Przegląd prasy sprzed 75 lat (26 marca 1937)
Gdańsk - wolne miasto?
Polska, choć była związana bardzo niekorzystnymi zapisami traktatowymi, starała się prowadzić miękką propagandę antynazistowską. Jedną z form był kolportaż niemieckojęzycznej prasy, prezentującej i propagującej poglądy pożądane z polskiego punktu widzenia. Jednym z takich tytułów był wydawany na polskim Śląsku magazyn „Der Deutsche in Polen”, o którym pisze sanacyjna „Gazeta Polska”:
GDAŃSK, 25.3 (tel. wł.) – Dziś w sądzie odbyła się w trybie przyśpieszonym rozprawa przeciw 13 osobom, oskarżonym o kolportaż, względnie sprowadzanie do Gdańska tygodnia zakazanego „Der Deutsche in Polen”, wychodzącego w Katowicach. Wśród oskarżonych znajdował się asystent poczty polskiej w Gdańsku Lewandowski.
Akt oskarżenia twierdził, że główny oskarżony księgarz Kroemer sprowadzał za pośrednictwem poczty polskiej do Gdańska tygodnik „Der Deutsche in Polen” i kolportował go wśród współoskarżonych. Rozciągnięcie aktu oskarżenia na Lewandowskiego świadczyłoby o zamiarze wszczęcia akcji przeciw uprawnieniom poczty polskiej na terenie w. miasta.
Na rozprawie obecni byli komisarz generalny Rzplitej i delegat poczty polskiej.
Po kilkugodzinnym przewodzie zapadł wyrok, mocą którego główny oskarżony Kroemer skazany został na 9 miesięcy więzienia, trzech oskarżonych na 6 miesięcy, sześciu na kary kilkutygodniowego aresztu, względnie zostali uwolnieni. Wśród uniewinnionych znajduje się Lewandowski (f).
Drobne materiały w polskiej prasie wciąż przypominały o tym, że być Polakiem na obszarze Wolnego Miasta było bardzo trudno. Świadczy o tym choćby poniższa notka z „Gazety Polskiej”:
GDAŃSK, 25.4 – Dn. 24 bm. Komisarz generalny R.P. min. Chodacki, przyjął delegację rolników Polaków z terytorium w. m. Gdańska. Delegacja przedstawiła komisarzowi generalnemu szereg aktualnych spraw, dotyczących położenia oraz warunków pracy ludności polskiej w wioskach, znajdujących się na tereni w. m. Gdańska.
Problemy z geografią
Mała rzecz, a rozbawi. Problemy z geografią to nie tylko problemy dzisiejszych niedouków, o czym zaświadcza krakowski „Ilustrowany Kurier Polski”:
Hiszpania - brygady międzynarodowe, ale po czyjej stronie?
Dla nikogo, kto ma choć podstawową wiedzę o wojnie domowej w Hiszpanii nie jest tajemnicą, że Brygady Międzynarodowe rekrutujące się z głównie z sympatyków lewicy, walczyły po stronie Republiki Hiszpańskiej. Stanowiło to pewien problem propagandowy, z którym nie bardzo wiadomo było jak sobie radzić - jak bowiem uzasadnić fakt walki ochotników z całego świata po stronie republikańskiej? Jednym z pomysłów było podkreślanie, że po stronie rebeliantów także walczyli zagraniczni ochotnicy, tak jak np. liderzy rumuńskiej faszytowskiej Żelaznej Gwardii Ion Moţa i Vasile Marin. Znacznie dalej poszedł jednak związany z PPSem „Robotnik”:
Korespondent „Daily Heralda” donosi, że 1000 hiszpańskich „ochotników”, zaciągniętych do armii gen. Franco na okupowanych przez niego obszarach, odpłynęło z Algeciras do Marokka.
„Ochotnicy” ci po prostu nie chcieli iść na front i w petycji do gen. Quiepo de Llano prosili, żeby ich wysłać do służby garnizonowej do Marokka, jako, że nie są dostatecznie wyćwiczeni do walki frontowej. Generał uwzględnił ich prośbę i zastąpił ich przez 1000 maurów i legionerów cudzoziemskich.
Wysoki oficer armii gen. Franco oświadczył przedstawicielowi ag. Reutera, że 90% SIŁ FASZYSTOWSKICH TO CUDZOZIEMCY.
Hiszpania - sowieckie zabiegi dyplomatyczne
W niedługi czas po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii powołany został Komitet Nieinterwencji. Dominującą rolę w nim zapewniły sobie Wielka Brytania i Francja, dlatego też oba te kraje były przeciwne dyskutowaniu kwestii związanych z hiszpańską wojną domową na forum Ligi Narodów, gdzie musiałyby się liczyć z opiniami innych krajów. Z czasem jednak, kompletna nieudolność Komitetu spowodowała, że stracił on wszelkie realne znaczenie i stał się głównie areną kompletnie jałowych sporów, toczonych m.in. przez reprezentantów Związku Sowieckiego, o czym donosił endecki „Warszawski Dziennik Narodowy”:
Koronacja? Oby jak najrzadziej...
Nie tak dawno miał miejsce ślub następcy brytyjskiego tronu. W związku z tym pojawiły się jak bumerang dyskusje o kosztach jakie generuje monarchia brytyjska. Jak się okazuje, jest to dyskusja stara jak świat, czego dowodem niech będzie artykuł z wileńskiego „Słowa”, gdzie gruntownie przedyskutowana została sprawa koronacji króla Jerzego VI: