Przegląd prasy sprzed 75 lat (17 października 1936)
Niesłychane!
Prasa bulwarowa nie jest wynalazkiem naszych czasów. W 1936 dość powszechne było czytanie gazet lekkich łatwych i przyjemnych, zwanych „prasą czerwoną” czy krócej: czerwoniakami (od koloru czcionki nagłówków tych gazet). Jak się jednak okazuje, nawet poważne gazety nie gardziły informacjami lekkimi.
Oto w socjalistycznym „Robotniku” można było przeczytać dwa poniższe teksty:
Z Kopenhagi donoszą, iż zmarł tam w wieku 62 lat kat Danji. Sprawował on swój urząd przeszło dwadzieścia lat, wyroku skazującego jednak nigdy nie wykonał, bowim skazanych na karę śmierci z reguły ułaskawiano
Asceta z sekty Dzajnów z Pendżabu (Indje) Muni-Shri Misrilalli pości od 200 dni, protestując w ten sposób przeciwko sporom pomiędzy różnymi sektami i chcąc skłonić je do zgody. Od 57 dni asceta ten nie wziął do ust ani kropli wody. Leży on w jednej z izb Bombaju na desce. Gromadzi się koło niego tłum, obserwując z podziwem wynędzniały szkielet ascety, który z trudem może usiąść . Lekarze badają go, stwierdzając, że wprawdzie puls głodomora jest słaby, ale żadne zmiany w organizmie nie zachodzą. Munis-Shri Misrilalli ma lat 47, a od 23-go roku uprawia ascezę, kształcąc sięw sztuce jogów. Jest to, o ile wiadomo pierwszy wypadek głodowania bez przerwy w ciągu 200 dni i życia w ciągu blisko 80 dni nawet bez wody.
Sensację nieco innego rodzaju przynosił na swych łamach wileński dziennik konserwatywny „Słowo”. Pisał on o procesie metalurga prof. Jana Czochralskiego; Czochralski miał być wynalazcą „stopu B”, mającego niezwykłe właściwości. „Słowo” pisało:
(…) okazało się, że prof. Czochralski nieposiadający matury i stopnia naukowego, dostał katedrę na Politechnice jedynie dzięki temu, że nadano mu doktorat honoris causa. W sprawie tej bardzo powściągliwe zeznania, zasłaniając się tajemnicą służbową, składał między innymi rektor ówczesny Politechniki Warszawskiej, prof. Chrzanowski.
(…) W toku przewodu okazało się również, że Ministerstwo Komunikacji, które pierwotnie zamówiło wielkie ilości stopu B, płacąc za to prof. Czochralskiemu 72 tysiące zł. Osobistego honorarjum i polecając zakładom „Ursus” wybudować kosztowny zakład doświadczalny, później dalsze zamówienia wstrzymało. Stwierdzono również, że na wypadek wojny byłoby niezmiernie trudno stop ten produkować, nie mamy bowiem w kraju przynajmniej w dostatecznej ilości niezbędnych jego składników, t.j. ołowiu i litu.
Z cytowanego artykułu nie dowiemy się jednak, że główną przyczyną problemów Czochralskiego był zatarg ambicjonalny z innymi profesorami Politechniki Warszawskiej. Wszystkie procesy o zniesławienie zakończyły się zwycięstwem rzekomego mistyfikatora...
W końcu krakowski IKC, gazeta skierowana głównie do nobliwego, konserwatywnego czytelnika wieściła Sodomę i Gomorę w grodzie Kraka:
(…) Szpital św. Łazarza szeregiem budynków rozłożył się przy ul. Kopernika. Ogrody i tereny szpitalne sięgają z drugiej strony ul. Grzegórzeckiej, opierając się na Collegium Medicum, lecznicy dra Pisarskiego i Domu Akademickim. Od strony miasta są zamknięte ul Łazarza, z którą pod kątem prostym łączy się ul. Kołłątaja. W tym miejscu w tereny szpitalne wrzyna się wielki 2-morgowy plac.
Okazuje, się, że plac ów miał zostać już dawno zakupiony przez państwo, żeby uzupełnić zaplecze szpitala. Stało się jednak inaczej, bo po 15 latach oczekiwań, właściciel sprzedał ten teren. Autor tekstu, grzmiał:
(…) W tej chwili przz sam środek terenów szpitalnych na placu p. F. buduje się ślepą ulicę, będącą przedłużeniem ul. Kołłątaja. Stanie przy niej 17 posesyj czynszowych, wychodzących tyłami swemi, t.j. kuchniami, łazienkami i klozetami na budynki szpitalne, w których leżą chorzy. Wysokie kamienice zasłonią szpitalowi światło. Rozgwar domów szynszowych, setki głośników radiowych, zapachy kuchenne i inne zakłócać będą spokój chorych. Szpital zamieni się w piekło.
Czy szpital zamienił się w piekło – tego nie wiem. Ale szczerze podziwiam troskę autora artykułu o chorych.
Nieco poważniej
Poważniejszy temat podnosiła na swoich łamach rządowa, ukazująca się w Warszawie, „Gazeta Polska”:
A oto ogłoszenie o pracę, zamieszczone w „Warszawskim Dzienniku Narodowym”:
Warto dodać, że tego rodzaju działania, którym w latach 30. patronowało Stronnictwo Narodowe, były objawem nacjonalizmu ekonomicznego, który pojawił się już znacznie wcześniej, przynajmniej w ostatniej ćwierci XIX w. Choć dziś powyższe ogłoszenie byłoby nie do pomyślenia, w latach 30. mieściło się w dopuszczalnej normie.