Ryszard Kaczmarek – „Polacy w Wehrmachcie” – recenzja i ocena
Praca badacza historii Śląska XIX i XX wieku, problemów pogranicza, stosunków polsko-niemieckich oraz polsko-czeskich, Ryszarda Kaczmarka, nie jest oczywiście pierwszym opracowaniem dotyczącym służby Polaków w armii nazistowskich Niemiec. Już w 2007 roku ukazała się książka Barbary Szczepuły zatytułowana „Dziadek w Wehrmachcie”. Był to zbiór reporterskich portretów poszczególnych żołnierzy zebranych przez autorkę. Książka ta przedstawiała jednak problem głównie w świetle relacji samych zainteresowanych oraz wspomnień świadków, ponadto ograniczała się do Gdańska i Pomorza. Natomiast „Polacy w Wehrmachcie” to książka w pełni historyczna, podejmująca próbę ukazania całego spektrum aspektów zjawiska wcielania Polaków ze Śląska, Wielkopolski i Pomorza do armii niemieckiej w latach 1940–1945.
Autor – opierając się zarówno na relacjach samych wcielonych, jak i ich otoczenia, listach z frontu, dokumentach niemieckiej administracji, raportach nazistowskiego aparatu bezpieczeństwa, polskiego wywiadu i polskiego podziemia oraz na powojennych dokumentach dotyczących powracających do swoich domów byłych polskich żołnierzy Wehrmachtu – rysuje krótką, ale burzliwą historię tych ludzi. Zaczyna od momentu, gdy „Polacy zostawali Niemcami” i przedstawia bardzo dokładnie niemieckie ustawodawstwo dotyczące narodowości mieszkańców ziem wcielonych do Rzeszy. Następnie ukazuje moment powołania, szkolenie i walkę na froncie, a później dezercję lub dostanie się do niewoli (jeśli oczywiście wcześniej nie spotkała Polaka śmierć w mundurze w kolorze feldgrau), czasem również służbę w wojskach aliantów i wreszcie powrót do domu oraz status i położenie byłych żołnierzy Wehrmachtu w powojennej Polsce.
„Nie strzelajcie, jo je Polok!”
Ta narracja przeplata się ze studiami przypadku – historiami poszczególnych ludzi. Czyta się je często jak scenopis filmu przygodowego osadzonego w realiach II wojny światowej: „Wstrząsająca jest historia Jana Gazura ze Śląska Cieszyńskiego. Został powołany do wojska niemieckiego w 1943 roku i znalazł się pod Monte Cassino jako członek drużyny obsługującej karabin maszynowy. Ponieważ wiedział, że po drugiej stronie są Polacy, wykorzystał sprzyjający moment, by przeczekać, aż przesunie się linia frontu. Rankiem odkryto go w na wpół zburzonym bunkrze, krzyczącego: »Nie strzelajcie, jo je Polok!«. Jeszcze w niemieckim mundurze wziął natychmiast udział w przeciwnatarciu polskim, a potem odprowadzono go na tyły”.
Przytoczony powyżej fragment to tylko jeden z wielu przykładów tak niesamowitych historii. Według Kaczmarka „co trzeci żołnierz armii polskiej na Zachodzie przeszedł prawdziwą epopeję wojenną. Zaczynała się ona niekiedy już w czasie pierwszej wojny światowej uczestnictwem w walkach w oddziałach kajzerowskich bądź cesarsko-królewskiej monarchii Habsburgów, potem kontynuowaną nieraz w Wojsku Polskim, zarówno w walkach o granice Rzeczypospolitej w latach 1918–1919, jak i w powstaniach wielkopolskim i śląskich, a także wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, nierzadko także wojnie obronnej 1939 roku. Wszyscy za sobą mieli zaś służbę w różnych niemieckich formacjach podczas drugiej wojny światowej i zazwyczaj dość niezwykłe, a niekiedy i dramatyczne doświadczenia frontowe w armii niemieckiej, kiedy decydowali się na przejście linii dzielącej obydwie armie”.
Oprócz przytoczonych wyżej niezwykłych historii, autor podejmuje próbę opisania życia codziennego polskiego żołnierza w Wehrmachcie, zarówno na szkoleniu, na zapleczu, na froncie czy na urlopie. Porusza również temat dla wielu czytelników najbardziej interesujący i niewątpliwie budzący emocje – temat postaw zajmowanych przez Polaków. Zarówno tych, jakie zajmowali wobec naboru do Wehrmachtu, jak i tych, które przyjmowali już na służbie.
Są zatem przedstawieni Polacy z ziem wcielonych, którzy odmówili podpisania volkslisty bądź stawienia się na pobór oraz opisane represje, jakie spotykały tych ludzi i ich rodziny (więzienie, obóz koncentracyjny). Są przedstawieni ci, którzy do Wehrmachtu wstąpili dla ratowania rodzin przed powyższymi represjami, bądź ze zwykłego oportunizmu. Ale autor przedstawia także wielu, którzy wstąpili do niemieckiej armii na ochotnika, często zafascynowani początkowymi błyskawicznymi sukcesami Niemiec na wszystkich frontach, często spragnieni poznania dalekich krajów czy żołnierskiej przygody. Czasami motywacją był także strach przed bolszewizmem, umiejętnie podsycany przez nazistowską propagandę.
Spotykamy także tych, którzy w Wehrmachcie pieli się po stopniach kariery i dekorowani byli najwyższymi odznaczeniami, ale i ogromną rzeszę tych, którzy wykorzystali pierwszą sposobność, by oddać się do niewoli lub (często brawurowo) zdezerterować.
W kleszczach
Autor podkreśla, moim zdaniem, dwie bardzo istotne kwestie. Pierwsza to swego rodzaju starcie dwóch narracji w polskiej pamięci zbiorowej. Jedna to narracja Generalnej Guberni – dominująca dzisiaj, mam wrażenie, w mediach i publicystyce. Według niej każdy podpisujący volkslistę i decydujący się na służbę w niemieckiej armii był zdrajcą i kolaborantem. Nieco inaczej sytuacja przedstawiała się na ziemiach wcielonych – i to jest druga narracja – gdzie za odmowę podpisania volkslisty groziły znacznie cięższe represje, co w rezultacie spowodowało, że większość mieszkańców tych terenów jednak ją podpisało. Służba w Wehrmachcie na ziemiach wcielonych nikogo nie dziwiła i nie była społecznie piętnowana, zwłaszcza, że Polacy zawsze byli w niemieckiej armii żołnierzami drugiej kategorii. Inaczej było ze służbą w Waffen SS, policji, członkostwem w NSDAP lub innej nazistowskiej organizacji. Wstępujący do wyżej wymienionych przeważnie skazywany był na ostracyzm w swoim środowisku. Ta narracja ziem wcielonych wydawała się być przyciszona i to chyba dlatego ukazanie „dziadka w Wehrmachcie” jako zwykłego zdrajcy, było tak łatwe.
Druga kwestia to wzmiankowany przeze mnie problem pogranicza. Najlepiej wyjaśni ją sam autor: „Polacy w mundurach Wehrmachtu patrzyli i tym razem na wojnę i jej przebieg racjonalnie. Nie byli uwiedzeni przez Hitlera jak wielu Niemców. Zgodnie z regułą, która na pograniczu narodowościowym jest głęboko utrwalona w świadomości zbiorowej, historii nie należy się przeciwstawiać, bo zmiażdży wszystkich i wszystko, co stanie na jej drodze. Trzeba więc było »ustępować, aby zwyciężać«. Tę zasadę stosowano tu od wieków. Gdy mieszkańcy Pomorza czy Górnego Śląska znaleźli się w kleszczach między dwoma totalitaryzmami, zasada ta po raz pierwszy ich zawiodła. Wraz z wyzwoleniem wielu z nich zapłaciło wysoką cenę za własny brak zdecydowania”.
Do wad książki można by zaliczyć to, że autor zaledwie musnął dość interesujący temat udziału Polaków w zbrodniach popełnionych przez Wehrmacht. Należy go jednak usprawiedliwić, bo to temat ogromny i trudny. O ile w ogóle da się go zbadać, to jest to niewątpliwie zadanie na oddzielną monografię. Nie są też najlepszym pomysłem niektóre dość przypadkowe fotografie, choć trzeba przyznać, że mimo to opublikowany materiał ikonograficzny jest dość imponujący, a książka naprawdę pięknie wydana.
Korekta: Justyna Piątek