Prezydent Kazachstanu zrezygnował ze stanowiska. Co z tego wynika?
Rezygnacja Nursułtana Nazarbajewa z funkcji prezydenta Kazachstanu przez wielu komentatorów nazywana jest ostatecznym końcem Związku Sowieckiego. Przed objęciem prezydentury w 1991 roku, Nazarbajew pełnił rolę I Sekretarza KC Komunistycznej Partii Kazachskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i jest ostatnim „gensekiem” byłej republiki wchodzącej w skład sowieckiego imperium, który dopiero teraz przestał sprawować nieprzerwaną władzę. Dlatego można to uznać za końcowy upadek czasów słusznie minionych.
W zasadzie już tylko na palcach jednej ręki można policzyć wieloletnich dyktatorów, którzy mimo zmian geopolitycznych, utrzymali swoje stanowiska. Takim przykładem jest prezydent Gwinei Równikowej Teodoro Obiang Nguema Mbasogo, który pełni swój urząd od 1979 roku. Innym przywódcą afrykańskim dzierżącym od ponad dwudziestu lat władzę jest Omar al-Baszir w Sudanie czy Isajas Afewerki z Erytrei. Oczywiście należy wspomnieć o Aleksandrze Łukaszence, który w tym roku będzie świętował ćwierćwiecze swoich rządów na Białorusi.
Wracając do rezygnacji prezydenta Kazachstanu, nie ma co liczyć, że państwo to stanie się nagle demokratyczne i niezależne. Ludzie z otoczenia Nazarbajewa doskonale wiedzą, że wszelkie reformy i zmiany systemu politycznego są szybką drogą do utraty wpływów, majątków i wygodnego życia, które zapewniło im blisko 30 lat niepodzielnego panowania Nazarbajewa.
Przykład Kuby, Korei Północnej, Birmy i innych państw Azji Środkowej pokazuje, że po śmierci „zbawcy narodu”, tamtejsze elity nauczyły się jak utrzymać polityczne status quo. Zresztą państwa zachodnie nie kwapią do tego, aby wszelkie satrapie środkowoazjatyckie, afrykańskie lub kraje bliskiego wschodu były demokratyczne i w pełni suwerenne. Przede wszystkim dlatego, że gdy istnieje prawdopodobieństwo niestabilności, wybuch terroryzmu islamskiego zagrażający spokojowi w regionie, to lepiej, aby były rządzone przez reżimy, „trzymające za mordę własny naród”.
Zachód potrafi zrobić sporo rabanu, gdy w jakimś zapomnianym przez wszystkim państewku, dochodzi na przykład do skazania na śmierć kobiety za cudzołóstwo. Natomiast, gdy podobne lub inne zbrodnie są na porządku dziennym w Arabii Saudyjskiej, Chinach czy Rosji, to wtedy dziwnym trafem zapomina się o prawach człowieka. Cóż, interesy w polityce międzynarodowej zawsze będą ważniejsze dla państw i polityków, bez względu na wyzwane przez nich hasła i ideały równości, wolności, sprawiedliwości.
Gdyby było inaczej, to już dawno Kurdowie, Palestyńczycy, Czeczeńcy, Tybetańczycy mieliby własne państwa, a tak zawsze będą znajdować się pod butem tych, którzy są silniejsi – bo tak po prostu jest wygodniej i bezpieczniej. Nie jest to żadna hipokryzja, gdyż w stosunkach międzynarodowych nie ma takiego określenia.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
Książka dostępna również jako audiobook!