

No trudno, myślał. Chciał Kirowa ściągnąć na stałe do Moskwy, pozbawić zaplecza, oderwać od korzeni – organizacji partyjnej Leningradu. Ale Siergiej Mironowicz – Kirycz, jak go nazywał – nie chciał. Mgliście obiecywał, że przeprowadzi się dopiero zimą. Dotychczas był pożyteczny, a teraz stał się szkodliwy. Więc musi odejść, tak trzeba. Mienżynski jest już do niczego, bardziej niż praca obchodzą go starożytne eposy. Jagoda będzie się nadawał do tego zadania. Jak najbardziej…

reklama

Spacerował po pokoju zasnutym dymem. Zegar wybił drugą, a potem trzecią. Kiedy wydzwonił pół do czwartej, plan był gotowy. Pozostało przemyśleć różne warianty sytuacji i posunięcia na każdą możliwą ewentualność rozwoju sytuacji, dopracować szczegóły. Kładąc się do łóżka, snuł powiązania między spiskowcami i układał treść aktów oskarżenia. Napisze je Wyszynski. Dobrze się sprawdził jako sędzia w procesie szachtyńskim. On wie, co Stalin wie o jego przeszłości… Jeszcze będąc mienszewikiem, Wyszynski osobiście podpisał nakaz aresztowania samego Lenina. Widział w wyobraźni procesy zdrajców i kary śmierci wykonywane natychmiast po wyrokach, na mocy specjalnego dekretu. I ogromne, krzyczące nagłówki artykułów w gazetach.

Gienrich Jagoda wizytujący budowę kanału Moskwa-Wołga (1935)

Położył się na jednej z kilku kanap zawsze zaścielonych dla niego na noc, stojących w prawie każdym z wielu pokoi, otwieranych tylko od wewnątrz za pomocą elektrycznych zamków. Gdyby ktoś chciał go zabić, nie mógłby zgadnąć (bo wiedział to tylko Stalin), gdzie dziś pójdzie spać przywódca – nie tylko, czy w mieszkaniu na Kremlu, czy w którejś z czterech dacz i czterech domów, ale nawet – w którym pokoju, na której kanapie.

Zasnął głęboko, odprężony i spokojny.

Kiedy kilkanaście minut przed dwunastą wchodził do swego gabinetu na piętrze w dawnym budynku Senatu na Kremlu, Jagoda już czekał. Swoją nieodłączną, zniszczoną, starą teczkę oddał Poskriebyszewowi, kierownikowi nieformalnego specjalnego wydziału KC, osobistemu sekretarzowi Stalina. Taka jest procedura, Stalin nie lubi teczek; w teczce można schować różne niebezpieczne przedmioty.

Minął go w milczeniu i wszedł do siebie. Jagoda czekał ponad pół godziny i zaczynał się już niepokoić. Gdy wódz stanął w drzwiach, Jagoda zerwał się z krzesła i wyprężył w postawie na baczność. Stalin miał zarzucony na ramiona gruby kożuch. O czapce, jak zwykle, zapomniał.

– Chodźcie, Gienrich, przejdziemy się po parku.

Zastępca szefa tajnej policji ruszył za wodzem, chwytając po drodze płaszcz z wieszaka w korytarzu. Oficer dyżurny w przejściu trzasnął obcasami, a jeden z wartowników otworzył przed nimi drzwi. To samo powtórzyło się na parterze. Wołowicz, osobisty ochroniarz Stalina, szedł tuż za nimi. Kiedy wyszli na dziedziniec Kremla, został w tyle na dwadzieścia kroków. Pogoda była bezwietrzna, słoneczna, drzewa stały ośnieżone w nieruchomym powietrzu. Szli w milczeniu aleją wymiecioną do bruku, Jagoda pół kroku w tyle. Stalin zatrzymał się przy starym modrzewiu i pilnie przyglądał się wierzchołkowi drzewa. Płomiennoruda wiewiórka przeskakiwała na dół z gałęzi na gałąź, strząsając małe chmurki suchego śniegu. Kiedy znieruchomiała u podnóża pnia, Stalin wyjął z kieszeni kożucha małe tekturowe pudełko i wysypał na śnieg kilka pokruszonych orzechów. Wiewiórka przyglądała się okruszkom, ale nie odważyła się zbliżyć. Stalin zaczął odsuwać się krok po kroku do tyłu i ramieniem zgarnął Jagodę, dając znak, żeby i on się wycofał. Wiewiórka podbiegła i wzięła kawałek orzecha w łapki.

Tekst jest fragmentem książki „Mrok i mgła”:

Stefan Turschmid
„Mrok i mgła”
Okładka:
broszurowa klejona
Liczba stron:
448
Data i miejsce wydania:
1 (2015)
Format:
135x215
ISBN:
978-83-7818-685-4
reklama
Komentarze
o autorze
Stefan Türschmid
Urodzony w 1946 roku w Łodzi. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego, Od roku 1968 działacz nielegalnej antykomunistycznej organizacji Ruch (razem ze Stefanem Niesiołowskim i Andrzejem Czumą), aresztowany za działalność opozycyjną, redaktor "Tygodnika Solidarność Ziemi Łódzkiej". Autor powieści Olimpiada zabójców i Cień Lucyfera. Wielki miłośnik i znawca koni, trener jeździectwa.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone