Rodney Stark – „Nie mów fałszywego świadectwa.. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji” – recenzja i ocena
Rodney Stark – „Nie mów fałszywego świadectwa.. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji” – recenzja i ocena
Bardzo szybko okazuje się, że książka nie do końca jest pisana z pozycji takich, jak by to można wnioskować z dyskusji o „Nie mów fałszywego świadectwa”. Jeśli chodzi o protestantyzm autora to (nomen omen) faktycznie dzwonią, ale niekoniecznie w tym kościele. Rodney Stark pochodzi z rodziny luterańskiej i wykłada na baptystycznym uniwersytecie w Teksasie, jednak ciężko powiedzieć by był on zaangażowany w działalność któregoś z protestanckich kościołów. Samo to, że jest związany z protestancką uczelnią o niczym jeszcze nie świadczy – podobnie jak fakt współpracy z KUL nie jest jeszcze rękojmią osobistej pobożności i katolickiej prawowierności. Stark jest uznanym autorytetem w dziedzinie socjologii religii, jednak - jak podkreśla we wstępie do polskiego wydania książki Paweł Skibiński, związany z Uniwersytetem Warszawskim historyk dziejów najnowszych a przy tym zaangażowany katolik, jego metodologia jest zdecydowanie materialistyczna. Stark stosuje rynkowy paradygmat interpretacji zjawisk religijnych, zakładający istnienie wolnego rynku idei, zaspokajających potrzeby „konsumentów”. Bardziej ścisłe wydaje mi się określenie autora jako osoby o protestanckim backgroundzie i pracownika protestanckiej uczelni niż protestanta w sensie wyznawcy którejś z poreformacyjnych konfesji.
„Nie mów fałszywego świadectwa” podzielono na dziesięć rozdziałów, stanowiących niejako „bloki tematyczne”, w ramach których Rodney Stark omawia kwestie związane z jakimś zagadnieniem. Prof. Skibiński stwierdza, że przez to kompozycja pracy jest niejako chaotyczna a po niektórych tematach Stark zaledwie się „ślizga”, jednak w mojej opinii taki cicer cum caule czyta się całkiem dobrze. Podczas lektury miałem bardzo silne skojarzenie czytelnicze – cały czas przychodziły mi na myśl poświęcone „czarnym kartom historii Kościoła” książki Vittorio Messoriego. Bez wątpienia „Nie mów fałszywego świadectwa” to praca bardzo przypominająca je pod względem tematyki czy kompozycji.
Katalog zagadnień poruszanych przez Starka jest dość różnorodny. Autor rozprawia się z mitem chrześcijańskich źródeł antysemityzmu. Wskazuje, że niechęć do Żydów jako zamkniętej i izolującej się społeczności istniała i była silna już w starożytności przedchrześcijańskiej. Nie przeczy antyżydowskim postawom i ekscesom, jednak wskazuje że ludzie Kościoła częściej je hamowali niż podsycali. Jednocześnie rozprawia się Stark z pokutującą wciąż wizją tolerancyjnej muzułmańskiej Hiszpanii, gdzie tak naprawdę położenie Żydów wcale nie było lepsze niż na ziemiach władanych przez chrześcijan. Obalona zostaje też legenda o rzekomo zatajonych przez Kościół Ewangeliach, którymi okazują się być w rzeczywistości gnostyckie apokryfy. Kolejnym obalonym mitem jest ten, jakoby Konstantyn Wielki po przejściu na chrześcijaństwo wytępił tradycyjną religię rzymską. Rzeczywiście jest to pogląd absurdalny.
Choć obecnie historycy nie są już skłonni z taką łatwością jak kiedyś podważać szczerości nawrócenia cesarza, to jednak do kresu życia silne w jego myśleniu były naleciałości pogańskie, a w jego otoczeniu i państwie koegzystowali wyznawcy dawnej i nowej religii. Zdaniem Starka wiara w starych bogów po prostu wygasła w ciągu kilku pokoleń, a konwersje na chrześcijaństwo motywowane były nie przymusem a oportunizmem. Wiele pogańskich praktyk przeniknęło zresztą do coraz bardziej masowego Kościoła. Represje antypogańskie wspominane choćby przez Euzebiusza z Cezarei uważa za propagandowe wtręty, napisane by umiejętnie zilustrować realizację Bożego planu. Może nazbyt surowo ocenia autor Juliana Apostatę. W końcu cesarz ten nie musiał prześladować chrześcijan, wystarczyło że przyglądał się, jak zwolennicy ortodoksji i herezji donatystycznej sami oddają się wzajemnym walkom.
Jeżeli komuś teorie o Kościele ukrywającym prawdziwe Ewangelie czy Konstantynie po nawróceniu na chrześcijaństwo wyniszczającym religię antycznego Rzymu wydają się niepoważne i bardziej niż do poważnej dyskusji pasujące do wystąpień internetowych tzw. „gimboateistów” to... miałem podobne odczucia i to przez całą lekturę książki Rodneya Starka. Autor polemizuje z tezami nieraz tak absurdalnymi, że obalanie ich można porównać z wyważaniem otwartych na oścież drzwi. Przyznam, że intensywnie zastanawiałem się, czy autor celowo przejaskrawia tezy adwersarzy, by wydały się czytelnikowi absurdalne, czy też może w dyskusjach w USA rzeczywiście takie kuriozalne stanowiska są na porządku dziennym.
Autor polemizuje z wizją średniowiecza jako wieków ciemnych. Dezawuuje tezy autorów oświeceniowych, przede wszystkim podważa teorie Edwarda Gibbona oskarżającego chrześcijaństwo o przyczynienie się do upadku Rzymu i pogrążenia się Europy w średniowiecznej „ciemnocie”. Można się zastanowić, czy Stark znów nie wyważa otwartych drzwi, w końcu nikt poważny nie uważa dziś całego, trwającego dziesięć stuleci, średniowiecza jako nieodmiennie ciemnych wieków. Można się zastanawiać, czy Amerykanin nie przesadza w drugą stronę, prezentując średniowiecze jako okres bezprecedensowego wzrostu i rozkwitu naszego kontynentu (w kontraście do nielubianego przez siebie Oświecenia). Tym niemniej większość argumentów Starka wydaje mi się trafna. Sam stwierdziłem w swoich refleksjach nad dziejami, że tak naprawdę między późnym średniowieczem a renesansem niewiele było różnic jakościowych. Bardzo trafna, choć dla kogoś interesującego się historią zapewne niezbyt odkrywcza jest polemika Starka z czarną legendą krucjat.
Autor nie zgadza się z dominującą kiedyś ich interpretacją jako łupieżczych „wypraw młodszych synów”, nie zgadza się z tezą o tym, że była to pierwsza europejska kolonizacja. Przypomina o kontekście jakim była ekspansja agresywnego islamu. Bardzo ciekawa jest teza, że to właśnie wskutek zetknięcia z islamskim zagrożeniem Kościół stał się bardziej opresyjny, wcześniej względnie tolerując heretyków w swoim łonie. Stark poddaje też w wątpliwość rozmiary rzezi Jerozolimy podczas I krucjaty, jej opisy w źródłach historycznych kwitując stwierdzeniem (podobnym jak względem Euzebiusza), że wtedy po prostu wypadało tak pisać. Krytyce poddany zostaje żywotny mit rycerskiego Saladyna. Nie zgadza się też Stark, że krucjaty popsuły relacje Europejczyków ze światem arabskim – były one przecież prowadzone przeciwko Turkom Seldżuckim i przed rozpadem Imperium Ottomańskiego Arabowie w ogóle się do nich nie odwoływali.
Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Rodneya Starka – „Nie mów fałszywego świadectwa. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji”!
W dalszych partiach tej książki zwalczana jest czarna legenda Inkwizycji. Podobnie jak w przypadku rozdziału o krucjatach, nie jest to dla osób zainteresowanych tematyką nic nowego, bowiem półki księgarskie uginają się od pozycji poświęconych temu zagadnieniu. Znów Stark idzie moim zdaniem na łatwiznę, polemizując z zupełnie przejaskrawionymi tezami (np. o milionach ludzi spalonych na stosie). Można się też zastanawiać, czy autor trafnie i słusznie obalając czarną legendę nie daje się przypadkiem ponieść legendzie białej, popularnej wśród autorów katolickich, wedle której Święte Oficjum było instytucją wręcz dobroczynną.
Moim zdaniem te partie książki wypadają blado choćby w porównaniu z wydaną niedawno pracą Piotra Setkowicza „Sędziowie myśli” – Setkowicz mimo wyrazistych poglądów (ewangelikalny protestant związany z jednoznacznie niechętnym katolicyzmowi środowiskiem) i braku formalnego wykształcenia historycznego (jest inżynierem) napisał książkę w mojej ocenie naprawdę rzetelną i wyważoną, daleką od czarno-białego obrazu rzeczywistości. U Starka różnych odcieni szarości często nie da się dostrzec.
Autor polemizuje z tezą o antynaukowym nastawieniu chrześcijaństwa w ogóle, a katolicyzmu w szczególności, przytaczając sylwetki ludzi nauki będących także ludźmi Kościoła. Nie brak też omówienia (choć ktoś kto czytał Messoriego ponownie może westchnąć, że nic nowego) sprawy Galileusza.
Stark pochyla się też nad kwestią niewolnictwa, zwracając uwagę, co nie budzi kontrowersji, że w krajach katolickich niewolnicy traktowani byli generalnie lepiej niż w protestanckich. Zwraca uwagę, że papieże czy zakonnicy nieodmiennie starali się otoczyć opieką rdzenną ludność, choć przyznaje, że władcy mocarstw katolickich nieraz te starania ignorowali czy wręcz sabotowali. Moim zdaniem autor nazbyt bagatelizuje (choć nie całkiem pomija) wkład protestantów w zniesienie niewolnictwa jak np. działalność Williama Wilberforce’a w Imperium Brytyjskim czy w większości religijne inspiracje ruchu abolicjonistycznego w USA.
Naukowiec z Teksasu polemizuje też z poglądem o tym, że Kościół zawsze wspierał opresyjne dyktatury. Trafnie zwraca uwagę, że równowaga i konkurencja w toku historii Zachodu władzy świeckiej i duchownej umożliwiły rozkwit swobód na skalę niespotykaną w innych kręgach kulturowych. Trochę chyba na zasadzie „a u was biją Murzynów” pisze o antykościelnych ekscesach rewolucji francuskiej i październikowej oraz hiszpańskich republikanów.
Nazbyt łatwo Rodney Stark dezawuuje znaną tezę Maxa Webera, że to protestantyzm (a konkretnie kalwinizm) przyczynił się do rozwoju kapitalizmu. Choć jest ona z pewnością uproszczeniem (vide kwitnący protokapitalizm w miastach włoskich) to jednak trudno moim zdaniem zaprzeczyć, że rzeczywistość przyznała jej rację. Stark zaprzeczyć próbuje, rozpisując się o jakoby od zawsze prorynkowej i proprzedsiębiorczej nauce katolickiej.
Mocną stroną książki jest jej baza źródłowa. Bibliografia jest obszerna, a sam tekst bogato okraszony przypisami. Faktografia to jedno, a interpretacje autora to co innego. Czasem ciężko mi było pozbyć się wrażenia, że Rodney Stark przedstawia tezy niezgodne z własnymi w formie przerysowanej. Nie mogę jednak wykluczyć, że argumenty tak kuriozalne jak te, które obala Stark rzeczywiście pojawiają się debatach na temat Kościoła katolickiego w USA, bo przecież książka pisana była z myślą o czytelniku amerykańskim. Moje poczucie zawodu wynika z tego, że ostrzyłem sobie zęby na pracę autora protestanckiego obalającą antykatolickie mity. Tymczasem Rodney Stark protestantem jest raczej nominalnym, a praca zdradza tak wielką jego fascynację cywilizacją chrześcijańską w wydaniu katolickim, że doprawdy nie zdziwi mnie konwersja autora do Kościoła rzymskiego.
Mankamentem książki z punktu widzenia czytelnika zainteresowanego historią Kościoła jest też jej wtórność. Zupełnie nie potrafię wskazać, co nowego wnosi w porównaniu choćby do prac wspominanego Messoriego. Tym niemniej nie odradzam nikomu lektury, zwłaszcza że książkę czyta się po prostu dobrze. Katolicy znajdą tu szereg argumentów przydatnych w różnych dyskusjach. A także osoby niechętne katolicyzmowi powinny czasem konfrontować swoje poglądy z innymi punktami widzenia.