Śrubki w Shermanie, czyli studenci o wojskowości
Początek wywołał lekko mieszane uczucia. Udział w inauguracji generała broni Mieczysława Bieńka, którego zaproszenie nie było jedynym dobrym pomysłem organizatorów, zapowiadał, że uroczystość otwierająca konferencję będzie ciekawsza niż wiele jej podobnych. Niestety, generał nie zabłysnął, a jego przemówienie zostało zgodnie ocenione przez zebranych jako zwyczajnie nudne. Na szczęście na wysokości zadania stanął prof. Marek Wilczyński, dyrektor Instytutu Historii AP, którego wykład był zdecydowanie bardziej interesujący.
Po przerwie obiadowej w poszczególnych sekcjach tematycznych rozpoczęły się obrady. Jak to zwykle bywa, tematy prac, jak również ich poziom merytoryczny, były zróżnicowane: wysłuchać można było zarówno opartych na źródłach referatów dotyczących mało znanych zagadnień, jak i faktycznych streszczeń literatury traktującej o dobrze już przebadanych wydarzeniach. Cieszyć może różnorodność zainteresowań uczestników konferencji: w sekcji historii starożytnej bardzo spodobało się wystąpienie na temat słoni bojowych w starożytności, w sekcji historii nowożytnej oryginalnością wyróżniała się wypowiedź poświęcona wojnie japońsko-koreańskiej 1592-98, a w sekcji historii XX wieku posłuchać można było m.in. o szydełkowaniu dla armii, czyli białej propagandzie Brytyjczyków w czasie II wojny światowej.
Ważniejsze od samych referatów są często dyskusje, do których dochodzi po ich wygłoszeniu. Tak było i tym razem – źle przygotowani prelegenci liczyć się musieli z - konstruktywną na szczęście - krytyką, pozostali korzystali z możliwości wymiany poglądów, wzbogacenia wiedzy i zaczerpnięcia inspiracji do dalszych badań. O historykach wojskowości mówi się nieraz, że potrafią godzinami spierać się o techniczne drobiazgi bez faktycznego znaczenia, takie jak ilość śrubek potrzebnych do skonstruowania Shermana. Krakowska konferencja pokazała, że wypadki takie należą do rzadkości, a zagadnienia podnoszone w czasie rozmów były na ogół znacznie ciekawsze. Pracowici i elokwentni autorzy mogli liczyć na specjalne wyróżnienie: po zakończeniu obrad w danej sekcji odbywało się głosowanie na najlepszy referat – wybrana osoba była nagradzana książką.
Nie samą historią wszakże człowiek żyje i nawet najwięksi pasjonaci muszą jeść i pić, szczególnie jeśli mogą w tym czasie przebywać w towarzystwie podobnych sobie ludzi. Spragnieni integracji studenci mogli posilić się i bawić pierwszego dnia wieczorem na bankiecie przygotowanym w pełnym samolotów hangarze Muzeum Lotnictwa Polskiego, które było współorganizatorem konferencji. Na jego terenie obradowała też sekcja II wojny światowej. Przyznać trzeba, że mimo panującego w pomieszczeniu zimna, chyba wszyscy zadowoleni byli z atmosfery imprezy. Również drugiego dnia była okazja, by lepiej się poznać, tym razem w wybranym przez organizatorów pubie.
Dzień drugi to oprócz kontynuacji obrad i zabawy integracyjnej również wybory miejsca, w którym odbędzie się przyszłoroczna, piąta konferencja. Dopiero drugie głosowanie pozwoliło wyłonić zwycięzcę, którym został Uniwersytet Gdański i jego koło naukowe. Nowym organizatorom życzymy powodzenia!
19 listopada to dzień imprez towarzyszących konferencji. Do godziny 15 trwały na terenie MLP pokazy grupy rekonstrukcyjnej i najnowszych komputerowych gier wojennych (kilkanaście stanowisk komputerowych przygotował portal Valkiria), a także prezentacja gier wojennych na makietach. O 11 rozpoczęły się natomiast wycieczki po Krakowie, w trakcie których zapoznać się można było, m.in. z fortyfikacjami miejskimi z XVI i XVII wieku oraz późniejszymi - austriackimi.
Pomimo drobnych wpadek (np. niedostateczna ilość rzutników, które zapewnić miała Valkiria), IV Ogólnopolską Konferencję Studentów Historyków Wojskowości można z pewnością uznać za sukces, a pomysły organizatorów, takie jak współpraca z placówką muzealną czy nagrody dla autorów najlepszych referatów, warte są wykorzystania przy następnych tego typu okazjach. Miejmy nadzieję, że przyszłoroczny zjazd będzie co najmniej równie udany.