„Przedwiośnie” – reż. Filip Bajon – recenzja i ocena

opublikowano: 2019-08-10, 13:45
wolna licencja
„Przedwiośnie” jeszcze w międzywojniu doczekało się pierwszej ekranizacji, potem przyszedł czas na telewizyjny spektakl, aż w końcu w roku 2001 za ekranizację dzieła Żeromskiego wziął się Filip Bajon. Jak wypadła ta ostatnia próba?
reklama

„Przedwiośnie” – reż. Filip Bajon – recenzja i ocena

Na początku XXI wieku Filip Bajon był już oczywiście bardzo doświadczonym reżyserem, jednakże przełożenie tak znanego dzieła literackiego, jakim jest „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego na formę filmową zawsze stanowić będzie wyzwanie. Odważny pomysł reżysera na ekranizację lektury zwykle ma swoje plusy i minusy… Na wstępie zaznaczę tylko, że zakończenie filmowe oraz pewne rozwiązania zastosowane przez twórców różnią się od tych zamieszczonych na kartach książkowego pierwowzoru.

Filip Bajon, reżyser filmu „Przedwiośnie” z 2001 roku (aut: Sławek , CC BY-SA 2.0)

Jako, że „Przedwiośnie” jest lekturą szkolną i często przewija się na egzaminie maturalnym z języka polskiego, warto od razu ostrzec młodzież, że seans filmowy sam w sobie nie załatwi kwestii zapoznania się z całą historią – niestety w wielu momentach widać, że fabułę lepiej by było wpasować w materiał dłuższy o przynajmniej pół godziny, co oczywiście z kolei nastręczyłoby różnych problemów natury technicznej, a widza mogłoby zwyczajnie znużyć.

I tak dzieje Cezarego Baryki zaczynamy poznawać oczywiście w Baku, gdzie wszystkie wątki miłosne i rewolucyjne mocno skondensowano, przez co motywacje wewnętrzne bohatera pozostają średnio zrozumiałe, a jego przemiany emocjonalne sygnalizuje głównie pewna zmiana zachowania łączona ze zmianą wyglądu (ach, przylizane i roztrzepane na przemian włosy). Duży plus należy się za oddanie realiów przez język – w Baku nie każdy magicznie posiada zdolność porozumiewania się po polsku, a część dialogów jest po rosyjsku. Wciąż brakuje takich rozwiązań w wielu filmach.

Etap azersko-rosyjski jest przy tym mało ciekawy pod względem scenograficznym – prócz pól naftowych widok na poszczególne miejsca jest raczej wąski i wydaje się, jakby budżet czy brak czasu nie pozwolił na lepsze rozwiązania. Tu pojawia się także bolączka wielu filmów z przełomu XX i XXI wieku – na siłę wciśnięto modelowanie 3D, w związku z czym Baryka wraz z kolegami obserwuje z daleka kanciasty statek stworzony tego typu technologią. I jasne – trzeba brać tu poprawkę na realia polskiego rynku filmowego niemal 20 lat temu i ówczesne postrzeganie takich rozwiązań, ale końcowy efekt jest dość dziwny. Na szczęście wstawka trójwymiarowa pojawia się jeszcze tylko raz, w już zdecydowanie bardziej estetycznym przedstawieniu słynnych szklanych domów, które pojawiają się przed oczyma Baryki seniora.

Potem przebieg kolejnych wątków stopniowo się uspokaja. Główny bohater, po przejściu przez wir brutalnej bolszewickiej rewolucji trafia do Polski, zresztą w bardzo ładnej scenie przekraczania granicy sowiecko-polskiej, czemu towarzyszy wzruszony tłum. Tu zresztą trzeba pochwalić różne zabiegi filmowców, które były w swej prostocie bardzo dobre i nadawały klimatu – dobrze wykorzystane spowolnienia ujęć, tak jak w przypadku wspomnianej sceny powrotu do ojczyzny, ładna gra światłocieniem i od czasu do czasu nietypowy ruch kamery (zwłaszcza ujęło mnie to za serce w momencie, gdy Cezary przyglądał się ugniataniu kapusty – ciekawy zabieg przy tak swojskim widoku).

reklama
Mateusz Damięcki, odtwórca roli Cezarego Baryki z filmu „Przedwiośnie” (aut: Fryta 73, CC BY-SA 2.0)

Wracając jednak do kolejnego etapu, w jakim znalazła się główna postać, należy podkreślić, że „część polska” jest już dużo ciekawsza, zarówno w Warszawie, jak i Nawłoci. Najpierw dostajemy więc stolicę świeżo odrodzonego państwa polskiego, z ruchliwymi uliczkami i zdobnymi kamienicami, ale też mniej przyjemnym podwórkiem kamienicy i studenckim mieszkaniem. W obu przypadkach ma to naprawdę przyjemny w odbiorze klimat. Z kolei Nawłoć wraz z okolicą, ze swoimi sielskimi widokami i dworkami pełnymi przepychu została w widoczny sposób dopieszczona przez scenografów i jest to zdecydowanie „najładniejsza” część filmu.

Nie wspominałem dotychczas o obsadzie aktorskiej „Przedwiośnia”, lecz to dlatego, że naprawdę jest kogo wymieniać. Oprócz młodziutkiego wówczas Mateusza Damięckiego w roli Baryki, na ekranie przewija się plejada wielkich gwiazd polskiego kina. Dość wspomnieć takie nazwiska jak Gajos, Janda, Olbrychski, Nowicki, Gąsowski, Globisz, Szaflarska, Chyra, Kulesza, Damięcki senior czy Gonera. Kolegów Baryki z warszawskiej ferajny grają Maciej Stuhr, Borys Szyc i Marcin Dorociński. I naprawdę przyjemnie widzieć ich w jednym kadrze z Damięckim, z perspektywy czasu i masy świetnych ról, które wszyscy później zagrali. Z kolei bohaterki, które miały niefart znaleźć się z Baryką w miłosnym wielokącie, odegrane zostały przez Urszulę Grabowską, Małgorzatę Lewińską i Karolinę Gruszkę, a więc także aktorki znane i lubiane przez publiczność.

Czy przy tak bogatej obsadzie kogoś z aktorów bym wyróżnił? Sam Mateusz Damięcki moim zdaniem podźwignął główną rolę całkiem dobrze, Cezary w jego wykonaniu był bohaterem, którego losy śledziło się z ciekawością. Oczywiście najbardziej „soczysta” była gra aktorów z dużo większym doświadczeniem. Świetni byli rodzice Baryki, których odegrali Janusz Gajos i Krystyna Janda.

Stefan Żeromski opublikował „Przedwiośnie” w 1924 roku

Janda niestety dość szybko znika z ekranu, co oczywiście wynika z historii przedstawionej u Żeromskiego, ale jej wersja pani Jadwiga naprawdę zapada w pamięć.

Postać Gajosa z kolei w wirze historii z dostojnego dżentelmena zmienia się w obdartego i chorego człowieka i w obu tych odsłonach wygląda to bardzo dobrze. Nie można też nie wspomnieć o świetnym jak zawsze Danielu Olbrychskim w roli poważnego ministra Szymona Gajowca. Z kolei drobniejszą, ale bardzo ciekawą rolę dostała Karolina Gruszka – naprawdę dało się odczuć, że jej panna Wanda ma pokiereszowaną psychikę.

„Przedwiośnie” nie jest specjalnie wyróżniającym się filmem, w gronie ekranizacji polskich powieści z kanonu lektur też znajdą się pewnie ciekawsze pozycje. Jest to dzieło, które z pewnością można obejrzeć, choćby dla wielu wspaniałych odtwórców. Muzyka nie zapadła mi specjalnie w pamięć, prócz takich oczywistości jak klasyczne utwory na fortepian, ale nie można rzec, żeby w tym elemencie coś było popsute. Największym mankamentem tego filmu jest nadmierna kondensacja niektórych fragmentów, lecz koniec końców efekt jest co najmniej solidny.

Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”

Agnieszka Woch
„Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
113
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-24-2

Książka dostępna również jako audiobook!

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone