Simon Parkin – „Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej” – recenzja i ocena
Simon Parkin – „Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej” – recenzja i ocena
Autor książki „Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej” (w oryginale „A Game of Birds and Wolves”, nie wiem czemu polskie tytuły książek o tematyce II wojny światowej muszą ociekać patosem) jest angielskim pisarzem i dziennikarzem. Simon Parkin związany jest z „Guardianem” i jego weekendowym odpowiednikiem czyli „Observerem”, zdobył także uznanie w Stanach, współpracując z „New Yorkerem”. W swych publikacjach prasowych porusza różnorodne tematy, para się m.in. dziennikarstwem śledczym i tematyką kulturalną, warte podkreślenia są jego zainteresowania technologią i grami komputerowymi. Są one kluczowe dla omawianej pozycji. Autor pokazuje bowiem, jak zastosowanie gier, choć jeszcze nie komputerowych, wpłynęło na bitwę o Atlantyk.
Centralną postacią książki jest Gilbert Roberts, oficer Royal Navy emerytowany w 1938 r. z powodów zdrowotnych (przeszedł gruźlicę). W 1942 r. Roberts został przywrócony do służby z zadaniem opracowania taktyki, która mogłaby chronić atlantyckie konwoje przed atakami niemieckich U-Bootów. Gilbert Roberts wykorzystał w tym celu opracowane przez siebie (na bazie ogólnodostępnych gier) modele gier wojennych, które były jego pasją jeszcze w latach trzydziestych. Książkę rozpoczyna mająca miejsce po zakończeniu działań wojennych scena spotkania Robertsa z admirałem Karlem Dönitzem, po śmierci Hitlera przywódcą Trzeciej Rzeszy. Można było podejrzewać, że skoro dla treści książki tak ważne są gry, bitwa o Atlantyk zostanie przedstawiona jako rozgrywka pomiędzy Robertsem a Dönitzem. Tak się jednak nie stało. Może szkoda, że nie?
Ważnym wątkiem książki jest los statku pasażerskiego City of Benares. Jednostka ta była wykorzystywana do ewakuacji dzieci z bombardowanej Anglii do Kanady. 18 września 1940 r. statek został zatopiony przez niemiecką torpedę, co doprowadziło do śmierci 77 z 90 przebywających na pokładzie dzieci. Wydarzenie to wywołało szok w Wielkiej Brytanii i zostało uznane za najohydniejszą jak dotąd zbrodnię Hitlera. Nie negując, że los City of Benares był straszliwą tragedią, pokazuje to, że wiele z okropieństw II wojny światowej nie było jeszcze powszechnie znanych, albo też miało dopiero się wydarzyć.
Oprócz Gilberta Robertsa, książka ma także drugiego równorzędnego bohatera (a z mojego researchu wynika, że jak sugeruje podtytuł wydania angielskiego, nawet w zamyśle przysłaniającego go). Jest to bohater zbiorowy, którym są „wrenki” – kobiety z Women's Royal Naval Service. Dzieje tej pomocniczej formacji można uznać za element procesu emancypacji kobiet w Wielkiej Brytanii. Przed I wojną światową mało kto chciał dopuścić kobiety do służby w Royal Navy, a kiedy podczas Wielkiej Wojny formację powołano, liczyła ona ok. 5500 pań. Podczas II wojny światowej w szeregach WRNS służyło już 75 000 kobiet. Autor prezentuje sylwetki kilku „wrenek” i motywacje, które nimi kierowały – u niektórych dziewcząt należał do nich obowiązek patriotyczny, u innych możliwość chociaż częściowej realizacji pasji związanych z morzem, uważanych wówczas za „męskie”. Niewątpliwie zaprezentowanie czytelnikom tej formacji zasługuje na uznanie, szczególnie że ma miejsce w kontekście brytyjskiej historii społecznej połowy XX w.
Autor porusza też wątki, które określić można mianem obyczajowych. Nad omawianymi grami wojennymi pracowali razem mężczyźni i kobiety, co dziś może wydawać się normą, ale bynajmniej nie było nią w latach czterdziestych XX w. Dla wielu osób znalezienie się w koedukacyjnym środowisku pracy było dużym novum. Między „wrenkami” a oficerami nieraz dochodziło do romansów, czasem o posmaku towarzyskiego skandalu, wspólna praca doprowadziła też do zawarcia kilku małżeństw. Opisane są jednak też zachowania zasługujące na określenie jako napastowanie seksualne, a zdarzały się nawet gwałty. Autor zainteresowany jest romansami lesbijskimi wśród „wrenek”, ale choć wiadome jest, że w omawianym czasie w WRNS służyły też osoby o orientacji innej niż heteroseksualna, to jednak poza anegdotycznymi relacjami nie udało się stwierdzić powszechności takich relacji (moim zdaniem, choć na mocy Sodomy Law penalizowano wyłącznie kontakty homoseksualne między mężczyznami, to także miłość lesbijska nie była raczej mile widziana społecznie, więc romansami między kobietami nie afiszowano by się nią, nawet gdyby były częstsze).
Ciekawostką jest, że w wykorzystywaniu w wysiłku wojennym gier uczestniczył też Filip Mountbatten, przyszły małżonek (przyszłej) Elżbiety II i książę Edynburga. Autor kontaktował się z księciem w sprawach związanych z tematyką książki, ale ten napisał w liście, że stan pamięci nie pozwala mu wiarygodnie odtworzyć ówczesnych wydarzeń.
„Ptaki i wilki” to książka napisana w stylu quasi-reporterskim. Widać, że pisała ją osoba związana z prasą. Mimo że jest to pozycja zdecydowanie „do czytania”, to oparta jest na solidnej i pokaźnej bazie źródłowej. Niestety, choć książkę czyta się dobrze, to wyraźnie jej czegoś brakuje. Powiedziałbym, że jednego głównego wątku. Autor pisze i o Robertsie, i o „wrenkach”, a choć ich wątki się przeplatają, to jednak nie są całkowicie spójne. Uważam, że bardziej wskazane byłoby skupienie się bądź to na „wrenkach”, bądź na losach Gilberta Robertsa, może właśnie ukazanie pojedynku Roberts-Dönitz. Skądinąd wiadomo, że Roberts bywał człowiekiem trudnym w pożyciu, także dla współpracowników, w książce nie jest to, moim zdaniem, zbyt dobitnie podkreślone, a przecież byłby to interesujący wątek. Choć książka nie jest obszerna – liczy sobie 300 stron i podzielona jest na trzy mniej więcej równe objętością części – to jednak autor porusza tyle zagadnień, opisuje tyle wypadków, prezentuje tyle punktów widzenia, że czasem wystarczy chwila dekoncentracji, żeby zgubić się w toku narracji. Bardzo pomocny jest wtedy indeks (rzeczowy i osobowy w jednym). Na słowa pochwały zasługują też tłumacze – Adam Bukowski i Jacek Środa – którzy znakomicie poradzili sobie także ze zwrotami idiomatycznymi i terminologią marynistyczną.
Mimo, że w recenzji starałem się wskazać trochę dziegciu, ogółem uważam „Ptaki i wilki” za wartościową pozycję. Polecam omawianą książkę wszystkim, którzy mają ochotę na nieco lżejszą, acz wciąż rzetelną i solidną lekturę na temat II wojny światowej. Szczególnie ukontentowani będą miłośnicy gier (zwłaszcza wojennych strategii), znajdą bowiem argumenty przeciw osobom wyśmiewającym i bagatelizującym ich hobby.