Richard Overy – „Krew na śniegu. Rosja w II wojnie światowej” – recenzja i ocena
Szczerze mówiąc, patrząc na tytuł i na objętość w pierwszej chwili pomyślałem, że patrzę na książkę o wojnie fińsko-radzieckiej. Dopiero w następnej sekundzie dojrzałem podtytuł, który wyprowadził mnie z błędu. Cóż więc można o tak rozległym konflikcie napisać w tak niewielkiej książce?
Kawa, krzesło, książka...więc do lektury!
Czytelnik otrzymuje do ręki pracę liczącą sobie 328 stron. Po odjęciu wstępu, przypisów końcowych etc. zostaje nam 284 stron tekstu właściwego. Jednak o samej wojnie Overy opowiada na zaledwie 184 z nich. Bibliografii w książce brak.
Przed przejściem do dalszego omówienia, muszę uczynić jedną niezbędną uwagę. Wbrew pozorom, książka ta nie pochodzi z 2009 roku, a treść w niej zawarta jest znacznie starsza. Overy napisał Russia’s war: Blod upon the Snow w 1997 roku, a wydanie polskie z 2009 nie zawiera żadnych uaktualnień. Czytelnik dostaje więc do ręki pracę sprzed 13 lat, co ma swoje duże minusy i małe plusy, ale o tym później.
Mit T-34 wiecznie żywy
Główne założenie książki jest dość zrozumiałe. Wojna była okresem, w którym nadzór nad społeczeństwem radzieckim ze strony Partii i organów represyjnych zelżał, a obywatele uświadomili sobie, ze w ich rękach spoczywa część odpowiedzialności za losy państwa. Miał to więc być okres swoistego „przebudzenia”, stłumionego represjami po wojnie. Dzięki temu, oraz zmodernizowaniu parku maszynowego i wychowaniu nowej kadry dowódców, ZSRR mogło pokonać III Rzeszę.
O ile sama teza jest stosunkowo jasno zarysowana, to Overy używa niekiedy dość dyskusyjnych argumentów na jej poparcie, albo wręcz powtarza stare radzieckie mity wymyślone na potrzeby propagandowe. Mam tu więc zarówno wiernych panfiłowców, jak i T-34 przejeżdżające przez bagna. Rzecz jasna równorzędny pojedynek z T-34 może nawiązać wyłącznie Pantera czy Tygrys. Jednak autor posuwa się krok dalej. Klęskę w 1941 roku tłumaczy m.in. brakiem radaru i wyposażeniem Armii Czerwonej w karabiny z czasów carskich.
Overy nie jest autorem bezkrytycznie podchodzącym do zagadnienia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Pamięta o batalionach zaporowych, o łagrach i o terrorze, jaki NKWD wprowadzało w szeregach Armii Czerwonej. Jego praca powstała jednak w 99% na podstawie literatury anglojęzycznej, wydanej na Zachodzie. Autor najwidoczniej nie przeprowadzał żadnych samodzielnych badań, zadowalając się lekturą prac dostępnych w bibliotekach i księgarniach. To pociągnęło za sobą inne skutki, z porażającą nieznajomością realiów Europy Środkowej na pierwszym miejscu. Nie tylko Overy rzuca w rok 1920 Legiony Piłsudskiego pod Warszawę, ale czyni też z UPA siły zdecydowanie antyniemieckie i toczące z Niemcami zacięte walki. Co więcej, klęskę Powstania Warszawskiego tłumaczy brakiem artylerii i czołgów w siłach powstańców, a Armia Czerwona (w opinii autora) robiła co w jej mocy, by pomóc Armii Krajowej.
Kolejny problem to wspominany już wiek omawianej publikacji. Czas jest bezwzględny, a od 1997 roku pojawiło się wiele nowych opracowań traktujących o wojnie niemiecko-radzieckiej. Co ważniejsze, nowe prace często wychodziły spod pióra Rosjan, nie bojących się odkrywać własnej historii i stawiających często odważne tezy. Z tego powodu „Krew na śniegu” straciła wiele ze swego pierwotnego znaczenia.
Czuję się też zobowiązany do poczynienia jeszcze jednej uwagi. Sama książka opowiada właściwie o Stalinie podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, z zakreśleniem tła które go ukształtowało, oraz z opisaniem jego powojennych losów aż do śmierci. Samej „Rosji w II wojnie światowej” jest w tej książce stosunkowo mało.
Podsumowanie
W opisie znajdującym się na tylnej stronie okładki czytamy: wykorzystane przez Richarda Overy’ego materiały źródłowe, relacje i dane sprawiają, iż po lekturze Krwi na śniegu nasza wiedza o tej przerażającej wojnie jest bliższa prawdzie historycznej. Te słowa są prawdziwe (o ile słowo „bliższe” rozumiemy jako wciąż dość znaczną odległość) w odniesieniu do roku 1997 i pierwszego wydania tej książki. W 2010 są jednak już nie na miejscu. „Krew na śniegu” powinno się traktować jako książkę ukazującą czytelnikowi sposób myślenia zachodnich historyków i ich poziom wiedzy (i niewiedzy) w końcu lat 90-tych XX wieku. Wówczas wydanie tej książki w j. polskim w 2009 roku można by było uznać za reedycję materiału źródłowego, potrzebnego historykom do studiowania rozwoju różnych aspektów historiografii. I to zadanie omawiana książka jest gotowa wypełnić. Jednak jeśli czytelnik podejdzie do niej jak do źródła wiedzy o działaniach na froncie wschodnim, natrafi na szereg błędów, pomyłek i przeinaczeń. Nie wspominając już o tym, że w pobliżu omawianej pozycji będzie leżeć wiele innych książek o podobnej tematyce, znacznie bardziej wartych wydania pieniędzy czytelnika niż „Krew na śniegu”.
Zredagował: Kamil Janicki