Przegląd prasy sprzed 75 lat (19 marca 1937)
Sowieckie czystki
Pod koniec lat 80. pod wpływem nabierającej tempa pieriestrojki obywatele Związku Radzieckie uzyskali szerszy dostęp do informacji na temat tragicznej historii ich kraju w latach 30. Wówczas jednym z bohaterów został na krótko Paweł Postyszew, zamordowany przez NKWD w początkach 1939 r. w związku ze sprawą Stanisława Kosiora, przywódcy radzieckiej Ukrainy polskiego pochodzenia. Obaj wymienieni byli ofiarami wielkiej czystki, co przysporzyło im pośmiertnej popularności. W niedługi czas później okazało się jednak, że byli oni jednymi z głównych wykonawców zbrodniczej polityki stalinowskiej, która doprowadziła do tragicznego głodu na Ukrainie w początku lat 30. Po rozpadzie ZSRR, Prokuratura Generalna Ukrainy skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko nim. W styczniu 2010 Sąd Apelacyjny w Kijowie po rozpoznaniu sprawy uznał ich, wraz z m.in. Józefem Stalinem, Wiaczesławem Mołotowem, Łazarem Kaganowiczem za winnych zbrodni ludobójstwa. Tymczasem, jak donosiła „Gazeta Polska” w marcu 1937 r. osobista tragedia Postyszewa wchodziła dopiero w pierwszą fazę:
MOSKWA, 19.3 Krążące od kilku tygodni pogłoski o odwołaniu z Ukrainy Postyszewa, kierownika tamtejszej partii komunistycznej i wybitnego członka „Politbiura”, który w ciągu ostatnich lat pełnił faktycznie najwyższą władzę na Ukrainie, potwierdziły się. Postyszew został mianowany p.o. sekretarza okręgowego komitetu partyjnego w m. Kujbyszew (d. Samara).
Antypolska akcja?
Represje wobec mniejszości polskiej w Niemczech nie były w okresie dwudziestolecia międzywojennego niczym niezwykłym. Państwo niemieckie nie zostało zmuszone przez państwa Ententy do podpisania traktatu mniejszościowego, który potencjalnie mógłby służyć jako ochrona interesów ludności polskiej. Gesty kurtuazji wobec władz polskich w wykonaniu dygnitarzy nazistowskich nie mogły jednak przysłonić ogromnie trudnej sytuacji Polaków. Dowodem na to było doniesienie zamieszczone w „Gazecie Polskiej”:
BERLIN, 19.3 – W Pierzchowicach (pow. Sztumski na Powiślu – Prusy Wschodnie) kilku zamaskowanych młodych bandytów napadło na dom 42-letniego Polaka Lemkowskiego, w którym mieście się lokal najstarszej w Niemczech polskiej spółdzielni kredytowej i oszczędnościowej „Bank”. Bandyci sterroryzowali mieszkańców domu, zasypując sąsiadów, nadbiegających z pomocą, salwą wystrzałów. Kiedy zdołano dostać się do domu, bandycie zbiegli. Lemkowskiego znaleziono zabitego, żonę jego ciężko ranną odwieziono do szpitala. Lemkowski do ostatniej chwili bronił kluczy do kasy, za co zapłacił życiem. Bandyci ulotnili się nie dokonawszy rabunku. Ludność polska na Powiślu traci w zamordowanym dzielnego Polaka i przywódcę. Lemkowski osierocił 3 synów w wieku od 5 do 10 lat.
Groteska w czasach wojny
To, że wojna może służyć rozwojowi handlu wiemy doskonale już choćby z sukcesu finansowego Wokulskiego, bohatera „Lalki”. Częściej zdarza się jednak, że wojna stanowi dla handlu poważną przeszkodę. Tak też stało się w przypadku polskich kupców, którzy nieopatrznie wplątali się w trwającą na Półwyspie Iberyjskim bratobójczą wojnę. Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił:
Polska bieda anno domini 1937
Rok 1937 był ostatnim rokiem w którym II RP doświadczała bardzo poważnych rozruchów na tle ekonomicznym. Do największych zaliczał się przede wszystkim wielotygodniowy strajk chłopski do którego doszło w miesiącach letnich tego roku, ale nie tylko chłopi mieli powody do manifestowania swojego niezadowolenia. Marzec 1937 r. przyniósł poważne protesty robotników zatrudnionych w manufakturach szewskich w Warszawie. Socjalistyczny „Robotnik”, pisał:
Gdańsk - wolne miasto?
5 maja 1939 r. w swoim dramatycznym sejmowym przemówieniu, minister spraw zagranicznych Jóżef Beck mówił: muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!. Stosunki polsko-niemieckie w dwudziestoleciu nigdy nie układały się idealnie, a pochodną tego były też ustawicznie pogarszające się stosunki polsko-gdańskie. Konserwatywne wileńskie „Słowo” przedstawiało jeden z epizodów niekończącej się sagi o obronie polskich interesów ekonomicznych w Wolnym Mieście Gdańsku:
WARSZAWA. W najbliższych dniach rozpoczną się rokowania polsko gdańskiego, których celem będzie zrealizowanie i przeprowadzenie w praktyce deklaracji senatu złożonej rządowi polskiemu w dniu 19 stycznia b. r., a dotyczącej praw i interesów ludności polskiej w wolnem mieście.
Deklaracja jak wiadomo brzmi: „Senat wolnego miasta Gdańska potwierdza ponownie swą gotowość uszanowania wszystkich traktatowych i umownych praw Polski, natury politycznej i gospodarczej a w szczególności nienaruszania praw Polski w ustawodastwie gdańskiem, jako też stosowaniu tego ustawodastwa przez gdańskie władze administracyjne i gdańskie sądy. Senat zbada także czy nie bęzie możliwe znalezienie dalszych środków i sposobów dla zapewnienia ochrony interesów polskiej ludności, polskich kół gospodarczych na obszarze wolnego miasta Gdańska.
Jeżeli mimo to rząd polski byłby zdania, że którekolwiek z praw Polski doznają lub mogą doznać uszczerbku przez wewnętrzne zarządzenia Senatu gdańskiego, to senat gdańska na życzenie rządu polskiego będzie zawsze gotów przystąpić do rokowań i wszędzie tam, gdzie zażalenia polskie okażą się uzasadnione - ograniczenia praw polskich usunąć”.
W związku z tem wyjechał do Gdańska zastępca wicedyrektora departamentu politycznego w ministerstwie spraw zagranicznych p. Stefan Lalicki, który objął kierownictwo tych rokowań po stronie Polski. Rokowania potrwają prawdopodobnie dłuższy czas.