Spór o mundury, czyli rekonstruktorzy kontra neonaziści

opublikowano: 2018-08-04, 14:24
wolna licencja
Z początkiem roku w mediach wzrosło zainteresowanie neonazistami. Potem pojawił się słynny materiał o świętowaniu urodzin Hitlera w lesie. Wreszcie organizator owego wydarzenia, w przesłanym „Gazecie Wyborczej” oświadczeniu, stwierdził – jestem rekonstruktorem...
reklama

Kontrowersje związane z ludźmi odtwarzającymi drugowojenne niemieckie jednostki wojskowe były od dawna pożywką dla portali plotkarskich. Nie brakuje bowiem w Polsce osób, które nie rozumieją i nie popierają tej formy pamięci historycznej. Nawet odtwarzając polską formację z okresu Bitwy Warszawskiej spotykam się czasem z opiniami, że to przecież „zabawa w wojnę i pokazywanie jej jako czegoś atrakcyjnego”. Czego musi się nasłuchać więc człowiek, który na czas pokazów przebiera się za Niemca?

Do tej pory były to tylko niegroźne utarczki słowne. Swego rodzaju rozgrywanie w publikowanych materiałach nastrojów części osób, na którym zarabiały niektóre media. Jednak od emisji programu o urodzinach Hitlera, sprawy zaczęły niebezpiecznie się rozpędzać.

Linia Mołotowa – rekonstrukcje historyczne w Sanoku (fot. Silar, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Ogólny).

Panika i sensacja

I nie chodzi tylko o to, że jak grzyby po deszczu wyrastały twory o tytułach w rodzaju „Tylko zabawa, czy neonazizm?”, lub „Neonaziści legalnie paradują w mundurach po mieście”. Ściganie „neonazistów w przebraniu” stało się modnym tematem, na fali którego zaczęto rekonstruktorom mocno uprzykrzać życie. Grupa Rekonstrukcji Historycznej Die Walküre przekonała się o tym na własnej skórze, gdy po akcji masowego zgłaszania, zorganizowanej przez pewną „propolską” fundację, utraciła swój długo pielęgnowany profil na Facebooku. Nie pomogły tłumaczenia, że to projekt historyczny, a nie propagowanie ustroju totalitarnego, że nie pojawiały się na stronie żadne kontrowersyjne treści, że zgłoszenia są wynikiem zorganizowanej nagonki. Wszystkie publikacje i zasięg wśród użytkowników, który wypracowała sobie grupa, przepadły bezpowrotnie. Tylko dlatego, że ktoś wolał dmuchać na zimne i ulec presji zgłoszeń, zamiast trzymać dalej chwilowo gorącego (choć w świetle prawa w pełni legalnego) „kartofla”.

Niemal od razu został założony nowy fanpage, jednak i dzisiaj, gdy temat neonazistów już przycichł, nadal nie udało się wrócić do poziomu sprzed medialnego ataku. Później nikt też grupy nie przeprosił za działanie pod wpływem chwili. A warto dodać, że Die Walküre zajmuje się odtwarzaniem formacji… łączności.

Politycy zapowiadali zajęcie się nagłośnioną sprawą ludzi propagujących w Polsce nazizm, a na rekonstruktorów padł strach, że może powtórzyć się scenariusz z Niemiec. To znaczy – niemal całkowicie zakaże się pokazywania przedmiotów i symboli związanych z Hitlerem, niezależnie od kontekstu. Część osób obawiała się też, czy na fali pokazowego przeciwdziałania neonazizmowi nie trafi do więzienia. Co chwila pojawiały się prośby o wywiad od mniejszych i większych mediów. Zapobiegliwe środowisko postanowiło solidarnie zbojkotować dziennikarzy, którzy prawdopodobnie szukali kolejnej sensacji jego kosztem. Pojawiło się tylko kilka wypowiedzi w tekstach, które zasadniczo broniły tego rodzaju hobby, lub pozostawały względnie neutralne.

reklama
Schwytanie polskiego żołnierza przez oddział niemiecki – rekonstrukcja historyczna (fot. Jakub Jankiewicz, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe).

Ludzie z lasu i zasady

Wszystko dlatego, że leśnemu przebierańcowi jakiś prawnik podpowiedział całkiem sensowną linię obrony. Zgodnie z paragrafem 3 Art. 256 Kodeksu Karnego propagowaniem nazizmu nie jest działalność artystyczna, edukacyjna, kolekcjonerska, lub naukowa. Wszystkie, lub prawie wszystkie te dziedziny zamykają się w klamrze hasła „rekonstruktor”. I tak człowiek, który wykrzykiwał w lesie głupoty w rodzaju „Za Adolfa Hitlera, za naszą ojczyznę ukochaną Polskę” stwierdza, że zajmuje się działalnością rekonstruktorską.

Problem polega jednak na tym, że samo założenie munduru, nawet w towarzystwie podobnie czyniących kolegów, nie jest jeszcze rekonstrukcją historyczną. W Polsce mamy spory kłopot ze zrozumieniem, czym właściwie ta działalność jest. W dużym stopniu wynika to z faktu, że nawet w samym środowisku, obok właściwych Grup Rekonstrukcji Historycznej (GRH), funkcjonują zgrupowania, które tylko się za rekonstruktorów uważają. Nie mówiąc już o innych formach działań różnych przebierańców, które z rekonstruktorami nie mają nic wspólnego.

To prawda, brakuje ścisłych norm, na podstawie których można by sztywno weryfikować „kto jest kto”. Są jednak pewne wypracowane przez społeczność pasjonatów standardy, które pozwalają odróżnić ludzi w kostiumach od rekonstruktorów. Niestety, osoby z zewnątrz ich nie znają. A jeśli laik widzi człowieka w „jakimś niemieckim mundurze”, mówiącego „jestem rekonstruktorem”, to po prostu mu wierzy. Nie wiem, czy istnieje jakieś natychmiastowe, skuteczne rozwiązanie tej sytuacji, ale może parę słów na temat wspomnianych standardów pomoże osobom spoza środowiska w krytycznym patrzeniu na ludzi w mundurach.

GRH polskiego oddziału piechoty – 84 Pułku Strzelców Poleskich (fot. Kominek1993, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported).

Ucząc (się), bawić

Jeszcze raz sparafrazuję ustawę – rekonstruktor zajmuje się działalnością artystyczną, edukacyjną, kolekcjonerską i naukową. Zacznijmy od naukowej – pierwszą rzeczą, jaką musi zdobyć człowiek przychodzący do wartościowej GRH, jest wiedza. Wielu wstępujących to studenci historii, czy pracownicy muzeów, ale każdy zainteresowany może rozwijać się w tym kierunku. Bardziej doświadczeni koledzy z grupy pomagają, tłumaczą, pokazują, podrzucają odpowiednie książki i publikacje, wreszcie cierpliwie odpowiadają na pytania. Bo wszystkim zależy na jakości, a standardy w dobrych grupach są bardzo wysokie. Najlepsi eksperci potrafią przykładowo rozpoznać na filmie guzik od munduru, który nie miał prawa istnieć w momencie rozgrywania się akcji, bo został wprowadzony regulaminowo dopiero rok później. Potrafią też dostrzec źle skrojoną kieszeń, albo malowanie hełmu wykonane nieodpowiednią farbą, która inaczej odbija światło. A mówimy tu tylko o wiedzy dotyczącej sprzętu.

Oczytanie historyczne to druga, równie pielęgnowana sprawa. Tak ciekawych dyskusji, jak te toczone między członkami grup wieczorami przy ogniskach, ciężko szukać nawet na uniwersytetach, czy w programach historycznych. W dodatku ta wiedza wchodzi w człowieka naturalnie, nie wiadomo kiedy, jako integralna część działalności rekonstrukcyjnej.

reklama

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

Zaczynając swoją przygodę z GRH wiedziałem tyle, że będę odtwarzał polskiego żołnierza z czasów wojny z bolszewikami – „tej takiej wojny od Piłsudskiego i Bitwy Warszawskiej”. Nigdy wcześniej mnie to specjalnie nie interesowało, po prostu chciałem brać udział w rekonstrukcjach. A trzy lata później napisałem na ten temat licencjat. W dodatku z wielką przyjemnością, bo przy okazji mogłem naczytać się mnóstwa wspomnień i gazet z epoki. Epoki, która stała się – nie wiadomo kiedy – moim „konikiem”. I jak kiedyś sam śmiałem się z tych wspomnianych guzików, tak ostatnio rodzina coraz częściej zwraca mi uwagę, żebym np. przestał marudzić, że w filmie sterany wojną żołnierz ma na sobie pas, który wygląda jakby świeżo wyjechał z fabryki.

Jeśli więc spotkasz na dioramie lub na pokazie rekonstruktora i zadasz mu pytanie o kaliber broni, krój munduru, czy fakt historyczny, a on powie bzdurę, albo nie udzieli Ci odpowiedzi (dopytania bardziej doświadczonego kolegi obok nie liczymy) to „wiedz, że coś się dzieje”.

Przykład odtworzenia desantu w Normandii w 1944 r. w wykonaniu amerykańskich rekonstruktorów (domena publiczna).

Znawcy i oszuści

Dalej – działalność kolekcjonerska. Nie jest tajemnicą, że mówimy tu o dość drogim hobby. Więc jeśli ktoś ma wydać np. półtora tysiąca na samo umundurowanie, to woli mieć pewność, że kupuje odpowiednią rzecz. O wiedzy w tym temacie pisałem już wcześniej. Ale po co właściwie wiedzieć, jaka farba była na hełmie, albo jakie mocowanie miał regulaminowy guzik? Po to, że sklepy „z rzeczami do rekonstrukcji” nie oferują replik wszystkiego (a i przeglądając ofertę trzeba być czujnym pod kątem jakości). Wiele przedmiotów rekonstruktorzy skupują po aukcjach i bazarach, odnajdują na strychach, lub nawet wykopują z ziemi. W stanie bardzo różnym dodajmy, Wiedza o mocowaniu guzika, czy kroju kieszeni może więc uratować przed zakupem za horrendalną kwotę tandetnej podróby, którą nieuczciwy sprzedawca próbuje wcisnąć jako oryginał. W dodatku twierdząc, że „jak na przedmiot z epoki, to jest świetnie zachowany”. A oszustów próbujących zarobić na nowicjuszach nie brakuje.

Co do wspomnianego „różnego stanu” – najczęściej zakupiony przedmiot należy dopiero doprowadzić do używalności. To wielka, a bardzo niedoceniana praca środowiska rekonstrukcyjnego. Członkowie grup odnajdują, gromadzą i odrestaurowują niezliczone ilości obiektów kultury materialnej z dawnych epok. Mimo, że część z tych sprzętów eksploatuje się dalej w czasie pokazów, to jednak sumarycznie środowisko mocno przyczynia się do konserwowania i udostępniania zainteresowanym zabytków. Mówiąc inaczej – grupy na wielką skalę pełnią swoiste „funkcje muzealnicze”, w dodatku całkowicie za darmo. A odrestaurowuje się wszystko – zaczynając od guzików, przez tornistry, a kończąc na pojazdach. Więc jeśli ktoś do krzywo zszytego, taniego niemieckiego munduru zakłada współczesne glany, a przy pasie nosi plastikowy pistolet to „wiedz, że coś się dzieje”.

reklama
Nie tylko II wojna światowa; Grupa Rekonstrukcji Historycznej 47 Pruski Pułk Piechoty w Kłodzku, rekonstrukcja bitwy o Twierdzę Kłodzko z 1807 r. (fot. Jacek Halicki, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe).

Bawiąc, uczyć

Wreszcie działalność artystyczna i edukacyjna, które są ściśle ze sobą związane. W końcu po to dbałość o wszystkie historyczne detale, żeby w przystępny sposób pokazywać innym prawdziwą historię. Materiały z epoki czyta się nie tylko po to, aby znać fakty i szczegóły umundurowania. Ważne jest też zrozumienie mentalności i sposobu funkcjonowania tamtych ludzi. Doświadczenie człowieka z krwi i kości to jedna z tych rzeczy, których nie da żadna wystawa. I tu wkraczają rekonstruktorzy, którzy przy pomocy swojej znajomości epoki i talentu aktorskiego mogą pokazać sylwetki sprzed stu, dwustu czy nawet tysiąca lat. Oczywiście w miarę realnych możliwości, nikt tu nie udaje alfy i omegi.

Jednak spotkanie na żywo „żołnierza”, czy „cywila” z dawnej epoki, który przekonująco odtwarza gesty, sposób mówienia i nawyki z tamtych czasów, działa na wyobraźnię. Nie bez przyczyny zaprasza się nas na lekcje w szkołach, do organizacji dioram, do gry w filmach i udziału w dynamicznych pokazach. To jest jednym z najważniejszych celów rekonstrukcji – podziałać na wyobraźnię i zaciekawić historią przez jak najwierniejsze odtwarzanie realiów. W grupach na poziomie nie ma tu kompromisów.

Więc jeśli widzisz na polu rekonstrukcji, że jakiś wojak strzela bez osłony w pozycji klęczącej (byle nie pobrudzić munduru), choć przeciwnik jest kilkanaście kroków od niego, jeśli niemiecki żołnierz nosi kolczyk lub tatuaż w widocznym miejscu, a XVII-wieczna chłopka ma na twarzy szminkę i puder – tak, tak, „wiedz, że coś się dzieje”.

Rekonstrukcja bitwy na Linii Mołotowa w Sanoku (fot. Marek Silarski, opublikowano na licencji Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported).

Rekonstruktor, czy neonazista?

Właściwie ciężko się dziwić, że rekonstruktorzy często brani są za zwykłych przebierańców. Bo i nierzadko zwykli przebierańcy nazywają samych siebie rekonstruktorami. Jednak żaden szanujący się rekonstruktor III Rzeszy nie mógłby wykrzykiwać w lesie podobnych rzeczy, co „bohater” telewizyjnego programu. Z prostego powodu – jeśli ktoś jest oczytanym, zaangażowanym i szanującym prawdę historyczną człowiekiem, to byłoby to działanie wbrew jego wiedzy i celom. Więc twierdzenie, że świętowanie urodzin Hitlera jest rekonstrukcją, to zwykłe oszustwo, które dodatkowo uderza w środowisko hobbystów.

Wracając do samych rekonstruktorów – to prawda, że wzory o których pisałem nie zawsze są realizowane. Jako pasjonat rozumiem też ludzi, którzy uważają, że ta forma pokazywania historii, nawet przy najlepszych intencjach, jest jednak pewną karykaturą. Bo fakt – nieraz niestety trochę nią bywa. Jednak wcale nie musi tak być, o ile tylko wspólnie o to zadbamy. Członkowie GRH dążą wewnątrz stowarzyszeń do jak najwyższego poziomu, a widzowie nie biorąc na wiarę każdego człowieka w mundurze i stawiając wymagania rzeczom, które obserwują. Być może wtedy różnica między heilującymi leśnymi przebierańcami, a pasjonatami, którzy poświęcają swój czas i serce, aby dzielić się z innymi historią, będzie wyraźniejsza.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Bez Twojej pomocy nie będziemy mogli dalej popularyzować historii! Wesprzyj naszą działalność już dziś!

reklama
Komentarze
o autorze
Mateusz Balcerkiewicz
Redaktor naczelny portalu Histmag.org, kustosz Archiwum Akt Nowych w Warszawie, absolwent historii na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktor naukowy i współtwórca portalu 1920.gov.pl. Hobbystycznie członek grupy rekonstrukcyjnej Towarzystwo Historyczne "Rok 1920" oraz gitarzysta.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone