Problem z polskimi obozami
„Polskie obozy koncentracyjne” należą do zbioru tzw. „kłamstw oświęcimskich”, czyli do rozumowania mającego na celu zafałszowanie historii na temat Holokaustu. Zasadnym jest jednak zastanowienie się, jakie są przyczyny popularności takiego terminu, choć Polska prowadzi kampanie na rzecz odkłamania historii. Co i rusz można przecież przeczytać doniesienia o tym, że Anglicy, Francuzi czy Niemcy użyli tego sformułowania w konkretnym kontekście. Bo liczy się przecież kontekst, a nie samo użycie słowa.
Niejasność pojęcia
Wiele problemów nastręcza bowiem sam termin „obóz koncentracyjny”. Dziś rozumiemy pod nim przede wszystkim obozy zagłady z czasów II wojny światowej. Nie chodzi nawet o miejsca odosobnienia, ale obozy zagłady rodzaju Treblinki. Przed oczami stoją nam więc przede wszystkim fabryki śmierci, a nie same obozy koncentracyjne.
„Obozy koncentracyjne” znaczą bowiem bardzo dużo i jako takie istniały i przed II wojną światową. Niektórzy historycy wskazują nawet na istnienie rosyjskich obozów dla konfederatów barskich. Niedyskusyjnym jest istnienie tego typu instytucji na kontynencie afrykańskim, tworzonych przez kolonizatorów, Brytyjczyków. Także Amerykanie zakładali tego typu miejsca. Ponadto już przed wojną o Berezie Kartuskiej pisano właśnie jako o obozie koncentracyjnym (i nie robili tego tylko komuniści). Używając tego terminu niekiedy mówi się również o obozach z czasów powojennych, chociaż biorąc pod uwagę fakt, kto zajmował się ich administracją powinno się raczej mówić o radzieckich obozach śmierci (nie mylić z Gułagiem). Nie chodzi więc o samo użycie terminu „polski obóz koncentracyjny”, ale wiązanie go ze zbrodniami niemieckimi z czasów II wojny światowej.
Źródła?
Zaniedbanie? Intelektualne lenistwo? Spisek? Jakie są źródła powszechnego używania wspomnianego terminu? Jako pierwsze, dosyć powszechne źródło „polskiego obozu śmierci”, wskazuje się skrót myślowy oparty na geografii. Skoro część z obozów, a w szczególności Auschwitz-Birkenau, leżało właśnie na terenie dzisiejszej Polski, to termin „polskie obozy śmierci” znaczy tyle co „obozy śmierci leżące na terenie Polski”. Wydaje się to prawdopodobne, bowiem ludzie skłonni są do takich niedbałych uogólnień. Ale prawda jest taka, że takie stwierdzenie nie jest satysfakcjonujące. Wyjaśnienie byłoby prawdziwe, gdyby nie fakt, że nie używa się tego w przypadku obozów leżących na terenie Francji.
Drugim, niekiedy bardzo często przytaczanym wytłumaczeniem, jest stworzenie tego terminu przez pracujących na rzecz wywiadu Republiki Federalnej Niemiec dawnych funkcjonariuszy służb specjalnych Rzeszy: Reinharda Gehlena i Alfreda Benzingera. Czy tak było w rzeczywistości? O ile łatwo uwierzyć, że ten sprytny zabieg odniósł sukces w Niemczech (człowiek ma z zasady tendencję do usprawiedliwiania się, toteż nie dziwi, że Niemcy łatwo przystali na taką interpretację), o tyle nie tłumaczy to dlaczego przyjęła się ona i w innych krajach. Bundesnachrichtendienst, czyli niemiecki wywiad nie był aż taką potęgą aby móc zasiać ziarno na całym świecie. Gdyby tak było, mieli by wręcz moc porównywalną do mitycznych masonów i iluminatów, a za terminem „polskie obozy śmierci” kryłby się wielki spisek. Mało prawdopodobne.
Jak się zdaje źródłem terminu „polskie obozy śmierci” jest pewien specyficzny rodzaj intelektualnego zaniedbania, które pozwala na wytworzenie się bez oporów pewnych schematów myślenia. Dlaczego ono powstaje? Wydaje mi się, że odpowiedź wcale nie będzie dla nas miła.
Polska, czyli co?
Kiedy niemal półtora roku temu miał miejsce zamach w Paryżu, doszło do spontanicznego aktu solidarności ze strony Europejczyków. Próżno było go szukać w przypadku fali przemocy która przeszła przez Bliski Wschód. Co bardziej rozgoryczeni wskazywali na hipokryzję takich postaw. Mówili: „po Francji płakaliście, ale po Aleppo już nie”. Kluczem natomiast, jak się zdaje, był jeden z komentarzy. Płakano po tragedii Paryża, bo to był nasz europejski Paryż, cząstka naszej kultury, Bliski Wschód natomiast dla nas jest abstrakcją, pozostaje nieznany.
Zdaje się, że właśnie ta, pozornie nie związana ze sprawą „polskich obozów śmierci” obserwacja jest kluczem do zrozumienia problemu. Bo jak wyjaśnić, że włoski albo australijski dziennikarz pisze to, co pisze? Przecież nie pozostaje w posępnej mocy nieistniejącego wywiadu zachodnich Niemiec. Strategia propagandy padła na podatny grunt i nią powinniśmy się zająć.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Zbitka „polskie obozy śmierci” nie razi ucha zachodniego odbiorcy, bo słowo „polski” nie niesie ze sobą żadnych poważniejszych kulturalnych konotacji. Polska to taki dziwny kraj na końcu Europy, nie odznaczający się niczym szczególnym. Czy nam się to podoba czy nie, Zachód na Polskę patrzy z perspektywy Human Accomplishment Charlesa Murraya (książki katalogującej wybitnych ludzi zgodnie z ich pochodzeniem i wkładem w światowe dziedzictwo), a na tle innych krajów wypadamy tu bardzo blado. Plasujemy się na siódmym miejscu od końca listy narodowości mających wkład w europejską kulturę, wyprzedzają nas nie tylko takie potęgi jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania czy Włochy, ale też mniejsze kraje, jak Belgia i Szwajcaria. My zaś minimalnie wyprzedzamy kraje bałkańskie. Można oczywiście wskazywać, że sposób myślenia Murraya jest błędny, ale jest powszechny. A prawda jest taka, że impresje związane z Polską są dla większości Europejczyków złe. Nie jesteśmy krajem Fryderyka Chopina, Marii Skłodowskiej-Curie i Karola Wojtyły, ale raczej krajem imigrantów, hydraulików i niewykwalifikowanych robotników.
Łatwiej jest stosować uproszczenia i intelektualne skróty w stosunku do kraju, który nie kojarzy się z kultura wysoką. Polska, jako ojczyzna robotników i nieasymilujących się imigrantów (nie chodzi tyle o stan faktyczny, a o powszechną opinię) łatwiej może paść ofiarą skrótów myślowych. Bo jak to miały by być francuskie obozy śmierci? Francji Claude'a Moneta? Francji Honoriusza Balzaka? A może Francja Luwru miałaby być współodpowiedzialna za Holokaust? Nie, to się w głowie nie mieści. Ale Polska, ten barbarzyński kraj na końcu Europy, to czemu nie. Krzywdzące, niesprawiedliwe? Na pewno, ale nikt nigdy nie mówił, że świat jest sprawiedliwy.
Ile w tym naszej winy? Trudno ocenić. Prawdą jest, że polskie społeczeństwo nie należy do czołówki kulturalnej świata. Zarówno pod względem wkładu w kulturę jak i pracy nad sobą, o czym świadczy przerażający wręcz poziom czytelnictwa w Polsce, nie mówiąc już o partycypacji w innych dobrach kultury jak teatr czy kino. Jako społeczeństwo wypadamy blado na tle reszty Europy, a to doprowadza do łatwości w używaniu uproszczeń, które co tu wiele mówić, niektórym są bardziej na rękę. Szczególnie, że Niemcy to pomimo całych okropności II wojny światowej cały czas bardziej kraj Tomasza Manna, Georga Hegla, Jana Sebastiana Bacha, Fritza Langa i Gerharta Hauptmanna, niż Adolfa Hitlera.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Paweł Czechowski