S. Kordaczuk, B. Wróbel – „Tajne bronie Hitlera. Ślad Polski” – recenzja i ocena
W dobie powszechnego dostępu do informacji, po dziesiątkach lat badań nad historią II wojny światowej, nie ma już żadnej konstrukcji z okresu III Rzeszy, którą można by określić jako „tajną”. Miliony telewidzów i internautów mają możliwość poznania wewnętrznej budowy rakiet balistycznych V-2, działań bojowych myśliwców odrzutowych, a nawet zajrzenia do najgłębszych schronów czy podziemnych fabryk. Poznano dane, nazwiska i daty. Z tego powodu mówienie o „tajnych” broniach ma wymiar jedynie historyczny. Jest to też temat dość znacznie wyeksploatowany przez polskich i zagranicznych badaczy.
Kartki
Omawiana pozycja liczy sobie 136 stron, z czego tekst właściwy zajmuje 122 z nich. Bibliografia obejmuje 42 pozycje, z czego jednak aż 20 to różnego rodzaju prace Kordaczuka. Całość uzupełniają 124 czarno-białe ilustracje umieszczone na nienumerowanych stronach oraz kilkanaście szkiców umieszczonych bezpośrednio w tekście.
Tajne (?) bronie i Polacy
„Tajne bronie Hitlera. Ślad Polski” to praca poświęcona partyzantom, więźniom obozów i zwykłym mieszkańcom, który mieli styczność z niemiecką „tajną” bronią, przede wszystkim latającymi bombami V-1 i rakietami V-2. Znajdują się tu relacje mieszkańców będących świadkami eksplozji, czy katastrof rakiet podczas testów, łącznie z (jeśli to możliwe) fotografiami znalezionych przez nich czy podczas prac eksploracyjnych części broni, a także lejów, powstałych w wyniku naziemnych detonacji. W niektórych wypadkach V-2 eksplodowały w powietrzu, zasypując odłamkami znaczny teren. Nie mogło tu także zabraknąć krótkiego opisu operacji „Most”.
W książce zamieszczone zostały również wspomnienia więźniów obozów koncentracyjnych, skierowanych do pracy w fabrykach czy w pobliżu wyrzutni. Zmuszano ich do pracy w nieludzkich warunkach, do drążenia tuneli czy wykonywania poszczególnych podzespołów. Jest to w moim przekonaniu najbardziej wartościowa część tej pracy, pozwalająca na poznanie metod produkcji „latających bomb” oraz powodów tak powolnej ich produkcji. Nieoczekiwanie, lektura tych wspomnień każe poddać w wątpliwość przysłowiowy wręcz „niemiecki porządek”.
Mimo tytułu, omawiana pozycja zawiera bardzo niewiele informacji o samych broniach. W niektórych miejscach autorzy, usiłując nakreślić szersze tło niemieckiego programu zbrojeniowego, popełniają niestety dość istotne błędy. Pisząc o ofiarach pierwszych ataków z użyciem V-2, piszą: Były to pierwsze ofiary nowej broni w historii wojen – rakiet. W 1944 roku rakiety nie były jednak niczym nowym – na polach bitew w powszechnym użyciu znajdowały się takie konstrukcje jak Panzerfaust, Panzerschreck, Bazooka, Katiusza czy Nebelwerfer. II wojna światowa nie była też pierwszym konfliktem w którym wykorzystywano broń rakietową. Stwierdzają również, że V-1 startowały wyłącznie ze specjalnych stacjonarnych wyrzutni zapominając o He-111 H-22, samolotach przystosowanych do przenoszenia i odpalania V-1. Samoloty tego typu z Kampfgeschwader 3 i Kampfgeschwader 53 odpaliły łącznie 1176 V-1 nad Morzem Północnym, trudno więc twierdzić, że był to jednostkowy eksperyment.
Na osobną uwagę zasługują błędy popełnione w odniesieniu do niemieckich samolotów. Autorzy powtarzają pogłoski o rzekomym locie Ju-390 w pobliże wybrzeża USA; niekiedy w różnych opracowaniach pojawia się nawet wersja o dotarciu samolotu nad Nowy Jork. Poglądy te nie znalazły potwierdzenia w jakichkolwiek dokumentach, a materiały dotyczące Ju-390 V-1 (Versuchs - prototyp, nie mylić z Vergeltungswaffe – broń odwetowa) jasno stwierdzają, że maszyna ta nie mogła wykonać wspomnianego lotu. Równie ciekawie wygląda wzmianka o Me-321/321. Jego możliwości porównuje się tu z C-130 Herkules. Jest to o tyle ciekawe, że Me-323 (silnikowa wersja szybowca Me-321) zdolny był do przeniesienia 10-12 ton ładunku, a C-130 H może przewieźć 20 ton różnego rodzaju zaopatrzenia, nie wspominając już o zasięgu, prędkości czy wytrzymałości konstrukcji. Jest to więc porównanie podobne to tego z dowcipów o maluchu i mercedesie. Innym interesującym elementem opowieści autorów o niemieckim programie lotniczym jest pominięcie Me-262 przy opisywaniu niemieckich samolotów odrzutowych. Wymieniają tu jedynie Go-229, sugerując przy okazji, że to od niego wywodzi się amerykański bombowiec B-2. Należy jednak przyznać, że są to nieścisłości odnoszące się do wstępu i wprowadzenia, a nie do zasadniczej części książki.
Podsumowanie
„Tajne bronie Hitlera. Ślad Polski” to pozycja skupiająca się na losach Polaków, którzy mieli jakikolwiek kontakt z niemieckim tajnym programem zbrojeniowym. Nie znajdziemy tu wielu danych technicznych co, biorąc pod uwagę skalę dostępności do tego typu informacji, jest całkowicie zrozumiałe. Jeśli pominie się wstęp i przejdzie do meritum, czytelnik otrzyma bardzo interesujące zestawienie wspomnień ludzi żyjących zarówno pod okupacją, jak i w niemieckich obozach. Dla większości z nich był to krótki i przypadkowy kontakt, jednak pozostał im w pamięci na długie lata. Warto zapoznać się z tymi wspomnieniami, uzupełniającymi w pewien sposób naszą wiedzę o niemieckich „tajnych” broniach.
Redakcja : Michał Przeperski