Stacy Schiff – „Czarownice. Salem, 1692” – recenzja i ocena
Stacy Schiff – „Czarownice. Salem, 1692” – recenzja i ocena
Proces czarownic z Salem przeszedł na stałe do historii Ameryki Północnej i do dziś pobudza wyobraźnię. Do tej sprawy wielokrotnie nawiązywały dzieła literackie i filmowe. Amerykańska autorka Stacy Schiff postanowiła w swojej książce podjąć próbę odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do śmierci 21 osób w wyniku oskarżenia o czary.
Stacy Schiff, choć nie jest zawodowym historykiem, „odrobiła lekcje” każdego historyka – czyli poszukała źródeł. Było to o tyle karkołomne, że niewiele śladów zostało po najsłynniejszym polowaniu na czarownice w Nowym Świecie. Widać wyraźnie, że członkowie społeczności kolonii Massachusetts postanowili zapomnieć o tym „incydencie” po wsze czasy…
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że ta książka historyczna jest bardziej mieszanką kryminału, thrillera oraz reportażu – nie traci jednak na wartości merytorycznej. Połączenie świetnego, żywego, niemal reporterskiego języka (czasem okraszonego ironicznym komentarzem) świetnie sprawdziło się i poskutkowało Nagrodą Pulitzera. Amerykańskie zachwyty nad Czarownicami są jak najbardziej uzasadnione.
W moim odczuciu niedobór materiałów dotyczących samej afery ze słynnym procesem paradoksalnie wyszedł tej książce na plus. Schiff wypełnia „brakujące strony” o czymś równie ciekawym – opisem purytańskiego społeczeństwa. Budując biblijny raj idealnych chrześcijan, angielscy protestanci nie uznawali żadnych kompromisów. Owładnięci chęcią zbawienia wszystkich i wszystkiego, wprowadzili surowa, niemal drakońską dyscyplinę życiową. Ujednolicenie społeczeństwa na „bożą” modłę było trudnym zadaniem, ale fanatyczni pastorzy mieli im w tym pomóc.
Tyle, że ten ideał nie istniał – przynajmniej na kartach Czarownic. Wielu ludzi nie było w stanie wpasować się w narzucony kierat. Odstając od normy, stawało się wrogami. Schiff krok po kroku opisuje, kto stawał się wrogiem i w jaki sposób go „resocjalizowano”. Jej barwne opisy dają nie tyle do refleksji, co skłaniają do zadawania pytań kolejnych pytań – czemu w Nowym Świecie ludzie przez cały rok oddawali się zbiorowej histerii?
Autorka nawet nie próbuje dać jednoznacznej odpowiedzi. Jej książka to raczej opis specyficznego zjawiska oraz środowiska, w jakim to zjawisko wyewoluowało. Jak to zawsze bywa, teoria mijała się z praktyką. Potomkowie słynnych pielgrzymów szukających nowego Jeruzalem przewieźli ze sobą wady Starego Świata. Chcieli mieć wspaniałych duchownych, prowadzących ich do zbawienia… ale nie bez uszczerbku dla sakiewki. Stąd częste w Nowej Anglii spory między pastorami a wiernymi. Okazuje się, że chciwość jest grzechem równie silnym wśród purytanów, co u znienawidzonych przez nich papistów.
Życie na prowincji było ciężkie, dni monotonne i pełne trudu. Dodajmy do tego surową dyscyplinę i nie dziwmy się, że nastolatki zaczęły w Salem zachowywać się jak nomen omen opętane. Czy ktoś postanowił to wykorzystać do załatwienia porachunków z sąsiadami? Ja odniosłem takie wrażenie z lektury Czarownic. Bo z jakiegoś powodu pobożni purytanie pozacierali liczne ślady z całej tragedii, że nie sposób zrozumieć co się w Salem właściwie stało. Schiff nie wyjaśniła zagadki – ale nie było to chyba jej celem, co raczej pobudzenie do zastanowienia się. Ze mną się jej udało.