S. Parnell, J. Bruning – „Pluton wyrzutków” – recenzja i ocena
„Pluton wyrzutków” przenosi nas w świat wojny w Afganistanie widzianej oczami zwykłych żołnierzy. Założeniem autora było przekazanie czytelnikowi maksymalnie rzeczywistego obrazu tego, co on i jego żołnierze musieli przejść. Dlatego też tę książkę można nazwać reportażem. Nie jest to jednak typowa praca dziennikarska – autor jest Rangersem i jest to dla niego powód do dumy, co znacząco wpływa na całokształt jego dzieła.
Osią książki jest ponad roczny przydział bojowy autora. Jest on dowódcą plutonu piechoty zmotoryzowanej, będącego częścią elitarnej 10. Dywizji Górskiej armii Stanów Zjednoczonych. Od początku do końca pozostajemy z tytułowym plutonem, oczami autora patrząc na żołnierzy i realia, w których przyszło im służyć. Całość pisana jest z perspektywy uczestnika zdarzeń, co w pełni uzasadnia użycie narracji pierwszoosobowej. Obserwujemy przebieg kolejnych starć z Talibami, coraz trudniejsze patrole i życie w położonej na uboczu bazie wojskowej. Autor kolejno przedstawia nam swoich podkomendnych, wykazując ich wady i zalety. To, na czym najbardziej się skupia, to specyficzne relacje, jakie zawiązują się między żołnierzami plutonu oraz... to, jak bardzo „braterstwo broni” znane z książek i filmów różni się od tego w prawdziwym świecie. Niezwykle ciekawe są te momenty, w których porównuje swoje cywilne, studenckie życie sprzed wstąpienia do armii do obecnego, przywołując m. in. serię o „Harrym Potterze” czy grę komputerową „Halo”.
Najważniejsze są jednak wewnętrzne przeżycia autora oraz jego autorefleksja nad tym, jak bardzo rok patroli i walk zmienił jego i jego ludzi. Książka jest napisana w sposób bezpośredni i przystępny. Autor nie upiększa żołnierskich dialogów, a wojskowy żargon jest ograniczony do minimum. Wszystkie niezrozumiałe zwroty są wytłumaczone na końcu książki, ale nawet bez pomocy słowniczka czytelnik nie powinien mieć problemu z odbiorem lektury.
Układ książki jest w miarę chronologiczny – w Afganistanie lądujemy razem z samym autorem, a opuszczamy go nieco wcześniej. Najwięcej miejsca w opowieści autor poświęca najcięższym bitwom i potyczkom. W przerwach między nimi poznajemy relacje łączące Afgańczyków i Amerykanów, a po każdorazowym powrocie do bazy zapoznajemy się z meandrami bazowej („baziakowej”) biurokracji.
„Pluton wyrzutków”, jako reportaż z pola walki, nie aspiruje do miana monografii na temat konfliktu w Afganistanie ani nie zawiera głębszej analizy przyczyn aktualnej sytuacji militarnej. Jest za to niezwykłym świadectwem tego, co dzieje się w tym rozdartym wojną kraju, tak bardzo odmiennym od obrazu budowanego przez codzienne informacje podawane w mediach.
Autor szczegółowo opisuje zdarzenia, które zazwyczaj znamy ze środków masowego przekazu jako lakoniczne newsy: „W Afganistanie zginął jeden żołnierz...”. Nie jest to pierwsza książka będąca wspomnieniem z toczącej się ciągle wojny. Niewątpliwie zwraca jednak uwagę fakt, że publikacja została niemal jednogłośnie pozytywnie odebrana w środowisku zarówno weteranów aktualnego konfliktu, jak i zajmujących się nim publicystów. Dziesiątki pochlebnych recenzji są poparte przez setki wpisów od amerykańskich czytelników zachwyconych tematyką, sposobem narracji i napięciem, w jakim potrafi nas utrzymać autor. To, jak książka jest odbierana w USA, jest pewnym znakiem dla nas – pokazuje, że autor trafia w ducha czasu i gusta czytelników. Jeśli ktoś sceptycznie podchodzi do dziesiątków pozytywnych recenzji, to może uspokajającym będzie fakt, iż w pracy nad książką pomagało autorowi wielu żołnierzy i historyków, uznawanych na Zachodzie za znawców nowoczesnej wojny.
Wydana na dobrym papierze, uzupełniona kilkudziesięcioma zdjęciami i czytelną mapką, książka prezentuje się nienagannie. Pod względem edytorskim także nie można jej niczego zarzucić. Dodatkowym atutem tej publikacji jest fakt, że była tłumaczona przez człowieka obeznanego z militariami, który doskonale wiedział, czym się zajmuje. Miało to niebagatelny wpływ na poziom przyjemności płynącej z czytania. Cena tej 400-stronnicowej książki waha się w granicach 40 złotych. Biorąc pod uwagę jakość wydania, nie wydaje się to być ceną zbyt wygórowaną.
Jak już wspomniano, nie jest to pierwsza książka tego typu, opisująca z perspektywy naocznego świadka zaangażowanie wojsk amerykańskich w działania bojowe w różnych rejonach świata. Co można jej zarzucić? Nie wszyscy odnoszą się przychylnie do swoistego amerykańskiego podejścia do kwestii flagi, hymnu i wartości obywatelskich. Tym odbiorcom niektóre fragmenty książki mogą przeszkadzać. Ci zaś, którzy oczekują poruszenia kwestii politycznej odpowiedzialności za konflikt afgański, oraz szczególnie zagorzali krytycy obecności tam obcych wojsk mogą być rozczarowani – autor nie porusza tego tematu niemal wcale. Wręcz przeciwnie, podkreśla, że elementem każdego patrolu były próby nawiązania kontaktu z miejscową ludnością, powiązane z rozdawaniem im leków, koców i żywności. I na końcu rzecz, z której autor jest szczególnie dumny – jego pluton podczas działań nie zabił ani jednego cywila.
Książka jest niezwykle wciągająca, autorowi nic nie brakuje w kwestii budowania napięcia i tworzenia pasjonujących opisów. Jest warta polecenia każdemu, kto interesuje się nowoczesną wojną. Ludzi nieco mniej tym tematem zafascynowanych także powinna wcisnąć w fotel.
Tym, którzy książkę już przeczytali, gorąco polecam wywiad z autorem. Rzuca on nowe światło na poruszone w książce problemy, a sam Sean Parnell tłumaczy, co pchnęło go do napisania tej książki i co myśli o decyzjach politycznych związanych z wojną w Afganistanie. Wywiad jest wartościowym uzupełnieniem opowieści, co nie zdarza się często. Gorąco go polecam – niestety, na razie (listopad 2012 r.) jest dostępny tylko w języku angielskim.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska