Ryszard Apte - „Niepokój” – recenzja i ocena
Okupacja staje się powodem do zauważenia najbardziej skrywanych emocji. Pretekstem do ich nazwania. Nie ma wyjątków. Wszyscy stają się ofiarami tego samego niepokoju. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy znalezienie źródła strachu staje się banalne. Tak łatwo wykonalne. Wszyscy czują ten sam lęk. Ten sam strach. Te same obawy. Każdy staje naprzeciw tego, co nieuniknione. Kiedy nie ma już nic, znalezienie odpowiedniej formy wyrazu jest jedyną drogą. Zielony zeszyt. Kleksy z atramentu na okładce. Zagięcia na rogach. Staranny podpis. Ryszard Apte. Data. Szczególny rok. 1939/40. Kropka. Mapa Polski podzielona na województwa. Skala 1:6 000 000. Ślady pióra. Ołówek. Tak bardzo zwyczajnie na zewnątrz i tak przerażająco prawdziwe w środku.
Zeszyt zawiera rysunki układane z dużą starannością przez autora początkowo w trzy cykle, aby nadać im ostateczną formę pięciu. „Niepokój” to piętnaście rysunków przedstawiających Holocaust widziany oczami chłopca, który w dniu wybuchu wojny ma swoje pasje, zainteresowania, plany, swoje miłości, kolegów i chęć zdobycia tego, co niezdobyte. Chłopca, który myśli o rozpoczęciu studiów. Chłopca, który ma zaledwie dziewiętnaście lat. Wkracza w okres wojny z marzeniami o wielkim świecie. Pisze, rysuje, komponuje, gra. Wychowany w atmosferze zaduchu wielkiego, artystycznego Krakowa, w chwili wybuchu wojny przenosi się do Lwowa skąd trafia do getta w Wieliczce, gdzie jego rodzice prowadzą salon literacki. Wynajmują mieszkanie od rodziny Piaseckich, której to Ryszard w ogromnym strachu przed śmiercią przekaże swoje zapiski i rysunki, aby mogły sześćdziesiąt lat później zobaczyć światło dzienne i zaświadczyć o bezlitosnym obliczu wojny. Ginie w obozie w Stalowej Woli. Rysunki przedrukowane w formie luźnych kartek budują obraz wojny, której nikt nie chciał, w której jak Chrystus na krzyżu ginęli bezbronni ludzie. Rysunki nasycone są symbolika chrześcijańską. Umierający Bóg staje się jedynym wytłumaczeniem niewinnej śmierci milionów.
Oglądanie tych prac i połączenie w spójną całość wymaga wysiłku, na który wiele osób może się nie zdecydować biorąc publikacje do ręki. Pobieżne przeglądanie nie przyniesie efektu. Autorzy tego wydawnictwa sami przyznają się do pewnych ograniczeń i braku możliwości przebrnięcia przez te przeszkody nie dopasowując wszystkich tytułów do poszczególnych prac. Składające się na tą publikację rysunki uderzają ascetyzmem formy. Głęboka symbolika i analiza bieżącej sytuacji jaka towarzyszyła ludziom zderzonym z rzeczywistością wojny, dbałość o poprawną kompozycję, przywiązanie ogromnej wagi do szczegółu nie odwracają uwagi od braku zróżnicowania kreski. Prostota środków wyrazu nie tłumaczy się nagromadzenia elementów i planów jaki widzimy w rysunkach. Metoda przedstawiania jaką wybrał Apte podkreśla surowość, ale jednocześnie ujawnia z całą wyrazistością, że jest jedynie sposobem i ogranicza artystyczną swobodę jaką powinien wykazać się rysownik.
Rysunki te stają się niewątpliwie unikatowym dokumentem Zagłady. Pomagają w swej powściągliwości odczytać reakcję człowieka na bezmiar bólu i okrucieństwa. Autorzy zgodni są co do tego, że podobnego świadectwa do tej pory nie było nam dane oglądać. Jednak czy przypadkiem nie nazbyt wysoko została oceniona ich wartość artystyczna? Pozostawiam pod rozwagę. Nietuzinkowa oprawa graficzna, zachowanie oryginalnego wyglądu zeszytu Aptego, utrzymanie klimatu lat 30. XX wieku w formie staje się niewątpliwą zaletą tej publikacji. Podobnie jak wydanie poszczególnych prac w formie luźnych kartek pozwalającej na układanie ich w dowolny sposób. Wydanie to staje się dzięki temu unikatowe.