Przedwrześniowy atak. Zamach na dworcu kolejowym w Tarnowie (28.08.1939)
Zamach na dworcu kolejowym w Tarnowie – zobacz też: Zapomniana eksplozja w Mogile z 1917 roku
Anton Guzy, główny sprawca zamachu, był synem polsko-niemieckiego małżeństwa zamieszkującego Bielsko – jego ojciec-Polak zginął w czasie I wojny światowej, zaś matka wychowała go w poczuciu przynależności do narodu niemieckiego. Z zawodu był ślusarzem, jednak w końcu 1938 r. został zwolniony w pracy. Nawiązał wówczas kontakt z Gewerkschaft Deustcher Arbeiter – niemiecką organizacją pośredniczącą w znalezieniu pracy w Rzeszy. Prawdopodobnie dzięki niej trafił na Zoltana Obenau, z którym nawiązał kontakt i udał się przez zieloną granicę na Słowację. Obenau zaproponował Guzie współpracę w szukaniu ludzi wartych przeprowadzenia na drugą stronę granicy na przeszkolenie. Następnie przyszły zamachowiec trafił do swojego znajomego Jakuba Hesslera z Czermina pod Mielcem, również wtajemniczonego w tę sprawę.
Brat Hesslera Heinrich był dowódcą grupy dywersyjnej zorganizowanej przez Abwehrę, przygotowującej zamachy w powiecie tarnowskim. Celem miał być tutaj dworzec kolejowy (stanowiący ważny węzeł komunikacyjny w regionie) a także przepustnica wodna między Tarnowem a Dębicą. Do dyspozycji siedmiosobowej grupy Hesslera miało być siedem pistoletów oraz 40 kg materiałów wybuchowych. Między 17 a 19 sierpnia Guza podróżował do Lwowa, gdzie miał wziąć udział w planowanym zamachu, jednak z powodu kłopotów organizacyjnych do realizacji planów nie doszło. 25 sierpnia Hessler został powołany do wojska, co sparaliżowało jego grupę. Guzego przekazano pod rozkazy Karla Neumanna ze Skoczowa, dowódcy innego oddziału dywersyjnego, mającego pierwotnie działać w rejonie Bochni. Tego samego dnia wieczorem wrocławska radiostacja nadała nadzwyczajną audycję z hasłem: Pan dr Funk powinien iść do pracy.
28 sierpnia przed południem Guzy spotkał się z Neumannem w Bielsku, skąd pojechali do Krakowa. Tam po wizycie w restauracji, przywódca grupy kupił ślusarzowi bilet do Tarnowa i wręczył walizki z przygotowanymi w środku bombami. Ten jednak nie zdążył na pociąg, musiał więc skorzystać z taksówki, którą dojechał do celu. Walizki zostawił w przechowalni bagażu, kupił bilet na pociąg do Krakowa (słynną Lux-torpedę), zjadł coś, przespacerował się po plantach dworcowych, zniszczył kwit bagażowy i wrócił na dworzec. Jego pociąg odjechać miał niedługo po 23:00, o północy miał spotkać się z Neumannem w Krakowie. Początkowo stał niedaleko poczekalni trzeciej klasy, później udał się na peron.
Bomba ulokowana w przechowalni bagażu wybuchła o godz. 23:17. Przebywający wciąż na dworcu Guza, podobnie jak inni podróżni, został zatrzymany przez kolejarzy na miejscu. Zaraz potem znalazł się na komisariacie Policji Państwowej, jednak po sprawdzeniu tożsamości i rewizji został zwolniony. Nim dotarł do Hotelu Polskiego został jednak ponownie zatrzymany. 29 sierpnia odbyło się przesłuchanie podejrzanego o dokonanie zamachu, w czasie którego przyznał się on do winy i szczegółowo opisał własne losy. Przyznawał, że wiedział o zawartości wiezionych przez siebie walizek, był świadom ich przeznaczenia, a za swoją współpracę z Hesslerem i Neumannem nie brał pieniędzy. Czynu przestępczego, jakiego dokonałem, dopuściłem się dlatego, że czuje się Niemcem – miał stwierdzić, oświadczając jednocześnie, że żałuje tego co zrobił. 1 września podjęto decyzję o jego tymczasowym aresztowaniu, niedługo potem aresztowano i przesłuchano także Jakuba Hesslera.
W wyniku wybuchu bomb zniszczeniu uległa 1/3 budynku dworca od strony zachodniej. Eksplozja zdewastowała m.in. posterunek policji i restaurację oraz doprowadziła do zawalenia się stropu i części ścian nośnych. Trudno ustalić liczbę ofiar ataku. Meldunek policyjny z 29 sierpnia mówił o 14 zabitych i 38 rannych (w tym 15 ciężko), w aktach sądowych pojawiła się liczba 22 zabitych, zaś ówczesna prasa wspominała o 35 ofiarach śmiertelnych. Ilość poszkodowanych byłaby prawdopodobnie większa, gdyby pociąg do Krakowa nie spóźnił się, bądź też na dworcu stałby któryś z transportów wojskowych.
Anton Guza najprawdopodobniej został wywieziony z Tarnowa na północ. Według śledztwa niemieckiego, o którego wyniku poinformowano w maju 1941 r. Centralę ds. Grobów Pomordowanych Volksdeutschów w Poznaniu, został on rozstrzelany wraz z kilkoma innymi polskimi Niemcami w okolicach Baranowa Sandomierskiego i tam też pochowany.
Zamach musiał być szokiem dla mieszkańców Polski, nawet jeśli informacje o nim cenzurowano. Wzmagał on strach przed niemiecką „piątą kolumną” i w jasny sposób pokazywał, że wojna zacznie się już niedługo...