Robert M. Edsel – „Na ratunek Italii” – recenzja i ocena
Książka Roberta M. Edsela „Na ratunek Italii” nie bez przyczyny nosi w podtytule dopisek „zdążyć ocalić skarby sztuki przed nazistami”. Bo mimo że praca zafascynowanego Florencją pisarza ma wszystkie cechy dobrej pracy historycznej, to metafora pościgu nadaje jej wyjątkowy charakter. Walka z czasem determinuje kolejne miesiące opisywane w „Na ratunek Italii” oraz sprawia, że książka jest niebanalnym zapisem wojennej zawieruchy – pokazuje, jak garstka zapaleńców musiała przekonywać towarzyszy broni oraz samych siebie, że w czasach zagłady los budynków i obrazów może być również zmartwieniem wojskowych.
Głównymi bohaterami książki Edsela są kapitan Deane Keller oraz porucznik Fred Hartt, członkowie sekcji obrońców zabytków, działającej we Włoszech po wkroczeniu na te tereny aliantów. Dwóch historyków sztuki, którzy swoją wiedzę o kolebce europejskiej cywilizacji postanowili wykorzystać w trakcie żmudnej walki o ocalenie bezcennych dzieł sztuki. A gra warta była świeczki. Od momentu wkroczenia wojsk niemieckich na tereny państwa włoskiego, na zlecenie najwyższych władz wojskowych z najstarszych miast Półwyspu wywieziono setki dzieł sztuki w prezencie dla rządzących III Rzeszą, a bezcenne budynki stały się celem ostrzałów artyleryjskich. Poruszający się śladami swojej armii Deane Keller i Fred Hartt mieli w planie stworzenie rejestru odkrytych skarbów kultury, chronienie ich przed zniszczeniem, edukowanie żołnierzy w temacie dziedzictwa kulturowego oraz walkę o odzyskanie zagrabionych przez hitlerowców eksponatów.
Przeczytaj też:
- Lynn H. Nicholas – „Grabież Europy”
- Sean McMeekin – „Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję”
Zafascynowany włoską kulturą Edsel napisał książkę-hołd, dzięki której możemy się dowiedzieć, ile z bezcennych dzieł Michała Anioła, Tycjana, Botticellego i wielu innych przetrwało do naszych czasów dzięki oddaniu grupy pasjonatów. Poza wnikliwą analizą kolejnych miesięcy na froncie, z przytoczeniem losów zrujnowanych przez wojnę miast, otrzymujemy również nadal niekompletną „listę zaginionych”, czyli dzieł, które ostatni raz widziano przed wojną. Edsel przekazuje więc czytelnikowi nie tylko historyczną narrację, ale również zamieszcza na jej końcu wykaz tego, czego do tej pory nie udało się odzyskać, tak na wszelki wypadek. Żywy język, którym posługuje się Edsel w opisie owego dramatycznego pościgu za skarbami naszej cywilizacji, jest uzupełniony w książce fotografiami bohaterów oraz odnalezionych przez nich dzieł.
Tęsknota za krajem oraz poczucie dobrze wypełnianego obowiązku przeplatają się w książce z wielką polityką, która niejednokrotnie stawała na drodze obrońcom zabytków. Osią „Na ratunek Italii” staje się bardzo często dramatyczne pytanie: co ratować? Dzieła mające setki lat czy życie żołnierzy? I za każdym razem uczestniczący w konflikcie Hartt i Keller nie mają chwil zwątpienia, wiedząc, że więcej warte jest życie jednego żołnierza niż bezcenne płótna Caravaggia. Obserwujemy więc nie tylko dynamicznie rozpisany wyścig z czasem, ale też moralne wątpliwości towarzyszące wszystkim chwilom na froncie.
Kończący książkę triumfalny powrót skradzionych dzieł do Florencji jest happy endem jedynie iluzorycznym. Warte miliardy skarby witają co prawda szczęśliwi, ale tragicznie doświadczeni i głodni mieszkańcy Włoch. Z perspektywy czasu widzimy, jak wyjątkowe są dokonania obrońców zabytków, gdy mamy możliwość osobistego kontaktu z uratowanymi dziełami. Patrząc jednak ich oczami na zakończony konflikt, tym dotkliwiej konfrontujemy się z bezsensem i okrucieństwem wojny, wojny wyniszczającej i zakończonej tylko na papierze, nie w głowach. Edsel składa więc obrońcom hołd pełny, ale z gorzkimi dygresjami. W beczce miodu otrzymujemy wiele dziegciu, widzimy ogrom nadal niedokończonego dzieła i poniesione na marginesach tej historii ogromne straty w ludziach, co czyni z „Na ratunek Italii” książkę mocno zapadającą w pamięć.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska