Serhii Plokhy – „Wrota Europy. Zrozumieć Ukrainę” – recenzja i ocena
Serhii Plokhy – „Wrota Europy. Zrozumieć Ukrainę” – recenzja i ocena
Serhii Plokhy jest urodzonym w Niżnym Nowogrodzie ukraińskim historykiem. Wychowywał się na Zaporożu, historię i nauki społeczne studiował na Uniwersytecie w Dniepropietrowsku, historiografię i studia źródłowe na Rosyjskim Uniwersytecie Przyjaźni Narodów w Moskwie, a w 1990 r. ukończył Narodowy Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki w Kijowie. Od 2007 r. jest profesorem historii Ukrainy i dyrektorem Ukraińskiego Instytutu Badawczego na Uniwersytecie Harvarda. Jest autorem kilkunastu książek.
Wrota Europy. Zrozumieć Ukrainę to praca, która obejmuje całość historii ziem ukrainnych od dziejów najdawniejszych po czasy współczesne. Jako główny lajtmotiv można wskazać chęć wykazania, że Ukraińcy są narodem niemal starożytnym i należy do wąskiego grona tych, którzy odegrali niebagatelną rolę w dziejach całego świata, kształtując go od wieków. Z książki Plokhy’ego można dowiedzieć się różnych, dość dziwnie czasami brzmiących, tez o wybitności i wielkości Ukrainy. Jego teorię, jakoby to Ukraina rozbiła Związek Sowiecki, można sprowadzić do stwierdzenia, że radziecki kolos stał tak długo, jak chcieli tego Ukraińcy, a jak się im znudziło to go obalili. Ani słowa przy tym nie znajdzie się o ruchach w Europie Środkowo-Wschodniej, które przyczyniły się do osłabienia ZSRR czy choćby roli Ameryki.
Początek książki, sięgający czasu antyku, przypomina trochę narrację naszych rodzimych turbolechitów. Wystarczy tylko słowo Lechici zamienić na Ukraińcy żeby mieć Bieszka w wersji naszych sąsiadów. Kilkakrotnie autor twierdzi, że Przemyśl, Chełm, a nawet Podlasie są terenami Ukrainy. Brak choćby najmniejszej wzmianki o wyprawie kijowskiej Chrobrego. Z buntu Chmielnickiego autor opisał tylko zwycięstwa i negocjacje, brak również wzmianki o Jeremim Wiśnowieckim, co poniekąd może być konsekwencją nazwania kilka stron wcześniej Wiśniowieckich jednym z najstarszych rodów ukraińskich. Moskwę zdobyliśmy psim swędem tylko dzięki Kozakom.
Czytelnik, który postanowi przeczytać całość książki dowie się również, że Ukraina odegrała bardzo ważą rolę w procesie industrializacji i urbanizacji w Europie. To oczywiście w kontekście założenia jednej jedynej huty w Doniecku w 1870 r. Nie dowie się jednak o potrójnym herbie z okresu powstania styczniowego. Z kolei za Cud nad Wisłą możemy podziękować jedynie Brytyjczykom, Francuzom i Stalinowi, a jedynym godnym uwagi kronikarzem wojny polsko-sowieckiej był… Isaak Babel.
Osobiście urzekł mnie fragment, w którym autor twierdzi, że armia Semena Petlury dokonywała pogromów, ale nie ma dowodów, że Petlura w ogóle o tym wiedział z powodu ograniczonej kontroli nad wojskiem. Przypomniała mi się podobna teza dotycząca Hitlera wygłoszona przez jednego z najbardziej kontrowersyjnych polskich polityków. Ogólnie wyrażam podziw dla redaktora merytorycznego polskiej edycji, który dzielnie co większe nadużycia bardzo merytorycznie prostuje w przypisach.
Dużo lepiej przedstawia się część opisująca współczesną Ukrainę. Plokhy otwarcie pisze o korupcji, sentymencie rosyjskim części kraju, nierównomiernym rozwoju. Bardzo rzeczowo opisuje Pomarańczową Rewolucję oraz Euromajdan i niemożność wyjścia z mentalnego impasu elit ukraińskich, które bardzo szybko tracą społeczne zaufanie brakiem radykalnych rozwiązań w dziedzinie nadużyć i reform systemu.
Recenzowana pozycja jest typową pracą dla społeczeństwa znajdującego się dopiero w fazie kształtowania spójnej dla całego kraju tożsamości i odniesień historycznych. Pełno w niej wielkomocarstwowych mitów i wydumanej potęgi. Jest to zrozumiałe dla tak młodego państwa, jakim jest Ukraina. Tym niemniej żal, że taka praca powstała na Harvardzie i jest jedną z kształtujących wiedzę o tym regionie.