Przemysław Czapliński – „Poruszona mapa” – recenzja i ocena
Wobec książki Przemysława Czaplińskiego można wystosować przynajmniej kilka istotnych zarzutów. Niektóre przedstawiła recenzja zamieszona wcześniej na naszym portalu. W sumie wywołała ona jednak mój niedosyt, sądzę że Poruszona mapa jest pozycją zasługującą na głębszą analizę.
Gdzie – w rozumieniu nie geograficznym a intelektualnym – znajduje się Polska? Jak na przestrzeni ostatni lat zmieniły się dążenia Polaków? To pytania które stawia przed nami recenzowana pozycja. Już sam wstęp wskazuje, że należy ona do prac zaangażowanych politycznie. Pytanie o miejsce w Europie, o jej mapę, jest ściśle związane z aktualną sytuacją geopolityczną, wojną na Ukrainie, kryzysem imigracyjnym, oraz ze zmianami w Polsce gdzie – według autora – „nowy rząd uruchomił politykę suwerennościowego nacjonalizmu”. Poruszona mapa ma być zatem w zamyśle diagnozą polskiej mentalności geograficzno-kulturowej. Chce odpowiedzieć na pytanie, o ile trafnie odczytałem jego intencje, czy jesteśmy raczej krajem wschodniej czy zachodniej Europy, a może w ogóle nasze drogi idą w jeszcze innym kierunku.
Próba podjęta przez Czaplińskiego jest śmiała i zarazem niezwykle interesująca. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę metodę przyjętą przez autora, który postanowił posłużyć się analizą tekstów literackich.
Założenie
Książka Czaplińskiego nie będzie zrozumiała jeżeli nie uzmysłowimy sobie założenia jakie powziął autor. Otóż w jego przekonaniu w literaturze, bez względu na to czy mamy do czynienia z powieścią, esejem czy reportażem, odbija się świadomość społeczeństwa. W konsekwencji, autorzy są pośrednikami w wyrażaniu tkwiących w Polakach odczuć i dążeń. Polskę i Polaków należy wiec czytać za pośrednictwem tego co piszą autorzy. Poruszona mapa jest w tym sensie podróżą za pomocą literatury i próbą przeanalizowania polskiego stosunku do krajów ościennych. Jak pisze sam autor „Traktuję literaturę jako laboratorium geografii wyobrażonej – jako miejsce kwestionowania i ustanawiania powiązań. W końcu literatura i geografia to pisanie”.
Takie założenie wcale nie jest oczywiste, a dla wielu odbiorców może wręcz być zupełnie nie do przyjęcia. Jak bowiem przyjąć, że wizja świata zaprezentowana przez jednego autora jest analizą całego społeczeństwa? Fakt, w niektórych wypadkach obserwacje autorów bywają trafne, ale nie zmienia to faktu, że pozostają zawsze tylko obserwacjami pojedynczego pisarza, a nie głosem całej społeczności. Minęły już przecież czasy kiedy pisarze pokroju Prusa czy Sienkiewicza byli uznawani za głos całej wspólnoty. Ale nawet godząc się na pierwotne założenie autora, trudno mi zaakceptować wizję prezentowaną przez Czaplińskiego. Ciśnie się bowiem na usta pytanie: czemu jego wybór padł na autorów, którzy ewidentnie trafiają przede wszystkim w gusta pewnej wąskiej grupy społeczeństwa?
Brak kryteriów
Książka jest utkana z setek cytatów i odniesień do literatury polskiej. Jednak bardzo trudno wskazać kryterium zgodnie z którym wybrane zostały poszczególne pozycje, do których odwołuje się autor. Poza może jednym, bardzo ogólnym kluczem, jakim jest poruszanie danego tematu jakim jest strona świata: Europa wschodnia, zachodnia, północna i południowa. To jednak kryterium niezmiernie ogólne, pozostawiające odczucie, że brakuje tu selekcji. Czapliński zarzuca bowiem czytelnika kolejnymi tytułami do tego stopnia, że można poczuć się nimi przytłoczonym. Owszem, początkowo wzbudza to duże zainteresowanie, ale szybko staje się męczące. Wskazany zostaje mały fragment dzieła jednego autora, potem kolejnego i jeszcze jednego. W efekcie eseistyka miesza się z reportażami i powieściami, a drugiej strony – zupełnie nie znajdziemy tu poezji. Czyżby w ten sposób literaturoznawca przyznawał, że poezja przestała odgrywać jakąkolwiek rolę w naszym życiu?
A zatem już sam wybór form literackich powoduje chaos. Wątpliwości mnożą się jednak gdy idzie o dobór konkretnych tytułów. Czapliński zdecydował się na, jak się zdaje, literaturę najnowszą – czyli obejmującą ostatnie 25 lat – ale nie trzyma się tego konsekwentnie. Oto na przykład w połowie pierwszej części poświęconej Rosji pojawia się szesnastowieczny Traktat o dwóch sarmacjach Macieja z Miechowa. Wprowadza to zamęt i każe postawić pytanie o to dlaczego w książce nie pojawiły się inne ważne działa. Przykładowo, bardzo trudno mi sobie wyobrazić pisanie o Rosji i polskich Kresach Wschodnich bez odwołania, choćby ogólnego, do spuścizny Józefa Mackiewicza.
To prowadzi mnie do kolejnej sprawy budzącej wątpliwości. Dyskusyjny wydaje się bowiem wybór autorów dokonanych przez Czaplińskiego. Czytelnik od pierwszej chwili zasypywany dziesiątkami nazwisk, rychło powinien odkryć, że w większości są to twórcy związani z myślą liberalną i lewicową. A ściślej, pochodzący z mainstremu literatury „ambitnej”, ocierającej się o nagrodę Nike. Zdumiewająco słabo uwzględniani są pisarze uchodzących za konserwatywnych czy tradycjonalistycznych. Na przykład w odniesieniu do wyobrażeń o Rosji i Niemczech głosem wyrażającym przekonania niemałej części polskiego społeczeństwa byłoby przywołanie Śladów krwi Jana Polkowskiego. Nieoczekiwanie zamiast tego pojawia się książka Marcina Wolskiego. Dlaczego? Nie potrafię odpowiedzieć.
Jeżeli zatem książka miała być zarysowaniem mapy, to warto zapytać: czyja jest to mapa? Okazuje się bowiem, że u Czaplińskiego brakuje również wielu pisarzy – by tak ich określić – liberalnych, którzy w istotny sposób zabierali głos w sprawach interesujących autora. Na kartach książki nie znajdziemy zatem na przykład Dracha i Świętego Grunwaldu Szczepana Twardocha, będących przecież ogromnie istotnymi wypowiedziami na temat relacji polsko-niemieckich. Wydaje się zatem, że książka jest mapą opartą stricte na niesprecyzowanych gustach autora i nie sposób rzutować jej na całe społeczeństwo. Czapliński ignoruje książki, które realnie formują rzesze czytelników. Nawet na wzmiankę nie zasłużyły jego zdaniem opisy Rosji przedstawione przez Andrzeja Pilipiuka, jednego z najpoczytniejszych pisarzy polskiej fantastyki. A przecież znalazło się miejsce dla Jacka Dukaja i jego Lodu. To jeden z licznych dowodów na to, że w Poruszonej mapie nie ma jasno sformułowanego kryterium wyboru. To czyni ją pracą mało wiarygodną.
Skandynawskie kryminały?
Poruszona mapa okazuje się też dziełem nierównym. O ile rozdział poświęcony Rosji jest obszerny, o tyle kolejne są już coraz krótsze i opierają się na coraz mniejszej liczbie prac, co zwłaszcza w przypadku Niemiec wydaje się wyjątkowo dziwne. Najprzedziwniejszy jest jednak ostatni rozdział, poświęcony północy. Autor postanowił zrezygnować w nim z prezentacji literatury polskiej i podjął się analizy… szwedzkich kryminałów. Dlaczego? Otóż wyszedł z założenia, że cieszą się one dużym powodzeniem w Polsce, co ma świadczyć o pewnego rodzaju zapatrzeniu się Polski w Skandynawię, za pomocą kryminałów zmagającą się z nowoczesnością. Wydaje się, że Czapliński zupełnie zignorował fakt, iż Mankell, Larsson i inni autorzy powieści kryminalnych, cieszą się równym zainteresowaniem w krajach zachodnich. Przypisuje czytelnikom skomplikowane motywy wiążące się z czytaniem kryminałów, a zdaje się nie brać pod uwagę faktu, że Polacy czytają je, bo są modne.
To odejście od przyjętych wcześniej reguł własnej analizy – i skupienie się na skandynawskich kryminałach – wydało mi się wyjątkowo niefortunnym posunięciem. Ponadto, po raz kolejny staje przed nami problem niejasności kryteriów doboru. Dlaczego w pierwszych rozdziałach autor opierał na literaturze pięknej, po czym nieoczekiwanie schodzi na poziom literatury popularnej? Sprawia to wrażenie, jakby zabrakło pozycji zajmujących się tematem północy i trzeba było „dosztukować” rozdział na temat. Jak bumerang wraca też pytanie: jakiego czytelnika ma reprezentować Poruszona mapa ? Wcześniejszy wybór wyeliminował z pola analizy czytelnika masowego, ale w ostatnim rozdziale autor zaczął przypisywać czytelnikowi literatury poważnej intencje przeciętnego Polaka. Czy profesorowie czytają Mankella z powodu nieuświadomionego pragnienia uczynienia z Polski drugiej Skandynawii? Nonsens. Robią to, ponieważ chcą odpocząć i przeczytać coś lekkiego.
Nihil novi
Największym rozczarowaniem, kiedy przebrnie się przez dziesiątki cytatów i analiz jest poczucie, że cała para poszła w gwizdek. Autor wskazuje bowiem na sam koniec, że Polska nie leży tam gdzie leżała – czyli w Europie Zachodniej – ale dryfuje gdzieś pomiędzy wschodem a zachodem. Ba, stara się wręcz uderzać w pesymistyczne tony „nasza wyprowadzka z dotychczasowej mapy odbywa się w niewiadomym kierunku dla niewiadomych celów”. Jednak czy jest w tym coś odkrywczego? Całe rzesze Polaków od wieków głosiły, że sami dla siebie jesteśmy standardem i ani tu Zachód, ani Wschód tylko – my. Jednym słowem, otrzymujemy dużo cytatów na potwierdzenie tezy od dawna oswojonej (a przynajmniej powszechnie znanej). Znacznie gorzej jednak, że teza Czaplińskiego została oparta na dyskusyjnych fundamentach i niejasnych kryteriach.