Przechadzka po Śląsku w przeddzień wojny. Relacja z wernisażu wystawy „MAJ – SIERPIEŃ 1939...”

opublikowano: 2009-08-05 10:45
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Równa rocznica tak ważnego wydarzenia, jak wybuch II wojny światowej siłą rzeczy skutkuje wysypem wszelakich wystaw i inicjatyw kulturalnych. W tym gąszczu każdy stara się przygotować coś wyjątkowego. Jak udało się to pracownikom Muzeum Śląskiego?
REKLAMA
Jeszcze przed wernisażem...

„MAJ – SIERPIEŃ 1939. Ostatnie miesiące pokoju na Górnym Śląsku” to wprawdzie ekspozycja przygotowana z okazji 70. rocznicy wybuchu wojny, prezentuje ona jednak nie samą wojnę, a okres przed nią. Zamysłem kurator wystawy, dr Małgorzaty Kaganiec, było ukazanie życia i codzienności mieszkańców Górnego Śląska w przeddzień największej z zawieruch dziejowych. Zarówno życia najbardziej zwyczajnego, jak i narastających symptomów zbliżającej się wojny. Wystawa nie ma charakteru narodowego – poświęcona jest tak Polakom, jak Niemcom, do których w okresie międzywojennym należała część Górnego Śląska. Skąd taki pomysł i forma wystawy? Przede wszystkim nie chcieliśmy popadać w martyrologię, a zarazem pokazać coś nietypowego – wyjaśniała Małgorzata Kaganiec.

Na wernisaż, który odbył się wczoraj wieczorem, przyszło prawie 50 osób. Już na schodach jeden z gości stwierdził ze zdziwieniem: co tu tak dużo ludzi tym razem? Rzeczywiście, jak na wystawę otwieraną w środku wakacji – całkiem sporo! Spotkanie zaczęło się od krótkiego wprowadzenia ze strony kurator wystawy oraz od... muzyki. Odtworzonej na gramofonie oryginalnej płyty z epoki.

Ekspozycja nie jest duża – zajmuje dwie, wypełnione po brzegi sale, oraz trzecią, niewielką salkę na półpiętrze. Część eksponatów zamknięta jest za szybą, inne można jednak oglądać z bliższa. Przechadzka po wystawie ma jak gdyby oddawać spacer po ulicy śląskiego miasta tuż przed wojną. Efekt nie jest może aż tak bezpośredni, ale eksponaty pogrupowano z rozmysłem, a kilka punktów ciekawie odtworzono. Pierwsza część wystawy ukazuje wyposażenie kawiarni, kolejna – witryny ulicy handlowej. Gabloty zawierają produkty różnych sklepów: trafiki, sklepu z galanterią skórzaną, futrami czy kapeluszami. Niepozorne przedmioty codziennego użytku, których zwykle nie widuje się na muzealnych wystawach, pozwalają zobaczyć czym różniło się, a w czym było podobne życie 70 lat temu. Świetnym uzupełnieniem „sklepowych” gablot są plakaty i ulotki reklamowe z epoki. Raczkujący marketing międzywojnia – rzecz doprawdy urzekająca! W drugiej sali ustawiono nawet słup ogłoszeniowy, a w pierwszej – posterunek graniczny z oryginalnym słupem (powiat rybnicko-raciborski) z numerem identyfikacyjnym. Rekonstrukcje te nie są może szczególnie wierne (np. manekiny przy słupie wyglądają bardzo sztucznie), ale swoją rolę spełniają dobrze. Uatrakcyjniają wystawę, która w efekcie staje się czymś więcej niż tylko zbiorem gablot.

Kilka słów na początek...
I muzyczna interluda.
Kurator wystawy, dr Małgorzata Kaganiec.

Które z eksponatów są najbardziej warte uwagi? O to zapytałem osobę, która je dobierała – kurator wystawy Małgorzatę Kaganiec. Wskazała ona na zbiór dokumentów, przede wszystkim protokołów posiedzeń rad gminnych, będących doskonałym dowodem na to, że lokalna administracja działała do ostatniej chwili. Zwróciła moją uwagę także na z pozoru podobny do innych plakat, zapowiadający spektakl w Teatrze Śląskim. Tyle tylko, że spektakl zaplanowano na 8 września 1939 roku. Nie miał już szansy się odbyć. Materiałów, spośród których mogliśmy wybierać eksponaty na wystawę jest sporo. To co widać w tych dwóch salach to tylko niewielka część. Do wielu trudno było natomiast dotrzeć. Sama kwerenda trwała pół roku – dodała kurator.

REKLAMA

Jak ekspozycję odebrali zwiedzający? O zdanie zapytałem kilku z obecnych na wernisażu. Zasadniczo wszystkie głosy były pozytywne. Takie wystawy powinny być częściej! Przynajmniej młodzież dowiedziałaby się, co ich dziadki przeżyły. Młodzi żyją przecież w całkowicie innym świecie – podsumował pan Adam. Szerzej wypowiedział się obecny na wernisażu Andrzej Głowacz, znany śląski dziennikarz i reżyser: Po tym wszechobecnym przeładowaniu martyrologią Muzeum Śląskie dało wyraz niezwykłego szacunku dla materii dokumentalnej. Ukazało jakby trzeci wymiar historii, kreując dawną rzeczywistość w oparciu o rekwizyty życia codziennego. Na wystawie można zobaczyć przeróżne drobne detale, choćby gablotę z trafiką. Klimat ekspozycji wzbogaca nagranie muzyczne i film pochodzące z epoki.

Niewątpliwie wystawa jest warta zobaczenia. Szczególnie polecam ją miłośnikom historii życia codziennego i specyficznego klimatu lat międzywojennych.

Czy jednak ekspozycja nie ma wad? Tego powiedzieć nie można. Już w pierwszym momencie zaskoczył mnie brak podpisów przy eksponatach. Można je znaleźć tylko przy niektórych z nich, przede wszystkim pod fotografiami. Nawet niemieckojęzyczne plakaty nie są, choćby we fragmentach, tłumaczone. Pani kurator wyjaśniła mi, że z objaśnień zrezygnowano, aby eksponaty mówiły same za siebie. Podpisy daliśmy tylko tam, gdzie wydawały się absolutnie konieczne – powiedziała. Rzeczywiście, przytłaczające, rozwlekłe opisy to plaga polskich muzeum, ale nie można przechodzić od skrajności w skrajność. W efekcie dla osób nie znających języka niemieckiego część plakatów i dokumentów będzie niezrozumiała. Z kolei goście z poza Śląska nie rozpoznają niektórych przedmiotów (sam mam np. dość blade pojęcie o tym, czym jest „żeleźniok”). Dla każdego problemem będzie rozpoznanie, które eksponaty są szczególnie wartościowe, a dla dowolnego gościa z zagranicy, władającego językiem angielskim, wystawa okaże się całkowicie niezrozumiała. Zamiast rezygnować z podpisów, lepiej byłoby chyba znaleźć jakiś „złoty środek”.

Drugą wadą, która jest już jednak efektem poglądów na muzealnictwo, jest dość wyraźny tradycjonalizm wystawy. O ile temat jest nowatorski i bardzo „ludzki”, odpowiadający nurtom historii społecznej, o tyle próby zbliżenia się do odbiorcy, nawiązania z nim kontaktu, są na wystawie rzadkie. Pozytywnym wyjątkiem jest wyświetlany film (szkoda, że na niewielkim telewizorze, a nie np. rzutniku, ale to już kwestia możliwości finansowych placówki), ale można było chyba pójść dalej; przykładowo przygotować (jak w Muzeum Narodowym w Krakowie czy Muzeum Powstania Warszawskiego) eksponaty, które każdy może wziąć do ręki, lub ulotki będące kopiami druków z 1939 roku, które można schować do kieszeni i zabrać ze sobą do domu. Eksponaty na wystawie „MAJ – SIERPIEŃ 1939. Ostatnie miesiące pokoju na Górnym Śląsku” mówią za siebie i mówią bardzo dosadnie. Ale może jednak warto byłoby im w tym pomóc?

Pomimo wspomnianych wad, jest to bardzo interesująca i wartościowa ekspozycja, a organizatorom należy przyznać jedno – udało im się przygotować wystawę wyróżniającą się na tle dziesiątek inicjatyw związanych z 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej.

Wystawa będzie czynna do 8 listopada 2009 roku w gmachu Muzeum Śląskiego w Katowicach (ul. W. Korfantego 3). Ceny biletów: 9 zł normalny, 4,5 zł ulgowy. Patronem medialnym ekspozycji jest „Histmag.org”.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone