Robert Darnton – „Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej historii kulturowej” – recenzja i ocena
W latach siedemdziesiątych XX wieku we francuskiej historiografii rozkwitała bujnie historia mentalności, za co odpowiedzialni są głównie przedstawiciele trzeciej generacji tzw. szkoły Annales (przede wszystkim Jacques Le Goff, Pierre Chaunu, Philippe Ariès czy Roger Chartier). Kierunek ten stał się niezwykle modny i ciężko by w prosty sposób zliczyć autorów, którzy się nim zainspirowali w swych pracach. W tym francuskim wydaniu nurt ten wyrósł z drugiego pokolenia Annales, a więc z kręgu Fernanda Braudela, autora koncepcji historii totalnej, historyka zainspirowanego strukturalizmem. Choć nadejście trzeciego pokolenia Annales można nazwać przełomem w historiografii, nie była to jednak rewolucja, lecz głęboka zmiana wynikająca ze zmiany pola badawczego, podczas gdy pewne charakterystyczne metodologiczne paradygmaty typowe dla wszystkich pokoleń tej „wielkiej rodziny myśli” – jak nazywał środowisko Annales Bronisław Geremek – pozostały niezatarte.
„Wielka masakra kotów” Roberta Darntona powstała mniej więcej w tym samym czasie, w latach siedemdziesiątych XX wieku. Należy do ścisłego kanonu badań z zakresu mikrohistorii i antropologii historycznej, ale również mentalité. Jednak podejście Darntona do problematyki mentalności różni się wyraźnie od nurtu francuskiego. Teoretyczne inspiracje zawdzięcza on spotkaniu z Cliffordem Geertzem, wybitnym antropologiem amerykańskim, z którym przez wiele lat prowadził wspólnie zajęcia na Uniwersytecie w Princeton. To właśnie Geertz wprowadził do teorii historii kategorię „gęstego opisu”, tak często wykorzystywaną dziś w analizach historiograficznych, pozwalającą na zrozumienie znaczeń zachowań ludzkich w ramach innych kultur. „Wielka masakra kotów” jest pracą, którą można uznać za najważniejszy owoc współpracy Geertza i Darntona.
Czemu poświęcona jest książka o tak intrygującym tytule? O tym mówi sam autor we wstępie pracy:
Książka przedstawia sposoby myślenia w osiemnastowiecznej Francji. Jest próbą ukazania nie tylko tego, co ludzie myśleli, ale jak myśleli – jak rozumieli świat, nadawali mu znaczenie i wypełniali go uczuciami (s. 17).
Wbrew temu, co nasuwa się po tak sformułowanym założeniu, książka Roberta Darntona niewiele ma wspólnego z historią idei. Interesują go przede wszystkim ludzie – głównie reprezentanci nizin społecznych, a więc ci, o których historia na ogół milczała. By zrealizować swój cel, autor sięga więc po niezwykłe źródła i tematy.
Na książkę składa się sześć esejów. Łatwo można dostrzec rysujące się – choć nie wyrażone w konstrukcji książki – dwie części. Pierwsze trzy teksty dotyczą świata niedocenionych przez historię – chłopów, mieszczan, rzemieślników. Kolejne trzy to zaś świat intelektualistów, ale widzianych z innej perspektywy, niż do tej pory spoglądali na nich historycy. Nie jest to miejsce na streszczanie tych sześciu esejów, warto jednak przynajmniej wymienić ich tematy.
Pierwszy tekst jest analizą bajek, których tytuły brzmią współczesnemu czytelnikowi znajomo. Ale ich treścią bez wątpienia będzie zszokowany, gdyż zaskakują brutalnością i okrucieństwem. Posługując się ich przykładem i porównując poszczególne ich wersje, Darnton próbuje stworzyć prawdziwy obraz życia chłopstwa w przedrewolucyjnej Francji. Lektura bajki „O Czerwonym Kapturku”, w której dziewczynka zjada mięsko zabitej przez wilka babci i popija je babciną krwią, może zrobić niemałe wrażenie nawet na czytelniku o mocnych nerwach…
Drugi tekst, któremu książka zawdzięcza tytuł, oparty jest na relacji Nicholasa Contata, pracownika warsztatu drukarskiego w Paryżu, który wraz z kolegami w ramach zemsty, ale i znakomitego żartu, postanowił wymordować koty należące do żony ich pracodawcy. W jaki sposób wymordowali biedne zwierzątka? Czytelnik zapewne będzie zaskoczony, ale ciekawych odsyłam jednak do książki. Można się jedynie zastanawiać, ilu ludzi dzisiaj podziela charakterystyczne poczucie humoru ówczesnych paryskich rzemieślników. Dzięki historii Contata Darnton mógł w najszerszym stopniu wykorzystać antropologiczne rozważania Geertza i w swojej interpretacji zawarł niezwykle obszerny opis mentalności człowieka XVIII-wiecznej Francji.
Przedmiotem kolejnego eseju jest opis Montpellier, sporządzony w drugiej połowie osiemnastego wieku przez anonimowego mieszkańca tego miasta, przedstawiciela klasy średniej. Jednak to nie Montpellier interesuje Darntona, lecz autor jego opisu i sposób jego postrzegania miasta.
Czwarte studium oparte jest na raportach oficera policji Josepha d’Hémery, który zajmował się rynkiem księgarskim i w związku z tym zbierał informacje dotyczące pisarzy. Z materiałów tych wyłania się swoisty obraz literackiego świata osiemnastowiecznego Paryża. W aneksie załączonym do eseju Darnton zamieścił trzy przykładowe raporty policjanta, w tym m.in. na temat Denisa Diderota. Wyraźnie widzimy, jak ów oficer postrzegał jednego z czołowych przedstawicieli francuskiego oświecenia.
W piątym eseju Robert Darnton zajmuje się Encyklopedią. Stawia pytanie: Co wyróżniało ją na tle wszystkich innych poprzedzających ją kompendiów wiedzy?
Ostatni esej poświęcony jest problemowi odbioru twórczości Jana Jakuba Rousseau przez jego czytelników. W tym wypadku dokumentem, po który sięgnął Darnton, jest korespondencja Jeana Ransona, kupca z Le Rochelle, z Société Typographique de Neuchâtel (było to szwajcarskie towarzystwo zajmujące się wydawaniem francuskiej literatury). W tym eseju Darnton pokazuje jak pisarz i czytelnik wspólnie zmieniali sposób komunikowania się, który wychodził daleko poza literaturę i który wycisnął swoje piętno na kilku pokoleniach rewolucjonistów i romantyków (s. 289).
Istnieją jednak nurtujące pytania, które czytelnik powinien sobie postawić po lekturze „Wielkiej masakry kotów”. Przede wszystkim: Jak bardzo ogólne wnioski historyk ma prawo wyciągnąć na podstawie tak małych, incydentalnych nierzadko zjawisk w dziejach? Jakie są granice tych uogólnień? Czy mikrohistoria na pewno może nas prowadzić do zrozumienia kultury dawnych epok w jej pełnym wymiarze? Ten spór na pewno dręczy metodologów historii, którzy w tej sprawie dzielą się na entuzjastów i sceptyków uprawiania mikrohistorii. Niezależnie od indywidualnych odpowiedzi na te pytania i stanowiska w sporze nie można nie dostrzec, że „Wielka masakra kotów” jest pracą odkrywczą i ze wszech miar ważną nie tylko dla kręgu pasjonatów historii nowożytnej. Książka fascynuje czytelników zarówno ze względu na tematy zebranych w niej esejów, jak i dzięki niezwykłemu kunsztowi pisarskiemu autora.
W tej samej serii i w tym samym czasie ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN praca Natalie Zemon Davis, której recenzja w pierwszej kolejności pojawiła się na portalu. Tak jak w przypadku książki Davis „Kobiety na marginesach”, tak samo i tutaj można mieć analogiczne zastrzeżenie co do estetycznej jakości wydania. Nie będę zatem powtarzał tych uwag, lecz odsyłam do poprzedniego tekstu. Natomiast szczęśliwie się składa, że przypisów w książce Darntona jest niewiele i fakt, iż znajdują się na końcu, nie jest już tak dramatyczny.
Książkę Roberta Darntona można uznać za największe osiągnięcie płynące ze spotkania historii z antropologią. Jego studia dowodzą, iż przyjęcie takiej właśnie perspektywy badawczej jest nie tylko możliwe, ale również niezwykle atrakcyjne. Wydanie „Wielkiej masakry kotów” w polskim przekładzie pozwala wyrazić nadzieję, że pisarstwo historyczne Roberta Darntona wpłynie również na kształt współczesnej polskiej historiografii.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska