Sławomir Leśniewski – „Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo?” – recenzja i ocena
Sławomir Leśniewski – „Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo?” – recenzja i ocena
Sławomir Leśniewski jest autorem kilkunastu książek i „doświadczonym popularyzatorem historii”. W najnowszej pracy wraca do swojego ulubionego XIX stulecia i próbuje odpowiedzieć na popularne w polskiej historiografii pytanie o szanse powstania listopadowego na zwycięstwo. Tym samym nawiązuje choćby do znanej publikacji Jerzego Łojka z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku („Szanse powstania listopadowego”). Zresztą pisarz obszernie cytuje polskich badaczy, w tym Łojka, który twierdził m.in., że „Rząd Narodowy Królestwa Polskiego, dysponujący dwustutysięczną armią, która prowadziłaby zwycięską ofensywę nad Dźwiną i Berezyną, byłby dla cara partnerem do dyskusji”. Zaborca od początku chciał utopić powstanie we krwi i nie zamierzał pertraktować ze spiskowcami. Stąd jedynym rozwiązaniem i szansą na korzystne rozstrzygnięcia był argument siły.
Publikacja została przygotowana przez Wydawnictwo Literackie w… sto sześćdziesiątą rocznicę powstania styczniowego, którego szanse na zwycięstwo od samego początku były niewielkie. Stefan Kieniewicz pytał: „Jak to się stało, że szczupłe środowisko złożone z luźnych grup inteligencji, zubożałej szlachty, uczącej się młodzieży, rzemieślników i robotników - narzuciło decyzję swą całemu narodowi? I dlaczego narzuciło ją w tak niedogodnej chwili i przy tak nikłych szansach powodzenia?”. Dla powstania listopadowego sytuacja była inna, dysproporcja sił nie była aż tak wyraźna, szanse na zwycięstwo znacznie większe, stąd nie może dziwić, że tekst Leśniewskiego skupia się na omówieniu niewykorzystanych sposobności.
Autor odrzuca tezę jakoby insurekcja była skazanym na porażkę „szalonym aktem desperacji”. Nie zgadza się również z Normanem Davisem, według którego „tragedia powstania listopadowego leży w fakcie, że było ono całkowicie niepotrzebne”. Choć nie pisze tego wprost, wydaje się bliski tezom stawianym przez Łojka. Leśniewski twierdzi, że „należało skwapliwie i z największym zaangażowaniem korzystać z wszystkich nadarzających się możliwości”. Przede wszystkim krytykuje postawę generalicji, zwłaszcza Jana Zygmunta Skrzyneckiego. Zastanawia się nawet, czy ten był „zapatrzonym w siebie durniem”, czy też „zdrajcą działającym od samego początku na rzecz wroga”.
Do zwycięstwa potrzebna była konsolidacja wszystkich grup społecznych, ale na koniec okazało się, że „siły przeciwne rewolucji oraz zwycięstwu militarnemu i przerażone związanymi z nim konsekwencjami były zbyt potężne”. Po lekturze Czytelnik będzie mógł sam osądzić, czy w przypadku wojny polsko-rosyjskiej faktycznie powinniśmy mówić o „utraconym zwycięstwie”, czy też raczej o niedostatecznym uświadomieniu narodu, który w tym konkretnym momencie nie był jeszcze gotowy do wystąpienia wszystkimi siłami przeciwko zaborcy.
Pisarz podkreśla, że powstanie listopadowe było jednym z najważniejszych momentów w sztafecie walczących o wolność pokoleń, którym zawdzięczamy niepodległość. Powstańcy odrzucili „aprobatę niewoli” i na sztandary wynieśli „gen wolności”, który przez całe długie XIX stulecie kształtował w polskim społeczeństwie „najwspanialszą tradycję niezgody na zniewolenie” (Ronald Reagan). Powyższa teza rzecz jasna nie jest oryginalna, można ją nawet uznać za dominującą w historiografii. Nie tu należy jednak szukać walorów recenzowanej książki.
Choć praca nie porusza wielu nowych wątków, to przede wszystkim jest dobrym, sprawnie napisanym podsumowaniem tematyki powstania listopadowego. Jest dziełem przystępnym i adresowanym do szerokiego grona odbiorców, opartym na szerokim spektrum źródeł i opracowań. Tym samym lekturę można polecić wszystkim miłośnikom historii Polski. Polecam uwadze!