„Spaleni Słońcem: Cytadela” – czy da się odkurzyć kurę znoszącą złote jajka?
Trzecia część „Spalonych Słońcem”, a w zasadzie kolejna odsłona drugiej części (na kontynuację filmu składają się produkcje „Oczekiwanie” i właśnie „Cytadela”), po raz kolejny ukazuje widzom życiowe wybory i ścieżki, które dzielnie wytycza pułkownik Sergiej Petrowicz Kotow. Nikita Michałkow, car rosyjskiej kinematografii, kończy epopeję o radzieckim bohaterze narodowym w sposób charakterystyczny do obecnych czasów – pompatycznie, nieco banalnie i nerwowo.
W głównej roli oczywiście niezmiennie Michałkow, Oleg Mieńszykow jako enkawudzista Mitja oraz Nadieżda Michałkowa w roli Nadii, którą w filmie widzimy już jako dorosłą dziewczynę. Za scenariusz odpowiada kwartet czołowych rosyjskich twórców: Władymir Moiseenko, Aleksandr Novototskiy-Vlasov, Gleb Panfilov oraz sam reżyser.
Głównym wątkiem filmu jest powrót Kotowa do domu. Przydzielony do kompanii karnej, ma wziąć udział w bezsensownej, wręcz samobójczej misji ataku na świetnie ufortyfikowaną Cytadelę. W tym samym czasie Mitja dostaje zadanie od samego Stalina – ma odnaleźć Petrowicza w wojennej zawierusze i oddać mu dawną chwałę, zasługi i wszelkie ordery. Rosjanie odnajdują się w okopach, cudem ratują spod Cytadeli i wspólnie rozpoczynają wędrówkę do rodzinnych stron Sergieja Kotowa.
W Rosji trzecia część „Spalonych Słońcem” nie cieszyła się zbyt wielką popularnością, można nawet stwierdzić, że została ochrzczona mianem katastrofy. Wschodnich krytyków przede wszystkim zirytowało fakt w jaki sposób reżyser przedstawiono rosyjskich dowódców i generałów. Nikita Michałkow już w pierwszych scenach obrazuje ich w sposób nie ulegający wątpliwościom: jako przysłowiowych chlejusów i bandę kretynów. Psuje to otoczone „złotą poświatą” radzieckie zasługi, zwłaszcza wśród zagranicznych widzów. Skrytykowane zostały również znikome sceny batalistyczne oraz masa niewiarygodnych „przypadków”, sprawiających, że widz otwierał ze zdumienia oczy i nie zamykał ich przez dłuższy czas.
„Nic dwa razy się nie zdarzy...”
W ojczystym kraju sukces pierwszej części nie został powtórzony, warto jednak zainteresować się filmem Michałkowa. W końcu jest ono nawiązaniem do wybitnego dzieła z 1994 roku, potwierdzającym starą zasadę, że nie jest łatwo reanimować coś co dawno już umarło, i co więcej zostało gdzieś zakopane. Złota kura tym razem nie została odratowana. Zdarza się to tylko nielicznymi...
Źródło: film.interia.pl, filmweb.pl, kino.dlastudenta.pl, stopklatka.pl.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz