Rozmowy przed debatą (2) – wywiad ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego
Z okazji świąt w mediach znajdziemy wiele obrazków zakorkowanych warszawskich wylotówek, pociągów pełnych ludzi. Czy w Warszawie mieszkają jacyś rodzimi warszawiacy i czy sami się nimi czujecie?
Bartek Międzybrodzki: Warszawa jest pełna rodzimych warszawiaków, czego sam jestem najlepszym przykładem, ponieważ moja rodzina mieszka w tym mieście od pokoleń. Oczywiście to, co się stało w latach 1944-1945 zmieniło oblicze miasta i większość jego obecnych mieszkańców to już ludzie przyjezdni. Jednakże warto zauważyć, że również oni z Warszawą się identyfikują. W Internecie znaleźć możemy wiele historii ludzi, którzy przyjeżdżali tutaj i byli nastawieni bardzo sceptycznie. Warszawa miała być dla nich tylko przystankiem, po którym wrócić mieli do rodzinnych domów, ale jednak tutaj zostali. Doceniają, że jest to miasto przyjazne, dobrze skomunikowane wewnętrznie, miasto wielu możliwości.
Jednakże w kulturze masowej Warszawa często przedstawiana jest jako miasto brudne, smutne, pełne zabieganych ludzi. Z kolei Czesław Niemen śpiewa o niej jako o swoim śnie. Która z tych wersji jest dla Was prawdziwsza i dlaczego?
Bartek Międzybrodzki: Gdybyśmy mieli patrzeć na miasta z perspektywy stereotypów, to pewnie w większości przypadków byłby to fałszywy obraz. Z całą pewnością Twoja Łódź to nie jest miasto pełne antysemitów, a Katowice nie są miastem dymiących kominów. O mieście można coś powiedzieć, jeśli się do niego przyjechało i trochę w nim pobyło. Owszem, w Warszawie jest brudno, ale staramy się, aby było jak najczyściej. Dotykają nas takie same problemy, jak każde inne duże miasto. Ale przecież mamy też wiele zadbanych parków, odnowionych budynków lub przygotowywanych do rewitalizacji. Wydaje mi się więc, że większość warszawskich stereotypów można by dopasować do każdego z miast, bo przecież każde boryka się z brudem i każde o swój wizerunek stara się dbać. I wierzę, że wielu przyjezdnych to dostrzega. Wspominany Czesław Niemien nie był przecież rodowitym warszawiakiem, a jednak w tym mieście się zakochał.
Michał Przeperski: Ja do Warszawy przyjechałem w 2005 roku na studia i przez pierwsze kilka tygodni pobytu faktycznie miałem wrażenie, że jest to miasto ludzi smutnych i zabieganych. Po pewnym czasie jednak, kiedy nabrałem odpowiedniego dystansu i zacząłem patrzeć na moje otoczenie bardziej neutralnie, to zauważyłem, że oprócz straszącej niektórych bryły Pałacu Kultury, nieopodal jest wspaniały i klimatyczny park Saski. Tak samo jest z ludźmi, są tacy i tacy. Wydaje mi się jednak, że coraz mniej jest tutaj osób nastawionych tylko i wyłącznie na karierę, dzięki czemu miasto staje się przyjazne. Większość swojego warszawskiego życia spędziłem w kampusie uniwersyteckim i mam nieodparte wrażenie, że tam zawsze było wesoło, pogodnie i ciekawie. Takich miejsc w Warszawie jest naprawdę wiele.
Bartek Międzybrodzki: Problem w tym, że bardzo często miasto postrzegamy według naszego pierwszego wrażenia po przyjeździe do niego. Dla większości Polaków pierwsza styczność ze stolicą to Dworzec Centralny – syf, brud, smród i ubóstwo. Pamiętajmy jednak, że w ramach przygotowań do Euro 2012 dworzec staje się zupełnie innym miejscem, co już jest widoczne. Myślę, że za rok, ewentualni uczestnicy OZHS-u (oczywiście, o ile Warszawa zostanie wybrana), kiedy przyjadą do nas pociągiem, to pierwsze spotkanie z naszym miastem będzie napawało optymizmem.
Częstym zarzutem, jaki stawia się stolicy, jest warszawski snobizm. Przez ostatnie lata młodzi historycy z Warszawy stronili od konferencji w innych miastach, nie brali udziału w OZHS-ach, co przez wielu było odczytywane w ten właśnie sposób. Chyba nie będzie Wam łatwo wygrać z tym stereotypem?
Michał Przeperski: Ze stereotypem generalnie trudno jest wygrać, zwłaszcza jeśli obecne pokolenie młodych adeptów historii na te konferencje jeździ i nie możemy odpowiadać za to, co działo się nawet w niedalekiej przeszłości. Oczywiście, to nie jest tak, że tej warstwy snobizmu, nawet u moich kolegów, ja nie zauważam, ale wydaje mi się, że to jest taki uniwersalny stereotyp snobizmu mieszkańców stolicy. We Francji nie lubi się paryżan, Grecy nie lubią ateńczyków, w Polsce zaś warszawiaków. Zastanawiam się więc, na ile to, że słyszymy o sobie, że jesteśmy snobistyczni, to generalna niechęć do stolicy. Drugim powodem może być oczywiście to, że był okres, kiedy ruch studencki na Historii miał słabsze lata, nasi starsi koledzy nie jeździli na konferencje, ale ten czas mamy już za sobą. W zeszłym roku byliśmy uczestnikami OZHS-u w Szczecinie, zorganizowaliśmy udaną OKSHW – także staramy się tę wizję Warszawy i naszego środowiska naukowego zmieniać. Nie będziemy przecież całe życie posypywać głowy popiołem, wolimy pokazać, że to, co się o nas czasem mówi, jest nieprawdziwe.
Bartek Międzybrodzki: Nie wydaje mi się, żeby studenci czy doktoranci z Warszawy nie byli obecni na konferencjach. Nawet jeśli nie są to ogromne zjazdy, to są to mniejsze konferencje, liczące czasem nie więcej niż kilkudziesięciu referentów, ale przecież trzymające wysoki poziom. Może nie pojawiamy się na nich stadnie, ale, na ile pozwalają możliwości czasowe i finansowe, jeździmy. Wobec tego trudno nam zarzucać, że izolujemy się od środowiska. Z takimi stereotypami trudno zresztą dyskutować. Nie wiadomo kto to powiedział, ani gdzie, a dyskusja z tym to często tylko słowo przeciwko słowu. Tobie powiemy dziś, że jeździmy na konferencje, a za chwilę ktoś, kto zapewne się nie przedstawi, napisze pod wywiadem, że tak wcale nie jest i mit będzie trwał.
Załóżmy, ze wygrywacie organizację Zjazdu. Przyjadą tu studenci z całej Polski na kilka dni. Czy Warszawa to jest miejsce na studencką kieszeń?
Bartek Międzybrodzki: Warszawa jest miejscem na każdą kieszeń. Możemy tu gościć ludzi zarówno absolutnie bogatych, jak i mniej zamożnych studenckich „everymenów”. Tyle mówi się, że warszawskie bary mleczne są w odwrocie. To totalna bzdura. W promieniu 7 minut spokojnego spaceru od siedziby Uniwersytetu, możesz znaleźć z 10 restauracji, restauracyjek, barów, gdzie można spokojnie i tanio zjeść. Nie sądzę też, aby kwestie opłat za noclegi znacząco odbiegały od standardów w innych dużych miastach. Oczywiście, w Warszawie jest drogo, jeśli ktoś chciałby tu kupować mieszkanie, albo płacić za grunt. Natomiast przyjezdny, który przybywa tu na 4-5 dni, o swoją kieszeń może być spokojny.
Michał Przeperski: Ja mogę mówić o tym problemie z perspektywy człowieka, który przez kilka lat żył w Warszawie, finansując swoje życie ze stypendium, lub czasem i bez tego stypendium, i szczerze mówiąc, nie miałem z tym kolosalnych problemów. Podejdźmy jednak do sprawy systemowo. Co będzie interesować przeciętnego uczestnika Zjazdu? Po pierwsze, dojazd. Do Warszawy wszyscy będą mieli w zasadzie tę samą drogę, więc nikt nie będzie przepłacał. Dodatkowo, z połączeniami też większych problemów nie ma. Po drugie, nocleg. Baza noclegowa bywa droga, ale jesteśmy przygotowani na przyjęcie ogromnej liczby uczestników i zapewnienie im w miarę taniego noclegu w licznych akademikach, domach studenckich itp. Po trzecie wreszcie, jedzenie i integracja. W okolicach kampusu, gdzie zmieścimy obrady Zjazdu, roi się od pubów i restauracji nastawionych na studentów, a więc z założenia tanich. Tak więc nie sądzę, aby cenowo Warszawa przestraszyła uczestników.
Kiedy studenci mieli przyjechać na Zjazd do Łodzi, wielu pytało się, co możemy im tam pokazać. W przypadku Warszawy mamy problem nie tyle z tym, co pokazać, ale z tym, że zazwyczaj ludzie to już widzieli. Czy Warszawa może jeszcze czymś zaskoczyć?
Michał Przeperski: Oczywiście, nie możemy ujawnić w tym wywiadzie wszystkich naszych planów dotyczących urozmaicenia Zjazdu. Przed nami jeszcze debata, a przede wszystkim wybory w Toruniu, gdzie ujawnimy wszystkie nasze możliwości, całą ofertę. Naszym celem będzie jednak przede wszystkim zbudowanie możliwie szerokiego planu imprez towarzyszących Zjazdowi. Warszawa daje takie możliwości dzięki sieci muzeów, teatrów, ośrodków kultury itp. Warto też wspomnieć o rewitalizacji przestrzeni miejskiej przygotowywanej w perspektywie Euro. Warszawa, do której przyjadą uczestnicy, będzie już innym miastem, dużo ładniejszym, czasem wręcz zaskakującym. I ostatnia rzecz – naszym partnerem jest Stowarzyszenie Obrony Pozostałości Warszawy „Kolejka Marecka”, które robi wiele dobrej roboty w zakresie dbałości o zachowanie Warszawy przedpowstaniowej, której jest w naszym mieście jeszcze zaskakująco wiele, tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Myślę, że to chcielibyśmy pokazać, bo tego zazwyczaj goście przybywający do stolicy nie mogą zobaczyć, a czasem nie wiedzą, jak szukać. A to przecież jest dowód, że w Warszawie zachowała się jeszcze głęboka tożsamość, której nie zniszczyły kataklizmy XX wieku.
Z jakim zwierzęciem kojarzy się kandydatura Warszawy jako organizatora XX OZHS-u?
Michał Przeperski: Myślę, że z mrówką. Zabraliśmy się za sprawę metodycznie, nie działamy w pojedynkę, mamy wszystko zaplanowane.
Bartek Międzybrodzki: Dokładnie, jest nas dużo i mamy wsparcie naszych szeroko pojętych królowych, czyli władz Instytutu, Wydziału oraz Uniwersytetu.
Korekta: Bożena Chymkowska
Zobacz też:
Zobacz też:
- Debata kandydatów do organizacji XX. OZHSiD (2012 r.) [wideo];
- Syrenka czy Spodek? To pytanie ciągle pozostaje nierozstrzygnięte;
- Rozmowy przed debatą (1) – wywiad z Agatą Muszyńską, przewodniczącą SKNH Uniwersytetu Śląskiego;
- Kraków trzecim kandydatem do zorganizowania XX Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów.