Radosław Sikora – „Niezwykłe bitwy i szarże husarii” – recenzja i ocena
Radosław Sikora uczynił swoją misją, by zwalczyć wszelkie możliwy mity i wątpliwości dotyczące husarii. Jest to praca dość niewdzięczna, ponieważ na temat staropolskiej sztuki wojennej napisano już mnóstwo prac. W swoich opracowaniach Sikora zazwyczaj dokładnie opisuje swoją ulubioną formację – jej uzbrojenie, organizację, skład społeczny etc. Przedstawia koncepcje funkcjonowania i możliwości bojowe. W Niezwykłych bitwach i szarżach husarii wskazuje na praktyczne aspekty z nich wynikające.
Do analizy wybrał 19 starć – od małych potyczek do wielkich i znanych bitew. Przy czym (wyłączając kilka bitew) skupia się przede wszystkim na udziale samej husarii. Nie wyważa otwartych drzwi – doskonale znane szarże pomija, skupiając się na epizodach mniej znanych. Najlepszym przykładem tego podejścia jest udział husarii w Odsieczy Wiedeńskiej, a konkretnie szarża chorągwi Zbierzchowskiego czy Zwierzchowskiego, będąca swoistym rozpoznaniem bojem. Jak widać, ciężkozbrojna jazda nie służyła jedynie do przełamujących szarż.
Punktem wyjścia dla rozważań autora jest bitwa nad Jeziorem Lubieszowskim stoczona ze zbuntowanym Gdańskiem w 1577 roku. Była ona pierwszym od czasów ostatniej wojny polsko-krzyżackiej starciem na większą skalę z wojskiem zachodnioeuropejskim. Patrząc na rezultaty – w polu próba wypadła pomyślnie. Walki z Gdańszczanami rozpoczęły złotą serię husarii, która skończyła się… No właśnie – kiedy?
Starsza historiografia stała na stanowisku, że złota era husarii zakończyła się symbolicznie kłuszyńską wiktorią w 1610 roku. Od tego momentu miał się zacząć kryzys – husaria już nie rozstrzygała samodzielnie o wyniku bitew, potrzebowała wsparcia innych rodzajów wojsk. Radosław Sikora wyraźnie nie uznaje tego punktu widzenia, mało tego – udowadnia, że wbrew pozorom było zupełnie odwrotnie. Husaria utrzymywała swoją przewagę do momentu pojawienia się muszkietów i karabinów skałkowych. Dopiero szybkostrzelna jak na owe czasy broń dosłownie rozstrzelała przewagę husarii.
Wielkim atutem pracy Sikorskiego jest dokładna analiza źródeł. Co prawda momentami wygląda to na szukanie na siłę „dziury w całym”, jednak w większości wypadków przedstawionym spostrzeżeniom nie można niczego zarzucić. Nie można też odmówić autorowi zdrowego rozsądku, świeżego spojrzenia oraz dociekliwości. Ale czy Niezwykłe bitwy obalają istniejące poglądy?
Moim zdaniem: generalnie tak. Jednak do tej beczki miodu trzeba wrzucić łyżkę dziegciu… Dobrane starcia są swoistym materiałem dowodowym na znaczny potencjał staropolskiej ciężkiej kawalerii, jej uniwersalności, ale nie na jej wyjątkowość. Nawet ona miała swoje ograniczenia – przede wszystkim teren (Sikora zdaje sobie z tego sprawę), system dowodzenia (jazdę w walce trzeba umieć odpowiednio wykorzystać) oraz – jak to w przypadku zawodowego wojska – regularne wypłaty żołdu. Co prawda żołnierze koronni i litewscy potrafili w imię wyższej sprawy pozostać pod chorągwiami mimo zaległości, ale nawet oni mieli swoje granice wytrzymałości.
Sam daleki byłbym od podkreślania wyjątkowości husarii – polsko-litewska jazda przeważała w szkoleniu tak żołnierza jak i konia. Kontakt ze wschodnim przeciwnikiem wymusił stworzenie uniwersalnych jednostek, zdolnych do walki z tatarskimi czambułami, jak i zachodnioeuropejską rajtarią – czyli z przeciwnikiem walczącym bronią białą, jak i palną. Swoisty „powrót” do łask tradycyjnych szarż kawaleryjskich na Zachodzie wiąże się z panowaniem szwedzkiego króla Gustawa II Adolfa. Wprowadzone przez niego rewolucyjne zmiany dokonały się dzięki bolesnym kontaktom z polską jazdą.
Przy doborze bitew husarii zabrakło mi jednej – bitwy pod Warszawą 1656 r. Jest ona o tyle ciekawa, że spośród 19 tys. żołnierzy prusko-szwedzkich biorących w niej udział, aż 12 tys. stanowili kawalerzyści. Szwedzi paradoksalnie poprowadzili tę bitwę tak, jakby rozegrał ją staropolski hetman. Z kolei Jan Kazimierz walczył bardziej na sposób zachodnioeuropejski – nieliczną, ale jednak piechotą. Sama szarża husarii była udana – to raczej brak wsparcia i koordynacji natarcia doprowadziły do klęski.
Za symboliczny koniec husarii uznaje się bitwę pod Kliszowem z 1702 roku stoczoną ze Szwedami w czasie III wojny północnej. Nie oznaczała ona jeszcze końca ciężkiej jazdy w ogóle, należy bowiem pamiętać, że swoją ostatnią szarżę w walnej bitwie husaria wykonała siłami dwóch chorągwi – pozostały biernie oczekiwały. Czy to oznacza, że ciężka jazda w Europie odeszła do lamusa? W moim przekonaniu raczej ciężka jazda w jej staropolskim wydaniu – szarża dragonów Bayreuth pod Strzegomiem, czy francuskiej jazdy rezerwowej pod Pruską Iławą i pod Borodino pokazują, że przy dobrym dowodzeniu i umiejętnym wyszkoleniu w ciężkiej kawalerii wciąż tkwił potencjał.
Niezwykłe bitwy są interesującą pozycją: nie tylko dla miłośników i znawców wojskowości staropolskiej (jako kolejny przyczynek do dyskusji), lecz także wartościową książką propagującą wiedzę o husarii. Nie można jej przeoczyć.