Rok papiestwa?
Jeśli uwierzylibyśmy, że żyjemy w czasach końca historii, to zeszłoroczne wydarzenia związane z rezygnacją Benedykta XVI i elekcją Franciszka musiałby zaprzeczać temu mniemaniu. Kościół zaskoczył nie tylko środowiska opiniotwórcze, ale też szeregowych wiernych. To co działo się rok temu nie miało bowiem precedensu. Począwszy od spraw błahych takich jak strój byłego biskupa Rzymu, poprzez jego tytulaturę czy relacje pomiędzy nowym i starym papieżem wszystko należało wymyślić od nowa. Stolica Apostolska przez ten kryzys przeszła bez większego szwanku, a wręcz zaskakująca decyzja Benedykta pozwoliła ożywić dyskusję na temat roli Kościoła i sposobu jego funkcjonowania.
W mediach po rezygnacji papieskiej dominował nurt sensacyjny. Mówiono o szokującym wyniku śledztwa dotyczącego działalności rzymskiej kurii, o działaniach tajemniczego lobby wewnątrz Watykanu, o rzekomej nieuleczalnej chorobie papieża i wielu innych niestworzonych historiach. Nie ufano przy tym deklaracji samego Benedykta, że decydowały o tym głównie względy zdrowotne. Po heroicznym końcu pontyfikatu Jana Pawła II, podobnego heroizmu niektórzy zdawali się wymagać od jego następcy, nie zważając na różnice osobowości, czy wrażliwości. Wszystko przypominało nieco zalew plotek jaki zazwyczaj towarzyszył średniowiecznym królestwom, w których niemal każdy zgon królewski, ślub, albo abdykacja nieodzownie łączył się z mniej lub bardziej wysublimowanymi domysłami.
Nie mniejszymi fantasmagoriami były domysły kto może zostać następcą Benedykta. Nazwisk padało wiele, choć żadne nie okazało się właściwe. Rzadko wśród papabili wymieniany był kardynał Jorge Mario Bergoglio, choć jeszcze osiem lat wcześniej uchodził za najpoważniejszego kandydata, który według niepotwierdzonych informacji miał otrzymać na konklawe po śmierci Jana Pawła II najwyższą, po kardynale Ratzingerze liczbę głosów. Sytuacja ta pokazała stan niewiedzy opinii publicznej o Kościele i sposobie jego funkcjonowania. Wielu kardynałów, wymienianych jako przyszli papieże, było zupełnie anonimowych.
O ile jednak oczywiste było zainteresowanie mediów papiestwem w sytuacji sede vacante, o tyle nie wielu spodziewało się, że to zainteresowanie da się utrzymać do tej pory. Nie spodziewali się tego także ci, którzy 13 marca zobaczyli na balkonie Bazyliki Św. Piotra nieco nieśmiałego papieża Franciszka. Ten jednak wkrótce podbił przestrzeń medialną swoją otwartością, życzliwością i niecodziennymi gestami. Zaczęto go postrzegać jako reformatora, często przeciwstawiając Benedyktowi. Było to jednak spojrzenie uproszczone, często ograniczane wyłącznie do faktu, że Franciszek nie nosi mucetu i czerwonych butów. Nie dostrzegano, że w wielu wymiarach Kościół się nie zmieniał, a nowy papież kontynuuje politykę poprzednika, choć robi to w nieco innym – być może bardziej sympatycznym - stylu.
Nowego papieża chętnie cytowano, bo faktycznie jego wypowiedzi miały znamiona rewolucyjnych, wykraczających poza dotychczasowe wyobrażenie o Kościele. Co ciekawe, jego pierwszy samodzielny dokument – adhortacja Evagelii Gaudium – nie zdobył już tak dużej popularności, pomimo, że jest doskonałym wykładem o tym jak Franciszek wyobraża sobie Kościół i jaki by chciał budować. Dużo atrakcyjniejsze nadal są doniesienia na pograniczu uproszczenia i sensacji, które – choć efektowne – większej prawdy o papiestwie nie przynoszą.
Wydarzenia minionego roku, choć najpewniej przejdą do historii, zostały więc w dużej mierze zmarnowane. Papiestwo traktowane jest – nie bez własnej winy – ciągle jak funkcjonujący nadal skansen historii. Fascynuje obrzędowość przełomowych momentów (konklawe, czy inauguracja rządów nowego papieża), ale codzienność jest nudna, nawet jeśli na nią pobieżnie zaczęto zwracać uwagę. Nie stoi za tym jednak głębsza refleksja, ale raczej doszukiwanie się tematów drugo- czy trzeciorzędnych. Nawet fakt, że Franciszek stał się bohaterem wielu okładek i wymieniany jest jako człowiek minionego roku, to Watykan pozostaje nadal tak samo tajemniczym miejscem jakim był jeszcze rok temu. Ta przełomowość zdaje się więc być niedostrzegalna w głębszym wymiarze, a wręcz nawet mało interesująca. I choć miniony rok z pewnością należał do papieży, to złudzeniem jest to, że dowiedzieliśmy się czegoś więcej o Kościele. Sądzę, że pozostaliśmy na etapie poszukiwania niecodziennych wyjaśnień przyczyn rezygnacji papieża i równie wymyślnych nominacji na papabili. Szansa na lepsze poznanie jednej z największych instytucji na świecie została zmarnowana.