Ronald Reagan: ostatni krzyżowiec

opublikowano: 2013-03-08, 09:00
wolna licencja
Zazwyczaj politycy mówią jedno, a myślą drugie. Ronald Reagan należał do nielicznych wyjątków: bez ogródek mówił to, co myślał. 8 marca 1983 roku wypowiedział słynne słowa o ZSRR jako o „Imperium Zła”.
reklama
Ronald Reagan (1911-2004)

Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy zawsze byli zgodni co do jednego: Ronald Reagan był bez wątpienia postacią barwną. Choć różnie ocenia się reagonomikę, jego udział w zakończeniu zimnej wojny i wiele innych spraw, z jakimi zmierzyła się jego administracja, to jego bon moty i chwytliwe frazy znane są po dziś dzień. Po zamachu na jego życie miał powiedzieć do mających go operować chirurgów: Mam nadzieję, że jesteście panowie republikanami…. Czy rzeczywiście miało to miejsce? Nie ma pewności, ale znane są inne powiedzonka. Jak choćby żart, który niefortunnie poszedł w eter podczas próby mikrofonu, gdy Reagan obwieścił, że właśnie podpisał prawo zakazujące istnienia Związku Sowieckiego i pięć minut temu wyprawił bombowce, czy też inny bon mot: Mówi się, że polityka jest drugim najstarszym zawodem świata. Doszedłem do wniosku, że ma wiele wspólnego z pierwszym. Wielką popularność zyskały także słowa zaadresowane do wszelkiej maści terrorystów: You can run, but you can’t hide oraz wiele, wiele innych. Był dobrym mówcą, a jego język i zwroty przeszły do legendy.

Często uważa się, że do długiego szeregu barwnych określeń należą także pamiętne słowa o ZSRR jako o „Imperium Zła”. Wydaje mi się jednak, że kryje się za nimi coś więcej. Źródła tego sformułowania można szukać w kilku miejscach. Przyjrzyjmy się im.

Miasto na wzgórzu

Jest możliwe, że nikt w historii, czy to Jerzy Waszyngton, czy Alexis de Tocqueville, czy biedni imigranci świeżo po zejściu ze statku – po prostu nikt nigdy nie kochał Stanów Zjednoczonych Ameryki tak, jak Ronald Reagan. Uważał on swój kraj nie tylko za oazę wolności, ale wręcz za latarnię, „miasto na wzgórzu”. W jednym z wystąpień określił USA jako jaśniejący punkt, który wytycza kierunek wszystkim miłującym wolność ludziom. Była to po trosze pozostałość doktryny Monroe’ego, która umieściła Stany w swoistej splendid isolation, oddzielając je od monarchicznej, zaborczej i kolonialnej reszty świata. Jednak nie tylko. Reagan bezgranicznie wierzył, że kraj, którego został czterdziestym prezydentem, naprawdę jest czymś lepszym. Jego miłość do Stanów, przyrównywanie ich do latarni, drogowskazu i „miasta na wzgórzu” miało wymiar nieledwie mistyczny. W swym patriotyzmie był równie amerykański, co apple pie i indyk na Święto Dziękczynienia.

(Nie)Tacy sami, a ściana między nami

Wojna w Wietnamie poważnie zachwiała amerykańską pewnością siebie. Nie tylko pod względem wiary w potęgę US Army, ale także pod względem moralnym. Żołnierze amerykańscy byli przedstawiani albo jako mordercy i podpalacze, albo jako biedni, przerażeni cywile, pijani i znarkotyzowani, zastraszani przez swoich oficerów. Widać to w literaturze, piosenkach, kinematografii, a to właśnie są środki, najsilniej wpływające na masową wyobraźnię. Klęska, jaką poniosły w tej wojnie Wietnam Południowy i USA, tylko przypieczętowała wersję, jaka stawała się coraz powszechniejsza w odbiorze. Stany Zjednoczone były zainteresowane tylko awanturą, ba, właściwie same tą wojnę wypowiedziały i w konsekwencji słusznie im się oberwało. Zrodziło się pytanie, czy USA ma jakąkolwiek moralną legitymację, by przewodzić wolnemu światu. Odpowiedź była przecząca, co zrodziło koncepcję malaise.Można ją przetłumaczyć jako coś pomiędzy złym samopoczuciem, apatią a marazmem. Według tej koncepcji, pod względem moralnym można było postawić znak równości między USA i ZSRR, który widocznie już za sobą miał „choroby wieku dziecięcego” i można było się z nim dogadać. Wróciła koncepcja wywodząca się jeszcze z czasów Davida Lloyd George’a, zgodnie z którą można osiągnąć Peace through Trade : kontakty handlowe miały spełniać rolę otwieracza, który pomalutku rozpruje sowiecką konserwę, a wtedy wystarczy już dać trochę czasu i Związek Sowiecki stanie się jednym z normalnych krajów. W końcu można się przecież z Sowietami dogadać, wystarczy traktować ich tak samo, jak inne kraje demokratyczne.

reklama
Ronald Reagan przemawia w Berlinie

Dla Reagana był to policzek wymierzony jego krajowi, a nawet jemu samemu osobiście. Akcentował, że Związek Sowiecki nigdy nie był, nie jest i z pewnością nie będzie taki, jak jego Ameryka, a przynajmniej nie dopóki będzie komunistyczny. Sugerowanie, że Stany Zjednoczone, kolebka wolności i „pierwsza republika na świecie” mogą mieć status moralny równy totalitarnemu, imperialnemu mocarstwu, krajowi Gułagu, psychuszek i KGB było dla Reagana osobistą zniewagą. Nie mógł się zgodzić, że państwo bezceremonialnie depczące prawa człowieka oraz prawa jednostki może być uważane za tak samo dobre, co Stany Zjednoczone. Stał tutaj w całkowitej opozycji wobec swego poprzednika, Jimmy’ego Cartera, którego politykę uważał za zbrodniczą z punktu widzenia państw zachodnich. Wielokrotnie dawał temu wyraz, między innymi podczas kampanii prezydenckiej, gdy pytał: Détente… Czy to nie jest coś takiego, jak polityka indyka względem farmera przed Świętem Dziękczynienia?. Reagan zdawał sobie sprawę, że Związek Sowiecki posługuje się innymi kategoriami i jego celem nie jest pokojowa koegzystencja

Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”

„Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
cena:
16,90 zł
Liczba stron:
480
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-62329-99-1

Głosowanie nogami

Margaret Thatcher i Ronald Reagan w Camp David

Reagan interesował się tym, co się działo w krajach bloku wschodniego i pilnie przyglądał się wszystkim, którzy sprzeciwiali się komunizmowi. „Archipelag Gułag” Sołżenicyna czy „Solidarność” były częstymi tematami jego przemyśleń, tak samo jak przeżycia Bukowskiego, Sacharowa czy Szczarańskiego, czeska „Karta 77”, działalność Jana Pawła II i wiele innych. Każda informacja o sowieckim aparacie opresji, o stosowanych przez niego prześladowaniach i aresztowaniach utwierdzała go, że styka się z czymś złym, czymś, co, jak wyraził się w jednym z wystąpień, jest dziwną i złą kartą historii XX wieku. Wyrażał nadzieję, że szybko zostanie ona zamknięta. Każdy, kto uciekał na Zachód utwierdzał Reagana w słuszności jego poglądów i wyborze ścieżki postępowania.

Wąż w ogrodzie Eden

Reagan był głęboko wierzący. Już samo w sobie nie nastrajało go to przyjaźnie wobec mocarstwa, które premiowało ateizm, jednak w tym wypadku problem tkwił głębiej. Reagan wierzył nie tylko w Boga osobowego, ale zarazem Boga jako źródło moralności i wolności. W jednym z wystąpień wyraził to jasno: w wolnych, demokratycznych, „dobrych” krajach źródłem moralności są uniwersalne wartości rodem z kręgu cywilizacji judeochrześcijańskiej, podczas gdy w totalitarnych „złych” krajach źródłem moralności jest człowiek. Myśl tę ciągnął dalej, porównują moralność podporządkowaną walc klas, wynikającą z wartości stworzonych przez człowieka, do rajskiego Drzewa Poznania Dobra i Zła. W obu wypadkach źródłem moralności nie jest Bóg, lecz człowiek, skuszony przez biblijnego Węża, wbity przez niego w pychę, że może stać się równy Bogu i dysponować Jego mądrością. Dla Reagana ideologia odrzucająca uniwersalny system wartości i zastępująca go swoim również musiała zostać podszepnięta przez Węża.

reklama

Narodziny „imperium zła”

Gdy 8 marca 1983 roku Ronald Reagan stanął na mównicy na kongresie Narodowego Stowarzyszenia Ewangelików i zaczął mówić, przez długi czas nie poruszał kwestii zagranicznych. Mówił o aborcji, o modlitwie w szkołach i wielu innych kwestiach natury religijnej. Dopiero pod koniec przeszedł na temat tego, co się dzieje poza oceanami: totalitaryzmu, komunizmu i zagrożeń, jakie one ze sobą niosą. W pewnym momencie padły jego słynne słowa o przeciwstawianiu się „imperium zła”, które rzesza intelektualistów z razu skrzętnie wyśmiała. Reagan wśród ludzi kultury i sztuki nigdy nie miał dobrej prasy, Hollywood wręcz lubowało się we wbijaniu mu szpilek. Tym razem również, jego słowa zostały uznane za prostackie i zbyt agresywne, czyli przystające do „kowboja z rakietami” i „aktora na fotelu prezydenckim”.

Niewłaściwy adresat

Ronal Reagan i jego wiceprezydent George Bush sr.

Powszechnie uważa się, że Reagan mianem „imperium zła” (w oryginale „evil empire”), określił Związek Sowiecki. Nie do końca jest to prawda. Otóż w przemówieniu nazwa „Związek Sowiecki” nawet nie pada w odległości paru akapitów od wspomnianego określenia. Jeśli wczytać się w część przemówienia poświęconą sytuacji poza granicami kraju, można się szybko zorientować, że Reagan widział kwestię tego etapu Zimnej Wojny jako problem szerszy.

Czterdziestego prezydenta USA często przedstawia się jako prostaka. To krzywdząca opinia. Może i faktycznie brakowało mu intelektualnego wyrafinowania, bez wątpienia jednak nie był to człowiek głupi. Wiedział, że o sile Związku Sowieckiego świadczy nie tylko Armia Radziecka, GRU, KGB czy ekonomia (ta ostatnia świadczyła głównie o słabości). Związek Sowiecki mógł wygrać, bo według Reagana mało kto chciał, by przegrał. Na tym polegała siła „imperium zła”, w którego centrum znajdował się Związek Radziecki, spiritus movens całego obozu wschodniego. Związek był jego newralgicznym elementem i jasne było, że „imperium zła” nie może bez niego istnieć. Reagan po prostu rozszerzył definicję. „Imperium zła” to był każdy, kto „chce zobaczyć USA w militarnej i moralnej niższości”, rzecz jasna z Moskwą na czele. Potwierdził to kilka zdań później, gdy dodał: Prawdziwy kryzys, przed którym teraz stoimy, ma charakter duchowy i, w zasadzie, jest próbą moralności i wiary.

reklama

Prosty czy przenikliwy?

Prezydent przesadził? Nie, po prostu użył języka, którego zaczęto już wówczas zapominać. Reagan odrzucał relatywizm i zaciemnianie, nie operował szarościami. Nie bał się powiedzieć, że coś uważa za złe, a coś za dobre i to samo zrobił tym razem. Z jednej strony było „dobro”: Zachód, wolność i demokracja; a z drugiej „zło”: Wschód, zniewolenie i totalitaryzm. Tu nie było miejsca na szarości, na moralną równość, na Peace through Trade, na detente i żadne inne działanie, które stawiało totalitarny reżim sowiecki na równi z państwami demokratycznymi. Każdy, kto chciałby to zrobić, wspierałby ZSRR, czyli działał na szkodę USA.

Prezydenci USA na otwarciu biblioteki Ronalda Reagana

Oczywiście, nasuwa się kolejne pytanie: czy takie polaryzowanie jest słuszne. Czy oddzielanie bieli od czerni, stanowisko „kto nie ze mną, ten przeciwko mnie”, ignorowanie niuansów jest właściwym postępowaniem? Dla polityka na pewno nie. A jednak przy swojej radykalnej retoryce Reagan dwukrotnie został wybrany prezydentem. Popełniał błędy, ale w swej otwartości był uczciwy, waląc prosto z mostu, to co uważa. Jeśli uważał, że walka demokracji z komunizmem jest walką dobra ze złem, to nie tylko nie miał oporów, by to powiedzieć, ale także, by otwarcie zaprezentować swoje stanowisko.

Można się też zastanawiać, czy przy dzieleniu na białe i czarne, nie straci się czegoś z oczu, nie przegapi jakiegoś ważnego elementu. Relatywizować jest łatwo. Nie ma twierdzenia, którego nie można by skwitować nieśmiertelnym „tak, ale…”, aby popuścić cugli swemu krasomówstwu i zacząć wymieniać kolejne czynniki i w końcu odetchnąć i zakończyć swój wywód: „i dlatego nie można tak łatwo oceniać”. Spiętrzyć trudności może każdy, sęk w tym, by je rozwiązać. Reagan chciał dążyć do prostych odpowiedzi, do pokazania, że ktoś, kto wspiera państwo stosujące przestępcze metody wobec obywateli własnych i obywateli innych krajów jest też zły i też w pewnym sensie odpowiedzialny za zło.

Krzyżowiec

Dla Reagana Zimna Wojna od początku była walką Dobra ze Złem. Wiedział, że układanie się do niczego dobrego nie doprowadzi i był zdecydowany doprowadzić tą wojnę do zwycięskiego końca, przywrócić wielkość Stanów Zjednoczonych i wyzwolić tyvh, których reżim komunistyczny trzymał pod butem. Podporządkował temu obydwie swoje kadencje i celu dopiął. Można się różnić w jego ocenie, można wypominać mu błędy, aferę Iran-Contras, czy też sprzeczne z przykazaniami liberalizmu 100% cło na japońskie chipy i limity importu japońskich samochodów. Nie można mu jednak odmówić wiary w swój kraj, otwartości i uczciwości w głoszeniu swoich poglądów i zawziętości w zwalczaniu jednego z najgorszych totalitaryzmów w historii.

Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Redakcja: Michał Przeperski

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone