Semiramida i Onnes
– Zawsze wiedziałem, że zasługujesz na kogoś wyjątkowego.
Simmas był speszony. Stał naprzeciw Semiramidy. Nie miał pewności, czy wciąż jest choć trochę jego małą dziewczynką, czy może należy już do zupełnie innego świata. Jego stare oczy patrzyły na prawdziwą piękność, która za chwilę miała zostać żoną generała Onnesa. Wielka uroczystość, którą ten rozkazał przygotować nad brzegiem morza, zanosiła się na niezwykłą także z tego powodu, że miał ją swoją obecnością zaszczycić Ninus, król Asyrii i kilkanaście lat wcześniej podbitej przez niego Babilonii.
Miejsce, w którym zamierzano świętować, budowniczowie tworzyli od wielu dni. Zwieziono wielkie drewniane bale i deski, z których w krótkim czasie powstały konstrukcje godne największego władcy. Ze szlachetnych materii utworzono kolorowe namioty. Ich ściany poruszały się wraz z powiewami delikatnego o tej porze roku wiatru. Trwał miesiąc ajaru, ciepły i pogodny; młode pary często wybierały go na czas wesela. Wieczorem, w czasie uroczystości, wnętrza miały zostać oświetlone setkami lamp. Onnes chciał, by wszystko odbyło się z królewskim rozmachem, a jego zaślubiny pamiętano długo.
Simmas nie widział Semiramidy od czasu, kiedy niezwykłym zrządzeniem losu generał zadecydował, że chce ją za żonę.
A było to tak: pewnego dnia Onnes wracał z wyprawy na czele żołnierzy. Tak się złożyło, że na ostatni etap drogi do Babilonu, prowadzący przez północno-zachodnią Asyrię, wybrał przejście przy brzegu morza.
Jak każdego ranka o tej porze, Semiramida pływała, bawiąc się z delfinami. Była dość daleko, nie usłyszała więc nawołującego ją ojca. Simmas nie chciał, by znalazła się na trasie przemarszu królewskiego wojska. Nie zdołał jej jednak ostrzec w porę. Znacznie później, kiedy o tym myślał, rozważał, czy to może przypadkiem nie bogowie, w których istnienie przecież nie wierzył, mieli swój udział w tym, co się stało.
Kiedy Semiramida wychodziła z wody, nadjechał generał. Wszystko potoczyło się jak w opowieściach, którymi przed snem ojciec karmił jej duszę w dzieciństwie: wódz ujrzał ją, a jego serce zabiło mocniej.
– Kim jesteś, dziewczyno? – zapytał, poruszony jej urodą i gracją, z jaką się poruszała.
– A kto pyta? – Odważnie spojrzała mu w oczy.
Uśmiechnął się i poprawił na koniu. Nigdy wcześniej nie spotkał tak śmiałej piękności. Był przyzwyczajony do uległych, posłusznych kobiet, chętnych do usługiwania mu na choćby najmniejsze jego skinienie.
– Onnes, generał i sługa króla Ninusa.
Nie dała tego po sobie poznać, ale zadrżała z trwogi. Jak każda dziewczyna, słyszała o wojnach, okrucieństwach i niecnych czynach króla i jego kompanów. Słyszała też o potężnym generale Onnesie. Teraz miała go przed sobą. Bała się? Oczywiście. Strach ścisnął jej brzuch i sprawił, że kolana stały się miękkie. Najchętniej by uciekła. Jednak nie zrobiła tego. Coś kazało jej unieść głowę jeszcze wyżej.
– Jestem córką bogini Atargatis – przedstawiła się wyniośle i odrzuciła mokre włosy na plecy.
– Bogini Atargatis, mówisz? – Jej słowa go rozbawiły, ale widać było, że także zaintrygowały.
Nie wiedziała, skąd wzięło się w niej tyle odwagi. I skąd pomysł na powołanie się na boginię? Skąd pochodziła siła, która pozwoliła jej – może nie całkiem, ale prawie bez strachu – patrzeć w oczy największego i najsłynniejszego królewskiego generała?
Zeskoczył z konia i stanął naprzeciw niej. Lustrował ją od stóp do głów. Oblizywał usta – chciało mu się pić. Ale pragnął też pałacowych wygód i ciepła kobiecego ciała. Najchętniej ponętnego, gładkiego i delikatnego. Takiego, jakie właśnie widział przed sobą. Wyobraził sobie, ile przyjemności może dostarczyć mu ta, którą właśnie postawili przed nim bogowie. Uznał, że to dar, który otrzymał od nich za ostatnie zwycięstwa. Pomyślał też, że dla niej to, że zabierze ją z tego miejsca, będzie jak nieoczekiwane błogosławieństwo. Przemknęło mu nawet przez myśl, że mogłaby go uznać za wysłannika Atargatis, który z woli bogini wyniesie jej córkę na wyżyny.
– Pojedziesz ze mną, córko bogini. Zabieram cię do pałacu – stwierdził i gestem dłoni nakazał, by żołnierze zajęli się wykonaniem rozkazu.
– Nigdzie się stąd nie ruszę! – Ustawiła się jak do walki.
Roześmiał się. Od początku miał niemal pewność, że nie jest szlachetnie urodzona. Gdyby tak było, na pewno wiedziałby, kim jest. Tak piękna dziewczyna, jeśli byłaby córką kogoś z otoczenia pałacu, już dawna zostałaby zauważona. Mniemał, że nie tylko przez niego. Coś podpowiadało mu – może męska chęć posiadania kobiety na wyłączność – że powinien działać szybko, bo właśnie znalazł bezcenny skarb.
Znał się na ludziach. Także na kobietach. Poznał ich w swoim życiu wiele. Ta tutaj wyglądała na dziewicę, a w Babilonie nie był to powód do dumy. Wręcz przeciwnie, uważano, że jeśli dziewczyna mogła być już żoną, a dotychczas nie znalazł się chętny, by posiąść w świątyni jej ciało, prawdopodobnie oznacza to, że coś z nią jest nie tak. Czuł, że piękność, która przed nim stała, owszem, jeszcze nie trafiła do świątyni, by oddać się przybywającym tam gościom za drobną opłatą. Jednak równocześnie miał niemal pewność, że wszystko było z nią w porządku. I ta myśl jeszcze bardziej sprawiła, że zapragnął ją mieć tylko dla siebie.
– Nie ruszysz się stąd, mówisz?
– Zabrać mnie stąd może dopiero ten, który się ze mną ożeni – oświadczyła. – Taka jest wola mojej matki, bogini Atargatis.
– Jak cię zwą, córko bogini?
– Imię mogę zdradzić wyłącznie przyszłemu mężowi.
Co sprawiło, że generał, trzeźwo myślący, doświadczony i, jak uważało wielu, wyrachowany, a często nawet cyniczny, obiecał jej małżeństwo? W jednej chwili podjął decyzję, która dla większości ludzi należy do najważniejszych w życiu.
– Ożenię się z tobą.
Wyglądał, jakby sam był zdziwiony słowami, które właśnie wypowiedział.
– Nie słyszę, co powiedziałeś, generale – roześmiała się, nie wierząc w deklarację.
– Ożenię się z tobą! – tym razem zagrzmiał tak donośnie i wyraźnie, że słyszeli go nawet żołnierze stojący znacznie dalej. – Ożenię się z tą kobietą! – zawołał na cały głos, zwracając się w stronę wojska.
– Kiedy? – Wiedziała, że powinna kuć żelazo, póki gorące.
– Tak szybko, jak będzie gotowa twoja suknia ślubna. A rozkażę ją szyć jeszcze dzisiaj.
Czuła, że mówi prawdę. Kobiety zawsze wiedzą, kiedy męskie intencje są szczere.
– Semiramida – szepnęła mu do ucha. – Mam na imię Semiramida.
– To znaczy „najwyższe niebo”. – Dotknął jej dłoni.
Simmas patrzył zza krzaków. Stał, jakby coś wstrzymywało go przed nawet najmniejszym ruchem. Wiatr wiał w jego stronę, słyszał więc prawie każde słowo wypowiadane przez Semiramidę i Onnesa. I zastanawiał się, jak i kiedy to się stało, że jego przybrana córka miała w sobie tyle odwagi, i kto sprawił, że z takim przekonaniem przedstawiła się jako córka Atargatis. Zawsze starał się wychowywać ją tak, by niczego i nikogo się nie bała, ale może także bogini miała w tej jej niezwykłej dzielności jakiś swój udział? Zastanawiał się i kolejny już raz w ostatnim czasie podał w wątpliwość swoją niewiarę w istnienie tych, którzy, gdyby tylko mieli taki kaprys, mogli mieć wpływ na losy człowieka.
Teraz przed Simmasem stała ta, którą wychował. Ta, która wkrótce miała stać się żoną najważniejszego generała w królestwie. Patrzył na nią i kręcił głową z niedowierzaniem. Nie wiedział, kiedy minęły lata od czasu, kiedy pierwszy raz wziął w ramiona bezbronne maleństwo. Tak, jego mała dziewczynka była już dorosła. I wyglądało na to, że właśnie zaczynała wchodzić w wielki świat.