Rodric Braithwaite: pisałem o historii, nie o bieżącej polityce
Na tylnej okładce pańskiej książki widnieją słowa Tarika Ali z „London Review of Books”: „Każda strona wygląda jak ostrzeżenie dla obecnych okupantów Afganistanu”. Czy faktycznie przyświecała Panu taka idea?
Przyznam, że nie. Nie interesowało mnie budowanie paraleli pomiędzy interwencją sowiecką w obecnym konfliktem. W moim przekonaniu obraz wojny w Afganistanie w latach 1979–1989 został wypaczony przez propagandę, która starała się udowodnić, że w tamtym czasie Zachód reagował w sposób jak najbardziej właściwy. Wiem coś o tym – sam byłem zaangażowany w początkową reakcję Wielkiej Brytanii na inwazję. Celem mojej książki było danie innego i mam nadzieję: bardziej sprawiedliwego, obrazu tej wojny, także z rosyjskiego punktu widzenia. Chciałem oddać sprawiedliwość żołnierzom, politykom i cywilom, w tym także kobietom, którzy byli w nią zaangażowani. Sądząc po reakcjach Rosjan, którzy czytali moją książkę (tłumaczenie rosyjskie jeszcze się nie ukazało), w pewnej mierze udało mi się osiągnąć ten cel. Oczywiście, pewnych paraleli nie da się uniknąć, ale sądzę, że lepiej pozostawić ich zarysowanie czytelnikom. Starałem się w mojej książce pisać o historii, nie o bieżącej polityce.
Afganistan zamieszkuje ludność szyicka i sunnicka, a są to odłamy islamu od zawsze ze sobą skonfliktowane. Czy podczas wojny zdarzały się przypadki bratobójczych walk grup mudżahedinów różnych odmian?
Przeważająca większość Afgańczyków to sunnici. W czasie wojny było wiele konfliktów pomiędzy różnymi grupami Afgańczyków i rzeczywiście były one zauważalne, o czym zresztą starałem się pisać w książce. Waśnie miały jednak na ogół podłoże etniczne (czego przykładem np. konflikt Pasztunów z Tadżykami i Uzbekami), a nie religijne. Szyitami są Hazarowie, którzy wiele wycierpieli pod rządami Talibów. Rzeczywiście, niezdolność mudżahedinów do porzucenia wewnętrznych podziałów wyraźnie osłabiała ich walkę przeciwko Rosjanom, ale nie jest to w gruncie rzeczy nic nowego. Brak jedności wśród Afgańczyków stanowił problem przez większą część ich historii – tak przed, jak i po sowieckiej inwazji.
Z rozdziału poświęconego przyczynom interwencji można wysnuć wniosek, że czynnikiem decydującym było to, iż Leonid Breżniew odebrał egzekucję Nur Mohammada Tarakiego jako osobisty afront. Czy faktycznie sytuacja była już tak napięta, że wystarczyło to jako powód do interwencji?
Szczegóły procesu decyzyjnego w Związku Radzieckim jesienią 1979 r. pozostają nieznane: liczba dokumentów z tego okresu jest wyraźnie mniejsza niż z pierwszej części tego roku czy z lat następnych. Bezcenne byłyby w tym wypadku dokumenty sporządzone przez KGB, ale niewiele z nich zostało ujawnionych, a żadne dokumenty radzieckiego wywiadu dotyczące okresu po śmierci Stalina nie zostały ujawnione. Oczywiście, brytyjskie służby specjalne również nie publikują dokumentów z tego czasu, ale bez wątpienia miały one wyraźnie mniejszy wpływ na tę sprawę.
Gdy Taraki został zamordowany, Rosjanie zaczęli się na serio obawiać rozwoju sytuacji w Afganistanie i bardzo możliwe, że tak czy inaczej dokonaliby inwazji. Osobisty gniew Breżniewa mógł być czynnikiem przeważającym w krytycznym momencie i ludzie, którzy byli usytuowani blisko omawianych wydarzeń, sądzą, że rzeczywiście był. Niestety, nie można tego z całą pewnością udowodnić.
W swojej książce, pisząc o planach wojsk sowieckich, wielokrotnie podkreśla Pan krótkotrwałość konfliktu, jaką zakładały. Zarazem natrafiamy na informacje na przykład o dwuletnich kursach językowych, na jakie posyłano wojskowych tłumaczy już w trakcie trwania konfliktu. Czy można to odbierać jako poszlakę wskazującą na chęć bardziej długotrwałego zaangażowania się Związku Radzieckiego w działanie militarne tym rejonie w przyszłości?
Na dobrą sprawę nie ma tu sprzeczności. Ze wszelkim prawdopodobieństwem strona sowiecka oczekiwała krótkiej wojny. Fakt, że mieli wielu dobrze przygotowanych lingwistów wynika z jednej strony z tego, że od wielu lat nauczali oni języka pasztuńskiego czy też języka dari w instytucjach naukowych. Nie może też dziwić, że wiele osób posługujących się tymi językami zostało powołanych do służby wojskowej w czasie interwencji. Ponadto, Tadżycy i Uzbecy, którzy służyli w 40. Armii, także mogli posługiwać się lokalnymi językami, które były przecież ich językami ojczystymi. Nie wiem, czy te dwuletnie kursy były organizowane dla szeregowych żołnierzy, choć nie ma wątpliwości, że w chwili, gdy konflikt trwał, wysyłano na nie oficerów wywiadu.
Rosjanie blisko interesowali się Afganistanem od pierwszej części wieku XIX, Afganistan był też pierwszym krajem, który uznał dyplomatycznie Związek Radziecki po roku 1917. Relacje pomiędzy oboma krajami były, generalnie rzecz biorąc, stosunkowo przyjacielskie aż do roku 1979. Sądzę, że Rosjanom zależało raczej na utrzymaniu ich sfery wpływów w dłuższej perspektywie, aniżeli na poszerzaniu jej.
W swojej książce wielokroć przytacza Pan fragmenty rozmów przeprowadzonych z żołnierzami, oficerami lub cywilami już po wojnie, czasem nawet wiele lat. Proszę powiedzieć, jak takie rozmowy wyglądały, czy Pańscy interlokutorzy zgadzali się na dzielenie się z Panem swoimi opowieściami, czy chcieli o tym rozmawiać?
Osoby z którymi rozmawiałem, były bardzo chętne do dzielenia się swoimi historiami. Na tyle, na ile mogę to stwierdzić, nie stawali się oni w żaden sposób zniechęceni do rozmowy z racji tego, że jestem Brytyjczykiem. Wielu weteranów czuło, że ich historia nie została opowiedziana w sposób odpowiedni nawet w ich własnym kraju i sądzili, że zostali niesprawiedliwie ocenieni przez cywilów, którzy zostali w domach, podczas gdy oni walczyli i umierali za granicą. Nasuwa się tu dość oczywista paralela z amerykańskimi weteranami wojny w Wietnamie. Z samej więc definicji ludzie, z którymi rozmawiałem, byli ludźmi, którzy chcieli mówić. Większość weteranów, i dotyczy to chyba każdej wojny, jest jednak niechętna opowiadaniu o swoich doświadczeniach.
Na koniec proszę powiedzieć: czy pracując nad „Afgańcami” zdarzało się Panu natrafić na mur tajemnicy? Federacja Rosyjska nie jest znana z szerokiego udostępniania archiwaliów Związku Radzieckiego.
Przez bardzo krótki okres po upadku ZSRR, rosyjskie archiwa były szeroko otwarte. W pewnym stopniu zostały one wówczas splądrowane przez Rosjan i obcokrajowców. Archiwiści byli tak biedni, a ówczesne warunki ekonomiczne były do tego stopnia trudne, że zdarzały się przypadki sprzedaży dokumentów bogatszym obcokrajowcom, a wiele z nich jest teraz na Zachodzie, niektóre w prywatnych zbiorach, gdzie nie są w żaden sposób dostępne dla badaczy. Większość dokumentów dostępnych na temat wojny w Afganistanie zostało wydobyte przez byłych sowieckich generałów i polityków, którzy, chcieli napisać swoje wspomnienia. Wiele dokumentów zostało opublikowanych dzięki staraniom Fundacji Gorbaczowa. Niewiele niestety ukazało się staraniem poszczególnych badaczy. Nieco dobrych książek, opartych o solidną dokumentację jest obecnie publikowana w Rosji, ale brakuje im często odpowiedniego aparatu naukowego.
Sam opierałem się na publikowanych dokumentach, wspomnieniach i innych materiałach, spośród których wiele zostało umieszczonych w Internecie przez rosyjskich uczestników wojny. Dołożyłem wszelkich starań, żeby potwierdzić, że wszystkie stwierdzenia, fakty w mojej książce były potwierdzone przez jakieś źródła rosyjskie: publikowane, ustne bądź inne.