Przepraszam dyrektora FBI

opublikowano: 2015-04-21, 16:56
wolna licencja
Słowa Jamesa B. Comeya o współodpowiedzialności Polaków za Holocaust wywołały w Polsce oburzenie. Szczerze mówiąc: nie bardzo rozumiem, dlaczego...
reklama

Czytaj także: Dlaczego dyrektor FBI James Comey miał rację. I dlaczego bardzo się mylił

James B. Comey, dyrektor FBI (domena publiczna).

Nie wiem, na ile Comey jest świadom burzy, jaką wywołały jego słowa. Musiał się o tym dowiedzieć, bowiem o sprzeciwie Polski pisał już zarówno „The Washington Post” (który zamieścił artykuł, od którego zaczęła się cała sprawa), jak i BBC. Czy zdaje sobie sprawę z pełnej skali naszego oburzenia? Nie sądzę, a gdyby nawet tak było, to prawdopodobnie potężnie by się zdziwił. Tak samo, jak ja się dziwię, że słowa oburzenia są tak powszechne i tak jednobrzmiące od lewa do prawa. Jeśli więc dyrektor Comey przeczyta to, co teraz piszę (może i przeczyta, diabli wiedzą, co z sieci wychwytuje NSA i Echelon), to pragnę w tym miejscu przeprosić go za wiadro pomyj wylane na jego głowę i zapewnić, że też nie rozumiem, o co chodzi. W końcu nie powiedział niczego, czego sami byśmy nie mówili.

Zrozumiałbym, gdyby wypowiadały się tylko środowiska, które od lat bronią w tej materii dobrego imienia naszych rodaków,. Od dawna trwa w mediach batalia o naszą współodpowiedzialność za Holocaust i od dawna istnieje grupa, która protestuje za każdym razem, gdy Polska jest oskarżana o to, że ma krew na rękach. Zanim jednak pojawiła się konieczność odpierania takich ataków z zagranicy i prostowania wypowiedzi o „polish death camps”, wojny takie toczyliśmy w swoim własnym grajdołku. Kiedy zaczęła się debata na temat rozliczeń z naszą historią? Ileż bzdur w jej trakcie powiedziano? Oskarżaliśmy się sami o rzeczy, o których Comney pewnie nawet by nie pomyślał, tymczasem dopiero te jego słowa wzbudziły nasz sprzeciw. Powtarzam: gdyby dyrektor FBI znał rozmiary nawałnicy, jaką wywołały jego słowa, setnie by się zdziwił.

Zobacz też:

Co dokładnie powiedział? Zacytujmy:

In their minds, the murderers and accomplices of Germany, and Poland, and Hungary, and so many, many other places didn’t do something evil.

Oburzające? Obiektywnie rzecz biorąc owszem – w końcu ofiary zostały w tym momencie zrównane winą z katami. Na miejscu Comneya broniłbym się tłumacząc, że powiedziałem o „mordercach i ich wspólnikach”, nie zaś o odpowiedzialności całych krajów, tym niemniej obiektywnie jego słowa mnie również wzburzyły. A jak to wygląda subiektywnie?

Subiektywnie, proszę państwa, to Comney w sumie wypada blado na tle naszych rodaków. Żeby daleko nie szukać: czy gdy w 2011 Bronisław Komorowski pisał „Naród musi zrozumieć, że bywał także sprawcą”, przepraszając za Jedwabne, wywołał tak szeroki sprzeciw? Czy tak zgodnie media i rząd potępiły prof. Andrzeja Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego, gdy pisał, że „więcej Żydów zginęło z rąk Polaków, niż zostało przez nich uratowanych”. Czy była jakakolwiek dyskusja nad wizerunkiem Polaków w „Malowanym ptaku” Kosińskiego, którego w liceum omawia się na języku polskim? Podział na „rozliczających” i „oszołomów” trwa od tak dawna, że zbyt długo trwałoby dalsze wymienianie przykładów. Dość powiedzieć, że sami tak skutecznie robimy z nas samych żydożerców, że słowa Comneya (które, zwracam uwagę, można odczytać także jako nieodwołujące się do całości narodu) to w sumie pikuś.

reklama
Obelisk w Jedwabnem upamiętniający Żydów zamordowanych 10 lipca 1941 r. (fot. Fczarnowski, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).

Słowa dyrektora FBI nie są przejawem jakiejś antypolskiej akcji ani też zorganizowanego planu zohydzania naszej ojczyzny. Nie muszą nim być, bo wystarczyło mu powiedzieć to, co sami o sobie mówimy. Dla reszty świata z tym biedakiem włącznie to musi być naprawdę mylące: dominująca narracja jest taka, że w sumie to my też jesteśmy odpowiedzialni za Holocaust, ale gdy powie to ktoś z zagranicy, to raptem się okazuje, że wszyscy Polacy zgodnie protestują. Mówiąc jeszcze prościej: żremy się nawzajem, aż pierze leci, ale gdy tylko ktoś o nas powie źle, to momentalnie zwieramy szeregi. W sumie nie byłoby to dziwne, gdyby nie to, że w tym momencie stronę zmienia grupa kojarzona raczej z narzekaniem na „polskie wady narodowe”.

Często słychać ludzi przekonujących, że musimy się rozliczyć z własną historią. No dobrze, zgadzam się, musimy. Czy jednak ktokolwiek tak do końca wie, jak to rozliczenie ma wyglądać? Co musimy zrobić, by uznać proces rozliczania za zamknięty? Jeśli wystarczy przyjęcie do wiadomości, że zdarzały nam się w historii czarne karty, to myślę, że to już osiągnięto i można sobie dalsze rozliczanie odpuścić. Jeśli jednak ma to być ciągły proces okresowego przypominania, że mamy nie być z siebie zbyt zadowolonymi, bo cztery wieki temu Lisowczycy puścili z dymem Radomsko, a siedemdziesiąt lat temu zdarzali się ludzie wydający Żydów Niemcom (za co, nawiasem mówiąc, dostawało się od władz Polski Podziemnej z automatu wyrok śmierci), to nie dziwmy się, że potem będziemy musieli przedstawiani przez pryzmat właśnie tego, co o sobie mówimy.

Przeczytaj również:

Zakładam, i, oczywiście, nie mam żadnego powodu, by wątpić w to, że „rozliczający” to ludzie powodowani szlachetnymi pobudkami moralnymi. Niniejszym więc apeluję: zastanówmy się nad dalszym postępowaniem. Nie podoba mi się pomysł zafałszowywania własnej historii, lukrowania jej i przedstawiania nas jako świetlistych aniołów. Nie namawiam też do tego. Jeśli jednak nie chcemy, co chwila prostować kolejnych „polish death camps”, czas w końcu nauczyć się myśleć o sobie dobrze. Pogódźmy się z tym, że w naszej historii mieliśmy też bohaterów. Nauczmy się żyć z faktem, iż z naszego kraju wywodzi się 6454 Sprawiedliwych wśród Narodów Świata a, dajmy na to, z USA jedynie 4. Znajdźmy w sobie odwagę, by powiedzieć całemu światu „tak, tylko u nas za pomaganie Żydom groził wyrok śmierci”. To nie będzie łatwe, zwłaszcza, że musi to być mozolna, trwająca dzień po dniu praca. Tu nie wystarczy okazjonalny zryw, gdy Comney oskarża nas o współudział czy gdy Obama mówi o „polskich obozach zagłady”. Tu potrzeba powolnego, wytrwałego godzenia się z faktem, że możemy powiedzieć o sobie coś dobrego na forum światowym. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jeśli wytrwamy w tej woli zobaczenia w naszej historii jasnych stron, to w końcu nadejdzie dzień, gdy już nie będzie trzeba odpowiadać na bzdury pisane przez niewyedukowanych ignorantów.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone