Robert Pawłowski – „Płynąc po dnie Niemna” – recenzja i ocena
Robert Pawłowski – „Płynąc po dnie Niemna” – recenzja i ocena
„Płynąc po dnie Niemna” nie jest pierwszą twórczą przygodą Pawłowskiego z prozą Orzeszkowej. Trzy lata temu, w 2019 roku, ukazała się książka „Niemy Niemen. Dalsze losy prawdziwych bohaterów „Nad Niemnem”, stanowiąca kontynuację historii bohaterów powieści „młodszej siostry Mickiewicza”, jak zwykł nazywać Orzeszkową młodopolski krytyk literatury Stanisław Brzozowski. Publikacja spotkała się z pozytywnym odbiorem, wobec czego autor postanowił zaprezentować przedstawione w niej obrazy również w konwencji filmowej, czego wyrazem stał się film dokumentalny „Nad Niemnem”. Po upływie dwóch lat od jego emisji, białostocki historyk poszedł krok dalej i wydał drugą książkę w tymże klimacie. Czego możemy spodziewać się po najnowszej powieści Pawłowskiego?
Już pierwsze strony książki przenoszą czytelnika w magiczny świat znany dobrze z prozy Orzeszkowej. Fabułę powieści otwiera wyjątkowe spotkanie – wrześniową nocą 1939 roku do chaty Jana Bohatyrowicza puka niespodziewany gość – Teofil Różyc. Nieoczekiwane spotkania sprawia, że mimo upływu lat, trudne wspomnienia ożywają na nowo, pociągając za sobą widmo bolesnej przeszłości. Szybko okazuje się jednak, jak błahe są wzajemne urazy i zatargi w obliczu problemów, z którymi przyjdzie wkrótce zmierzyć się bohaterom powieści. Okupacja niemiecka, sowiecka, masowe aresztowania, kradzieże, wywózki, czyhająca zewsząd wrogość i wszechobecna śmierć – to rzeczywistość, która całkowicie wywróciła do góry nogami beztroskie dotąd życie lokalnej społeczności.
„Płynąc po dnie Niemna” to opowieść o historii ludzi zamieszkujących Grodzieńszczyznę i Nowogródczyznę w szczególnym momencie historii – począwszy od Wielkiej Wojny, aż do lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Największa część fabuły koncentruje się jednak na II wojnie światowej. Kreśląc szerszy kontekst historyczny, Robert Pawłowski pokazuje, jak z dnia na dzień życie mieszkańców wschodnich rubieży ówczesnej Rzeczpospolitej dosłownie i nie tylko legło w gruzach. Ów upadek ma w tym przypadku szczególnie symboliczne znaczenie. W powieści Orzeszkowej ród Bohatyrowiczów przedstawiony jest jako uosobienie i nośnik polskości. W przeciwieństwie do kosmopolitów Korczyńskich, nie wykazujących żadnego przywiązania do ojczystej ziemi, kultywuje on ludowe pieśni, tradycje, zwyczaje, jest gwarantem trwania dziedzictwa narodowego i symbolem pewnego ładu.
Przedstawiony przez Pawłowskiego atak na Bohatyrowiczów, ale i inne rody dawnej polskiej szlachty, jest wymownym wyrazem uderzenia w samo serce polskości i próby zniszczenia narodu przez podeptanie jego wartości. Ale i tkanki. W swojej książce autor obrazuje bolesną erozję relacji między narodami – polskim i białoruskim. Na przykładzie przywołanych przez siebie postaci pokazuje, jak ludzie żyjący dotąd w przyjaznych, sąsiedzkich stosunkach, pod wpływem celowej polityki okupanta zaczęli stawać się sobie obcy, a nawet wrodzy. Utrzymujące się przez wieki pokojowe współżycie i wspólne gospodarowanie ziemiami zostały wyparte przez wpojone Białorusinom pretensje i żale wobec „polskich krwiopijców”, utrzymujących się ich pracą i kosztem. W ten sposób książka Roberta Pawłowskiego to nie tylko opowieść o dalszych losach bohaterów powieści Orzeszkowej. To anatomia upadku świata, który przez lata dla mieszkańców Kresów był gwarantem ładu i stabilności. Za sprawą wojny minął on bezpowrotnie.
Najnowsza książka Pawłowskiego to powieść fabularna, oparta jednak na faktach i prezentująca prawdziwe historie realnych bohaterów. Autor przywołuje takie postaci, jak chociażby podporucznik Czesław Zajączkowski ps. „Ragner” – jeden z najbardziej znienawidzonych przez Sowietów dowódców nowogródzkiej Armii Krajowej, Anatol Radziwonik ps. „Olech” – ostatni dowódca zorganizowanych struktur polskiego podziemia niepodległościowego na ziemi nowogródzkiej czy posługujący wśród ludności Grodzieńszczyzny ksiądz Jan Weber. Sam z resztą Jan Bohatyrowicz, jedna z kluczowych postaci w prozie Orzeszkowej, ale i w publikacji Pawłowskiego, uosabia rzeczywistą postać Klemensa Strzałkowskiego. Chociaż autor porusza bez wątpienia trudną tematykę, a losy przedstawionych przezeń postaci są nierzadko pełne bólu i cierpienia, książka nie jest w żaden sposób przytłaczająca. Przeciwnie – czyta się ją z dużą lekkością, a momentami napawa wręcz nadzieją. Pawłowski pokazuje bowiem bohaterów, którzy doświadczeni przez brutalność dwóch totalitaryzmów, każdego dnia podejmowali walkę o to, by żyć względnie „normalnie”. Lub by po prostu żyć i zapewnić to przeżycie najbliższym.
„Płynąc po dnie Niemna” to poruszająca opowieść o różnych losach ludzkich w obliczu wojny oraz o świecie, który bezpowrotnie minął. Przedstawiając gehennę codziennego życia pod okupacją, opowiada o niezwykłej sile i woli przetrwania oraz o wierności zasadom i wartościom – bez uderzania jednak w podniosłe, patetyczne tony. Robert Pawłowski po raz kolejny tchnął nowe życie w prozę Orzeszkowej i przywrócił świat, którego już nie ma. I po raz kolejny zrobił to naprawdę w dobrym stylu. Przepięknie zilustrowana, wciągająca, przemyślana kompozycyjnie – to świetna lektura dla każdego, nie tylko dla miłośników prozy Orzeszkowej.