Sławomir Leśniewski – „Krzyżacy. Czarno–biała legenda” – recenzja i ocena
Sławomir Leśniewski – „Krzyżacy. Czarno–biała legenda” – recenzja i ocena
Po historiach o Piastach, Potopie, Sobieskim oraz fascynacji Polaków „Małym Kapralem” tym razem na ruszt głównych szwarccharakterów polskiego średniowiecza. Tak, tak, chodzi o tych miłujących pokój rycerzy-mnichów, którzy się przecież głównie modlili i robili nalewki ziołowe…
Leśniewski tradycyjnie zebrał podstawowy dorobek literatury dotyczący kariery Krzyżaków, stąd mamy pewność, że nie popełnił większych błędów. Pewne drobne usterki są, ale zastanawiam się na ile to wina autora, a na ile redakcji. Nie osłabiają jednak książki. Tekst, tradycyjnie zresztą, czyta się bardzo płynnie, nie jest przeintelektualizowany ani zbyt, że tak to ujmę, „prozaiczny”. Dzięki czemu mamy świetną „historyczną fabułę”.
Leśniewski skupił się głównie na gałęzi pruskiej Zakonu, jednak nie od tego zaczyna. Pierwsze rozdziały poświęcone są początkom powstania i organizacji Krzyżaków. Autor opisuje jaka była pierwotna struktura, z czego wynikała, wplatając to wszystko z tło wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej, a zwłaszcza ich apogeum przełomu XII i XIII wieku. Wiele miejsca poświęca on czwartemu wielkiemu mistrzowi Hermanowi von Salzie, który stał się motorem rozwoju Zakonu. To w sumie von Salza zauważył, że w Palestynie jest za ciasno dla trzech zakonów rycerskich (walczyli już tam joannici i templariusze) i to on zaczął procedurę szukania „pogan” do zwalczania gdzieś bliżej.
Pierwsza próba się nie udała się, Węgrzy okazali się zbyt czujni, jednak wkrótce teutońscy rycerze znaleźli swoją ziemię obiecaną – rozbitą dzielnicową Polskę. Leśniewski sprawnie pokazuje, jak krzyżacki wąż wślizguje się nie tylko na tereny pogańskich Prusów i Jaćwingów lecz także na tereny polskich książąt dzielnicowych. Ci ostatni, z Konradem Mazowieckim na czele, popełniają karygodny błąd – nie dość, że sprowadzają sobie Krzyżaków to jeszcze ich wspierają swoimi ludźmi! Zdaniem autora wynika to z prostego faktu – zaściankowości, prowincjonalności polskich książąt oraz ich całkowitego braku wyrobienia politycznego. Skupienie się na lokalnych sprawach sprawiło, że niegdyś mistrzowscy w swoich działaniach politycznych Piastowe dają się robić jak dzieci…
Ten stan kończy się, gdy Krzyżacy odsłaniają swoją prawdziwą twarz. Nierówną walkę z nimi toczy Władysław Łokietek – ale zdobywa od autora więcej słów uznania. Leśniewski obiektywnie przedstawia problemy stojące przed niewysokim księciem, a potem królem.
Najlepszą częścią książki jest w moim odczuciu nie opis czasów zenitu potęgi krzyżackiej – czyli mniej więcej od Kazimierza Wielkiego (który na tych kartach okazuje się znakomitym politykiem) do naszego Grunwaldu, co opis upadku Zakonu po śmierci Jagiełły (1434 rok). Jest to wprost niezwykłe, jak jedna klęska może nie tyle przetrąciła kręgosłup miejscowej potęgi i nowoczesnego, efektywnego, jak na średniowiecze państwa, co zadać jej śmiertelną, choć jednak ukrytą ranę. Na to złożyły się dobrze przedstawione wewnętrzne choroby Krzyżaków wynikającej z tak obcej przecież mnichom pychy.
Leśniewski jest jednak surowy w swoich osądach – uważał, że w XVI wieku Zakon należało po prostu dobić. Jego zdaniem król Zygmunt Stary z przyczyn polityki wewnętrznej nie dobił „krzyżackiej gadziny” tak jak mógł. Autor daje jasno do zrozumienia, że monarcha wolał się ułożyć z siostrzeńcem na gorszych dla kraju warunkach niż zwoływać sejmy dla uchwalenia podatków – i tworzyć arenę do walki z ruchem egzekucyjnym.
Późniejsza polityka polskich monarchów do Zygmunta III włącznie była samobójcza. Nie udało się wyegzekwować nawet najkorzystniejszych zapisów z traktatu krakowskiego z 1525 roku (tzw. Hołd Pruski). Wynika z tego, że było to jedynie wydarzenie efektowne, a nie efektywne. Choć symboliczne zrzucenie przez poselstwo Albrechta Hohenzollerna krzyżackich płaszczy z pewnością radowało krakowską gawiedź…
Mówiąc szczerze, po przeczytaniu książki Sławomira Leśniewskiego uważam, że – mimo sporego przejaskrawienia – Krzyżacy słusznie zasłużyli na mroczną opinię, jaką „przykleił” im autor Krzyżaków Henryk Sienkiewicz oraz wzmocnił swoją ekranizacją Aleksander Ford. W ich przypadku legenda jest rzeczywiście „czarno-biała”.