Romek się ożenił!
Na ślub Romka i Oli krewni i przyjaciele Młodej Pary zjechali się z całej Polski. Świadczyły o tym tablice rejestracyjne samochodów ustawionych pod Akademikiem Kolegium Europejskiego w Gnieźnie, który był bazą noclegową dla gości weselnych, oraz... stosunkowo mała ilość wypitego na weselu alkoholu. W końcu jakoś trzeba było wrócić do domu.
Uroczystości ślubne odbyły się w przepięknym kościółku w Modliszewku koło Gniezna. O różnorodności kulturowej gości świadczyły kontrowersje co do tego, kiedy należy składać życzenia: przed kościołem czy dopiero na sali weselnej. Wątpliwości wzbudzał też czas wręczania podarków. Ponieważ wersji było wiele, po raz kolejny okazało się, że Polska jest bardziej różnorodna obyczajowo niż nam się wydaje. Ostatecznie cała procedura składania życzeń i wręczania prezentów odbyła się na sali w Osieńcu koło Gniezna, gdzie odbyło się wesele.
Być może nie mogłoby się ono odbyć, gdyby nie doświadczenie kierowcy wiozącego część gości autobusu. Zajazd, w którym mieliśmy się bawić, ukryty był bowiem za gęstymi drzewami. Tylko niezwykłe umiejętności dzielnego szofera pozwoliły przebić się przez ten złowrogi gąszcz.
Pierwszy toast za zdrowie Młodej Pary wzniósł ojciec Romka, Dionizy Sidorski. W pięknej mowie opowiadał o mądrościach życiowych górala Michała, oraz o jego niezwykłej metodzie rozpoznania dobrej wódki. Otóż dobry alkohol po wstrząśnięciu wypuszcza tylko jedną strużkę powietrza. Z pewnością to właśnie ta rada tak zapadła Młodym w serce, że postanowili obdarzyć rodziców swoimi romantycznym zdjęciem w pięknej, drewnianej ramie.
Po toaście goście ochoczo ruszyli do zabawy. Najczęściej śpiewano staropolskie „Gorzko”, zachęcając Młodą Parę do pocałunków, które – zważywszy na aplauz – bardzo się podobały. Mistrzyniami parkietu były z pewnością siostry zakonne (przyjaciółki Panny Młodej) oraz Agnieszka, prywatnie dziewczyna naszego redakcyjnego kolegi Tomka Leszkowicza, który zresztą w niczym jej nie ustępował.
Bawiono się do białego rana, przeplatając tańce śpiewami, w których czynnie uczestniczył kolejny redaktor Histmaga, Sebastian Adamkiewicz. Furorę wzbudziła piosenka Que sera sera, choć nikt nie wpadł na pomysł, o jaki ser autorce tekstu chodziło. Swoją aktywność redaktor Adamkiewicz wykazał też przy stole. Było zresztą przy czym, gdyż oprócz tradycyjnego obiadu i wielu przekąsek, gości uraczono pieczoną świnią (która początkowo wydawała się być weselnym tortem). Obfitość stołu nie przeszkodziła jednak nad ranem grupie gości domagać się wyprawy do najbliższego McDonalda celem zakupu kręconych frytek z majonezem. Czy tam dotarli... nie wiadomo.
Jednym słowem założenie nowej podstawowej komórki społecznej przywitane zostało huczną zabawą, masą śmiechu i radości. Czyli tak, jak powinno to wyglądać. Młodej Parze wystarczy więc życzyć, aby ich życie było jednym niekończącym się weselem.