Radosław Budzyński: nikt nie zrobił tyle dla polskości Inflant co Manteuffel
Natalia Pochroń: Pomimo ogromnego dorobku Gustaw Manteuffel pozostaje dziś postacią raczej nieznaną szerszemu odbiorcy. Kim właściwie był bohater Pana książki?
Radosław Budzyński: Gustaw Manteuffel był polihistorem. Oczywiście najbardziej znany jest jako historyk, ale zajmował się przecież także prawem dyplomatycznym, komponowaniem utworów muzycznych, etnografią, historią sztuki, lingwistyką, heraldyką, archeologią... Dziedzin, w których zaznaczył swój ślad ten polski Inflantczyk jest naprawdę wiele. Przede wszystkim był jednak wielkim polskim patriotą, który dla idei niepodległości Rzeczypospolitej poświęcił całe swoje życie. Oprócz tego działał także jako budziciel Łatgalii, więc jest to postać zasłużona nie tylko dla Polski, ale także dla Łotwy. Do jego spuścizny mogą odwoływać się także inne narody dawnego polsko-litewskiego państwa.
Najgłośniejszym echem odbiły się jego ostatnie publikacje, w tym szczególnie „Inflanty polskie oraz Listy znad Bałtyku”. Nie od początku chyba jednak zajmował się Inflantami?
To prawda. Początkowo Gustaw Manteuffel nie zajmował się sprawami dziejów Inflant. Jako autor debiutował sprawozdaniami z koncertów, był także twórcą kompozycji muzycznych. Gdyby nie wprowadzony przez Rosjan zakaz druku czcionką łacińską pism łotewskich, to pewnie dzisiaj Manteuffel byłby jedną z najbardziej znanych na Łotwie postaci związanych z przebudzeniem narodowym. Początkowo bowiem historyk wydawał pierwsze czasopismo po łatgalsku – zajmował się tłumaczeniem na ten język utworów religijnych, modlitw, Pisma Świętego. Jako współautor (drugą autorką była nieżyjąca już wówczas Celina Plater) opublikował też zbiór pieśni łotewskich.
Słowem – poświęcał czas i niemałe środki dla oświaty ludowej. Co więcej angażował do tego krąg okolicznej polskiej szlachty, o czym – niestety – rzadko się dzisiaj pamięta. Rosjanie zamierzali skłócić szlachecki dwór i chłopską chatę, co częściowo im się udało w czasie Powstania Styczniowego. To jednak nie powstrzymało edukacyjnej działalności Manteuffla, który łatgalskie pisma wydawał do lat 70. XIX wieku.
Napisał Pan, że dziejopisarstwo Manteuffla wyróżnia się na tle ówczesnej polskiej historiografii. W jaki sposób?
Przede wszystkim zacznijmy od celów polskiego piśmiennictwa w XIX wieku. Polska militarnie przegrała niepodległość, kulturowo jednak przetrwała. Można wskazać wiele przykładów symbolicznego trwania Rzeczypospolitej po rozbiorach – najbardziej widocznym jest język. Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie starali się wymazać Polskę z mapy geograficznej, ale i nie tylko – miała ona również zniknąć także ze sfery nauki. Dlatego też fałszowano i wykoślawiano dzieje w taki sposób, by upadek Rzeczypospolitej wydawał się czymś naturalnym, zaś tym, którzy mieli jeszcze jakieś mrzonki o odzyskaniu suwerenności, serwowano opowieści np. o złych polskich panach.
O ile historycy aktywni w Warszawie, Lwowie czy Poznaniu mieli do dyspozycji obfity materiał zgromadzony w zbiorach publicznych i prywatnych oraz tworzyli lokalne (a także ponadlokalne) środowiska naukowe, o tyle w Rydze Gustaw Manteuffel sam funkcjonował w grupie historyków ryskich – głównie niemiecko-bałtyckiego pochodzenia – którym niekoniecznie zależało na odnotowywaniu polskich wątków w narracjach na temat dziejów Inflant.
Dodajmy do tego rosyjską cenzurę, która utrudniała Manteufflowi otrzymywanie periodyków z najnowszymi ustaleniami polskich historyków. Otrzymamy wówczas obraz historyka działającego w bardzo trudnych warunkach. To jednak nie przeszkadzało mu w gromadzeniu i opracowywaniu materiałów źródłowych oraz w ogłaszaniu wyników swoich prac np. w „Kwartalniku Historycznym”.
Manteuffel w pewnym sensie żył na pograniczu – i geograficznym, i kulturowym. Arystokrata niemieckiego pochodzenia przez większość życia mieszkał w niemiecko-łotewskim mieście zależnym od politycznego centrum w Petersburgu. Biegle do tego władał francuskim. Jak wpływało to na jego tożsamość? Kiedy zdecydował o tym, by „zostać Polakiem”?
W osobie Gustawa Manteuffla splatają się idee kosmopolityczne z głębokim polskim patriotyzmem. W tak wieloetnicznym środowisku – jak Inflanty Polskie czy później Ryga – chyba trudno pozostać całkowicie zamkniętym na innych. Kontakt z kimś spoza własnej grupy pozwala nam lepiej zrozumieć siebie, określić, kim jesteśmy. Mimo pochodzenia ze starego rodu Manteufflów Gustaw czuł większe przywiązanie do polskości niż do niemieckości. Oczywiście to nie jest tak, że zanegował i odrzucił on kulturę niemiecką, by przyjąć polską.
Kluczową sprawą dla historyka było miejsce – Inflanty, Inflanty Polskie. Nie odciął się od niemiecko-bałtyckich korzeni, z kolei do „centrów polskości” – Krakowa, Lwowa, Warszawy – było dość daleko. Odpowiedź na pytanie o to kiedy zdecydował o „pozostaniu Polakiem” jest bardzo skomplikowana. W kilku pismach prywatnych Manteuffel oczywiście deklarował swoją polskość, ale chyba nie można wskazać jednoznacznej daty jego decyzji, był to proces kilkuetapowy.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie zamów książkę Radosława Budzyńskiego „Historyk z Inflant Polskich. Gustaw Manteuffel (1832-1916)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Do tego ówczesne rozumienie polskości różniło się od dzisiejszego. Obecnie świat wygląda inaczej i raczej nie utożsamiamy polskości z katolicyzmem, zaś w przypadku pogranicza kulturowego deklaracja wiary nierzadko równała się deklaracji narodowościowej.
Jak on w zasadzie – jako osoba żyjąca w tak wielokulturowym środowisku, z dala od „centrum” – rozumiał polskość?
Polskość była przez Manteuffla rozumiana jako wierność dawnej (nieistniejącej!) Rzeczypospolitej. Ta wierność wyrażała się na wiele sposobów, jak choćby mówienie, czytanie, pisanie (i przede wszystkim myślenie) po polsku, gorliwość katolicka. Była ta polskość zapewne nieco przesadna, gdyż mieszkanie na pograniczu może wymagać niekiedy bardzo jasnej deklaracji, zwłaszcza wśród osób świadomych swojego pochodzenia. Polskość historyka była też arystokratyczna.
Z portretów wiszących w salach pałacu w Drycanach patrzyli na niego przodkowie będący oficerami na służbie monarchów I Rzeczypospolitej. Jego dziad ufundował w Berzygale kościół katolicki (notabene istniejący po dziś dzień). Stąd jego rozumienie polskości z jednej strony było – jak się wydaje – dość konserwatywne. Z drugiej jednak jako poddany rosyjskiego samodzierżawcy wiązał on zapewne polskość z wartościami liberalnymi i demokratycznymi.
Ponadto musiał zdawać sobie sprawę z tego, że polskość jest czymś więcej niż wspólnotą krwi i języka. Ta asymilacyjna moc polskości była czymś, czego żadnemu z zaborców nie udało się zniszczyć.
Biograf inflanckiego historyka Juliusz Bardach napisał, że „sylwetka naukowa Gustawa Manteuffla nabiera właściwych wymiarów i barw dopiero na tle środowiska, w którym się ukształtował”. Jak wygląda kwestia świadomości narodowej, a szczególnie poczucia polskości u mieszkańców Inflant? Czy ono w ogóle występowało?
Świadomość narodowa na terenie dawnych Inflant Polskich to temat rzeka. Zarówno Juliusz Bardach, jak i na przykład Andrzej Romanowski pisali o tzw. „tożsamości wieloszczeblowej”, czasami określa się ją także tożsamością wielostopniową. Nie jest to jednak wyróżnik sytuacji polsko-inflanckiej. To raczej rzecz charakterystyczna dla tożsamości pogranicza kulturowego.
Czy u Inflantczyków występowało poczucie polskości? Bez wątpienia tak, choć oczywiście w różnym stopniu u różnych osób. Generalnie jednak wydaje się, że osoby związane z warstwą szlachecką identyfikowały się jako Polacy – nawet jeśli nie mówili po polsku. Kluczowa w tym przypadku była kwestia wiary, wyznania rzymskokatolickiego. Podobno przebywający na studiach w Dorpacie Platerowie po polsku nauczyli się mówić dopiero w tym mieście nad Embachem, gdyż w domu używali francuskiego.
Do zajęcia się dziejami Inflant Polskich zachęcał Manteuffla sam Józef Ignacy Kraszewski, z którym prowadził on ożywioną korespondencję. Z jakim odbiorem spotykały się wówczas prace Manteuffela?
Adresatami jego publikacji historycznych były polskie elity intelektualne. Nie zapominajmy, że w XIX wieku (i jeszcze na początku kolejnego stulecia) analfabetyzm na ziemiach polskich był, niestety, rozpowszechniony, zaś tematyka kresowa nie zawsze znajdowała się w centrum uwagi polskich czytelników. Niemniej prace Gustawa Manteuffla spotykały się przeważnie z pozytywnym odbiorem czytelników, o czym świadczą recenzje jego tekstów oraz wykorzystanie jego pism przez innych badaczy. Uczony cieszył się estymą zwłaszcza w środowiskach naukowych, nade wszystko galicyjskich historyków z Krakowa i Lwowa.
Ówczesna rosyjska Warszawa była do dziejopisarskiego dorobku Inflantczyka nastawiona raczej krytycznie, choć i tutaj zdarzały się osoby cieszące się uznaniem społeczeństwa, które doceniały działalność Manteuffla. Niewiele wiadomo o oddziaływaniu jego pism w zaborze pruskim, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że jego pierwsze poważne dzieło – „Inflanty Polskie” – zostało opublikowane w szacownej oficynie Jana Konstantego Żupańskiego w Poznaniu.
Gustawa Manteuffla postrzega się głównie jako historyka. Jak Pan wspomniał, ma on też jednak swoje zasługi w polskiej archeologii. Jakie?
Tak, już kilka lat temu dostrzeżono archeologiczne zainteresowania Manteuffla. Przypadkowo natrafiłem na ich ślad, przeglądając publikację o zabytkach łotewskich w zbiorach polskich, gdyż żadna dotychczasowa nota biograficzna historyka nie wspominała o tym aspekcie jego działalności. Południowo-wschodnia Łotwa to teren, na którym znajdowało się wiele prehistorycznych osad. Nierzadko tamtejsi chłopi w trakcie prac polowych wykopywali różne przedmioty, które następnie odnoszono do dworów. Manteuffel, wśród tamtejszych ziemian traktowany jako autorytet w sprawach historycznych, z pewnością wiedział o licznych interesujących znaleziskach.
Na ziemiach należących do jego krewnych i powinowatych również natrafiano na różne ciekawe obiekty. Najciekawsze (a przynajmniej najlepiej zachowane) Gustaw Manteuffel przesyłał do Krakowa, dla profesora Józefa Łepkowskiego, który gromadził kolekcję Gabinetu Archeologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Oprócz zabytków Manteuffel szczegółowo opisywał zarówno miejsce znalezienia obiektu, jak i inne przydatne informacje.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie zamów książkę Radosława Budzyńskiego „Historyk z Inflant Polskich. Gustaw Manteuffel (1832-1916)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Oprócz tego prowadził również działalność filantropijną, patronacką. Na czym ona polegała?
Mecenat Gustawa Manteuffla nie był do tej pory szczegółowo omawiany, jeśli nie liczyć uznania go za autora dzieła–prezentu, albumu „Terra Mariana” lub koncepcji łańcucha rektorskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego z 1900 r. Dzięki przeprowadzonym badaniom udało mi się ustalić, że działalność patronacka historyka zataczała dużo szersze kręgi. Wspomniane zasługi dla polskiej archeologii są przykładem jego dbałości o kondycję polskiej nauki w ogóle. Pomagał polskim badaczom w pozyskiwaniu źródeł historycznych z archiwów i bibliotek ryskich. Fundusze zgromadzone ze sprzedaży własnych książek przekazywał na budowę kościołów, np. w Mitawie (ob. Jełgawa).
O wielu działaniach Gustawa Manteuffla zapewne nigdy się nie dowiemy, gdyż miały charakter tajny, nieoficjalny – jednym z nich było na przykład ręczne przepisywanie tekstów po łatgalsku, które miały być rozprowadzane wśród Łatgalczyków. Na taki ślad natknąłem się w szczątkowych zbiorach rodziny Manteufflów w Warszawie.
Mimo znaczącego dorobku Gustaw Manteuffel pozostaje dziś raczej nieznaną, zapomnianą postacią. Dlaczego?
Cóż, Gustaw Manteuffel wymyka się kryteriom, które pozwalałyby wprowadzić go do świadomości ogółu Polaków. Jest to postać skomplikowana, umykająca jednoznacznej ocenie. Przez całe życie przypominał o polskości Inflant Polskich, ale ta polskość miała znamię wybitnie szlacheckie. Czy wielu z nas pamięta o Polakach na Łotwie? Czyż nasza wyobraźnia zbiorowa sięga dalej niż Soplicowo? Moim zdaniem powinna, ale tak nie jest.
Wiele lat przemilczenia tej postaci w okresie powojennym w Polsce również nie wpłynęło korzystnie na rozpoznawalność Gustawa Manteuffla. Nie licząc pojedynczych artykułów, wiedza na temat jego działalności do tej pory była znikoma. Dopiero od niedawne jego prace są wznawiane. Myślę, że warto byłoby wydać zachowaną korespondencję tego historyka, jest ona bowiem bezcennym materiałem źródłowym do badania życia Polaków na ziemiach zabranych zaboru rosyjskiego.
Wiele mówi się ostatnio o Kresach Południowo-Wschodnich. Północno-wschodnie pogranicze dawnej Rzeczpospolitej jest zapomniane, mimo że w pewnym momencie dziejów Inflanty były jednym z najważniejszych regionów Polski. Z czego to wynika?
Krzysztof Zajas w jednej ze swoich książek wyliczył przynajmniej kilka tez o nieobecności kultury polsko-inflanckiej w naszej świadomości. Wskazał na przykład, że Inflanty miały problem z zaistnieniem, gdyż polityka historyczna najbliższych sąsiadów minimalizowała bądź wręcz eliminowała polski udział w dziejach łotewskich. Ten niebyt Inflant w polskiej wyobraźni zbiorowej to oczywisty błąd, na który zwracał uwagę już Gustaw Manteuffel, wskazując, że oddanie mocarstwom zaborczym areny walki o prastarą Ziemię Marii, jak kilka wieków wcześniej zrobiła to Rzeczpospolita, skupiając uwagę na południowych rubieżach, doprowadziło do utraty wpływów na tych terenach na rzecz Szwecji i Rosji.
„Można śmiało powiedzieć o Manteufflu, iż jest jednym z ogniw utrzymujących łączność kulturalną pomiędzy Inflantami a Polską” – tak napisał o nim Ignacy Baranowski. Co się stało po jego śmierci?
Zgon Manteuffla spowodował, że Polacy utracili człowieka o ogromnej wiedzy na temat relacji polsko-inflanckich. Zabrakło kogoś, kto pomógłby budować mosty między Polakami odzyskującymi niepodległość, a Łotyszami budującymi swoje państwo. Oczywiście polsko-łotewska współpraca militarna po I wojnie światowej to fakt, jednak dyskryminacyjna polityka wobec polskiej mniejszości na Łotwie czy konflikt graniczny o okolice Iłłukszty stanowią rysy na dobrosąsiedzkich relacjach w okresie międzywojennym. Związane z Rzecząpospolitą Inflanty Polskie bezpowrotnie odeszły do przeszłości. Na arenę dziejów od tamtej pory wkroczyła łotewska Łatgalia, co oczywiście nie oznacza, że trzeba zapomnieć o polsko-inflanckim wątku dziejów Polski.
Pisze Pan, że zajmowanie się przedstawicielem warstwy, która w Polsce od 1944 roku zaczęła stopniowo odchodzić do przeszłości, pozwala odkryć tajemnice współczesnej Polski. W jaki sposób?
Gustaw Manteuffel był spokrewniony, jak pisano, „z najbłękitniejszą” arystokracją nadbałtycką. Jego rodzinie przysługiwał tytuł baronowski. Gdy władzę w Polsce przejęli po wojnie komuniści, z jednej strony starali się oni pozbyć szlachty i materialnych świadectw jej istnienia, z drugiej – wiedząc, że nie można całkowicie pominąć, ukryć, przemilczeć kultury szlacheckiej, starali się tak ją wypreparować, by raczej kojarzyła się z wizerunkiem tłustego Sarmaty z podgolonym czubem, zajmującego się przeważnie wyzyskiem chłopów, niż prawego obywatela troszczącego się o losy Rzeczypospolitej, który dba o dobro publiczne.
W przypadku Gustawa Manteuffla mieliśmy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem. Po II wojnie światowej próbowano ukazać go jako historyka o marginalnym dorobku. W niektórych wydaniach książki Józefa Ignacego Kraszewskiego usuwano dedykację dla Manteuffla. Trzeba dziś wiele pracy, by dotrzeć do źródeł i na ich podstawie sine ira et studio zmierzyć się z postacią i dorobkiem historyka z Inflant Polskich. Odkrywanie tych tajemnic, wydobywanie z niebytu, z nieprzebadanych dotąd zespołów archiwalnych źródeł mogących powiedzieć coś nowego na temat naszych dziejów, na temat tego, skąd przyszliśmy, nie jest zajęciem łatwym, ale koniecznym. Dopiero gdy uzyskamy odpowiedź na to pytanie, będzie można odpowiedzieć sobie na kluczową kwestię: kim jesteśmy?
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Instytutu Pamięci Narodowej.