Prawy sierpowy – Islam

opublikowano: 2006-04-10, 16:00
wolna licencja
Od przynajmniej kilku lat (a na pewno od 11 września 2001r.) tematem, który rozgrzewa umysły ludzi zainteresowanych najnowszymi wydarzeniami ze świata szeroko pojętej polityki, są stosunki między „naszym” światem (czyli kulturą – przynajmniej do niedawna – chrześcijańską) a muzułmańskim kręgiem kulturowym.
reklama

!< http://histmag.org/archiwalia/mag51/images/ja.jpg! Wydarzeniem, które zwróciło na ten problem uwagę wszystkich, był oczywiście zamach na World Trade Center. Potem miały miejsce wojny w Afganistanie i Iraku, zabójstwo holenderskiego reżysera Theo Van Gogha przez islamskiego fanatyka, kontrowersje w sprawie muzułmańskich chust we Francji, zamieszki na ulicach Francji, a ostatnio także dyskusja na temat karykatur Mahometa, jakie zamieściła na swoich łamach duńska gazeta. Równolegle rozgrywał się (i rozgrywa się nadal) konflikt palestyński. Te wydarzenia pokazują, że istnienie obok siebie kultury „zachodniej” i muzułmańskiej jest bardzo trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe.

Oczywiście, świat nie jest czarno-biały i pewnie obie strony ponoszą przynajmniej część winy za zaistniałą sytuację, ale ciężko jest zaprzeczyć, że to „oni” są w tym konflikcie zdecydowanie bardziej winni. Przypomnijmy, że w niektórych krajach muzułmańskich wyznawanie chrześcijaństwa jest karane śmiercią. Popatrzmy zresztą na to, jak nawet „liberalni” muzułmańscy przywódcy religijni zapatrują się na przypadek Abdula Rahmana. W krajach chrześcijańskich muzułmanie nie mają problemu z wyznawaniem swojej religii, a jeśli nawet są grupy czy osoby, które odnoszą się do wyznawców Mahometa z wrogością, to zazwyczaj spotykają się z ostrą reakcją ze strony mediów (najlepszy przykład to histeria, w jaką wpadły europejskie media po sukcesie wyborczym Le Pena we Francji). Ba, zdarzają się nawet osoby, które twierdzą, jakoby to Europejczycy winny byli temu, że młodzi Arabowie demolowali samochody na francuskich ulicach. Jak zawsze zresztą – winny nie jest przestępca, a złe społeczeństwo. To, że jakoś nie wszyscy wychowani w tym społeczeństwie ludzie lubują się w niszczeniu czyjegoś majątku, jest nieważnym drobiazgiem, który tylko psuje dobre samopoczucie.

reklama

Bogactwo oraz różne osłony socjalne w krajach zachodniej Europy kuszą mieszkańców biedniejszego świata islamskiego. W starzejącej się Europie tymczasem przydadzą się młode ręce do pracy. Wydawałoby się, że skorzystać na tej symbiozie mogą obie strony. Rzeczywistość jednak, mimo najszczerszych chęci ludzi od „społeczeństwa multikulturowego”, skrzeczy. O ile dla części imigrantów przystosowanie się do europejskiego systemu wartości nie było trudne (a trochę takich osób poznałem podczas sezonowej pracy w Niemczech), o tyle nadal duża ich część nie potrafi zrozumieć, że nie są u siebie i że powinni, o ile nie mogą ich kochać, przynajmniej przestrzegać zwyczajów gospodarza. Wielu z przybyszów ma problemy z komunikacją w języku swojej nowej ojczyzny, niektórzy nie chcą puszczać swoich dzieci do szkoły wraz z „niewiernymi”, zamykanie się przez nich w muzułmańskich gettach też jest, niestety, faktem.

We Francji żyje już ponad 5 milionów muzułmanów, podobnie jest w Niemczech czy Holandii. A liczba ta będzie się jeszcze zwiększać – nawet jeśli zahamuje się proces migrowania ludzi z krajów arabskich czy Turcji, to już ciężko będzie zabronić mieszkającym w Europie muzułmankom tego, by rodziły dzieci. A są one do tego zdecydowanie bardziej chętne niż ich europejskie koleżanki. Jeśli szukać historycznych analogii, to najbardziej oczywistą jest końcowy okres Imperium Rzymskiego. Tam też plemiona germańskie osiadały się w granicach Cesarstwa pokojowo. I też nikt z Rzymian nie potrafił sobie wyobrazić tego, że ich hegemonia może się kiedyś skończyć...

Być może kraczę, ale zdecydowanie lepiej jest być autorem katastroficznych przepowiedni, które się nie sprawdzą, niż milczeć, a potem pluć sobie w brodę. Sytuacja nie jest bowiem beznadziejna, a wieszczonej przeze mnie apokalipsy można uniknąć. Osobiście nie podoba mi się pomysł zamykania granic przed przybyszami spoza Europy – to tak naprawdę niewiele da. Dużo ważniejsze jest to, by Europejczycy przypomnieli sobie, jakie są ich korzenie, jakie wartości są dla nich najważniejsze. I by wyzbyli się tej chorobliwej manii uznawania siebie za wiecznych złoczyńców i morderców, a przedstawicieli innych kultur za niewinne baranki, które zła Europa prowadziła na rzeź.

reklama
Komentarze
o autorze
Jarosław Kowalczyk
Wieczny student - po skończeniu politologii na Uniwersytecie Wrocławskim rozpoczął matematykę na tamtejszej Politechnice. Interesuje się wszystkim po trochu, a podczas każdej wolnej chwili stara się wyjechać, najczęściej na wschód lub południe. Autor bloga Kawa i rakija

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone