Rekonstruując radość: „Korowód” 2006
Tak czterysta lat temu pisał jeden z włoskich baletmistrzów, Fabritio Caroso. O zbawiennej roli tańca pamiętali uczestnicy Spotkań z Tańcem Dawnym „Korowód” 2006, które odbyły się 24–27 sierpnia w Warszawie. Bo w towarzystwie i wzajemnym ludzi z sobą obcowaniu wzbudza on ducha radości, kiedy zaś nękają nas troski, odświeża nas i przynosi nam ulgę, oddalając myśli nieprzyjemne i złowrogie.
Towarzystwo i wzajemne ludzi z sobą obcowanie
Już po raz drugi miłośnicy tańca dawnego z całej Polski mogli spotkać się w stolicy. Po co? „Rekonstrukcja tańca historycznego to świetna zabawa, ale i trudna praca” – mówi jeden z uczestników imprezy. – „Festiwal taki jak «Korowód» daje nam możliwość pokazania tego, nad czym pracowaliśmy przez długie miesiące.
Poza tym bardzo ważna i pożyteczna jest dla nas wymiana doświadczeń. Możemy dowiedzieć się jak, w jaki sposób, różne grupy podchodzą do prezentacji życia dworskiego i skorzystać z rad zaproszonych profesjonalistów”. Organizatorzy, czyli Zespół Tańca Dawnego „Pawanilia” działający w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, postarali się, by atrakcji dla uczestników spotkania nie zabrakło.
Strapienia i mozoły
Przez pierwsze dwa dni „Korowodu” uczestnicy mieli okazję do pogłębienia swojej wiedzy. Wykładowcy zaproszeni na imprezę opowiadali o początkach polskiego baletu i o kapelach grających do tańca w XVII i XVIII wieku. Dużym zainteresowaniem cieszyła się też prelekcja o znaczeniu tkanin w rekonstrukcji ubiorów historycznych.
To, co wolno, a czego nie wolno przy odtwarzaniu tańca historycznego, było jednym z tematów otwartego panelu dyskusyjnego. W piątkowy poranek sporo emocji wzbudził miniwarsztat „Zadania aktorskie dla tancerza”. Pod okiem profesjonalisty, Marka Pietkiewicza, można było dopracować inne niż taniec elementy swoich pokazów.
Melodyje słodkie, igry
Pokazowa część „Korowodu” rozpoczęła się w piątek występami zespołów z całej Polski w Lapidarium. Gospodarze i goście zaprezentowali szeroki wachlarz inscenizacji związanych z tańcem dawnym. Można było zobaczyć tańce średniowieczne, renesansowe i barokowe. Oprócz pokazów czysto tanecznych były też rozbudowane inscenizacje z użyciem słowa, muzyki na żywo, a nawet śpiewu na scenie.
Z „Tanecznego kazania” warszawskiego zespołu Veris Vetustatum dowiedzieliśmy się, że w średniowieczu taniec i zabawa nierzadko mogły ściągnąć na głowę beztroskich dworzan potępienie. Capella Nicopolensis z Mikołowa olśniła widzów nie tylko tańcem, lecz także muzyką na żywo i śpiewem chóralnym. Z kolei Grupa Fechtunku i Tańca Dawnego „Lorica” zaprezentowała nam życie dworskie w nieco skrzywionym zwierciadle.
Dowiedzieliśmy się bowiem, że nie wszystkie zalecenia renesansowych mistrzów dobrych manier i tańca były bezbłędnie zapamiętywane i wcielane w życie… Teatr Tańca Dawnego „Campanella” z Wrocławia opowiadał o rozterkach piętnastowiecznej miłości, a grupa Belriguardo z Lublina o średniowiecznym poszukiwaniu idealnego uczucia. W Lapidarium
zaprezentowały się też zespoły Chastelana z Gdańska, Pive z Górnego Śląska i gospodarze festiwalu, zespół Pawanilia z Warszawy.
Przyjemne i radosne krotochwile
Po występach zespoły w strojach balowych przeszły barwnym pochodem przez ulice Warszawy, by kontynuować wspólną zabawę przy muzyce na żywo. Ogromne wrażenie na gościach festiwalu zrobiła otwarta przez gospodarzy w samym centrum stolicy przepiękna, ogromna sala balowa. Mimo różnic w repertuarze i sposobie interpretacji wykonywanych tańców, zabawa była przednia! Na wspólnych tańcach szybko upłynęła większa część nocy…
Zwyczaj tańca, rozkoszny, elegancki i podziwu godzien
Ostatni dzień festiwalu był jednocześnie dniem najbardziej widowiskowym. W niedzielę bowiem uczestnicy „Korowodu” byli gośćmi Muzeum Pałacu w Wilanowie. Przepiękny wilanowski park zaroił się postaciami z dawnych epok. Jeśli ktoś odwiedzał w tym czasie Wilanów, mógł też podziwiać dalsze występy festiwalowych zespołów.
Gwoździem programu było utrzymane w konwencji barokowej przedstawienie „Cuda Miłości” w wykonaniu gospodarzy – zespołu Pawanilia – oraz Zespołu Muzyki Dawnej „Mercurius” i Marka Bartkowicza. Na rozmowach, dalszych tańcach, spacerach po parku i wspólnych zdjęciach upłynęła reszta dnia. Te kilka dni było dla miłośników tańca dawnego i kultury dworskiej możliwością oderwania się od codziennych zajęć i zanurzenia się w atmosferę dawnych wieków, które próbują odtworzyć. Szkoda tylko, że upłynęły tak szybko…