Skradziono napis „Arbeit macht frei”
Kradzieży dokonano między 3:00 w nocy, kiedy strażnicy po raz ostatni widzieli znak, a 5:30 nad ranem, gdy kolejny patrol spostrzegł zniknięcie napisu. Trop podjęty przez policyjnego psa urwał się przy drodze, co oznacza, że przestępcy prawdopodobnie odjechali samochodem. Nieznane są jak na razie motywy, jakie kierowały osobami (przypuszczalnie było ich kilka), które dokonały profanacji, jest jednak niemal pewne, że to nie złomiarze są za nią odpowiedzialni. Za pomoc w znalezieniu sprawców wyznaczono nagrody o łącznej wysokości 115 tys. złotych (100 tys. obiecuje muzeum za zgodą ministra kultury, 10 tys. firma ochroniarska Art-Security Group, zaś policja 5 tys.).
Pracownicy muzeum zastąpili skradziony napis jego wierną kopią, a z kraju i ze świata napływają wyrazy oburzenia. Czyn nieznanych sprawców potępili m.in.: prezydent Lech Kaczyński („to czyn godny najwyższego potępienia (...) Apeluję do wszystkich Rodaków, którzy mogą pomóc organom ścigania w odnalezieniu skradzionej tablicy. Naszym wspólnym zadaniem jest przywrócić ją miejscu, w które jest wpisana, a z którego dziś została siłą wydarta”), premier Donald Tusk („zobowiązałem wszystkie służby do tego, żeby jednak jak najszybciej sprawę wyjaśnić”), przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek („Jestem bardzo zasmucony. Obóz w Auschwitz, miejsce tak wstrząsającej zbrodni, która spowodowała tak straszliwy ludzki dramat, powinien być w absolutnie szczególny sposób szanowany”), Władysław Bartoszewski („Kradzież historycznego napisu «Arbeit macht frei» z bramy wiodącej do miejsca męczeństwa ojca Maksymiliana Kolbego, w katolickiej Polsce powinna wywołać powszechne oburzenie, podobnie jak gdyby zbezczeszczony został klasztor na Jasnej Górze”), Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich („Gdyby to byli dowcipnisie, musieliby być chorzy”) i dyrektor instytutu Jad Waszem, Awner Szalew, („ci ludzie chcą cofnąć Europę o 70 lat, do ponurych czasów śmierci i zniszczenia”).