„Powstanki” – określenie obraźliwe czy doceniające?
Do sprawy krytycznie odniosła się profesor ASP Krystyna Zachwatowicz, która brała udział w zrywie. Uważa, że określenie umniejsza rolę kobiet uczestniczących w powstaniu i wręcz je ośmiesza. W liście otwartym do feministek opublikowanym na łamach „Wysokich Obcasów” pisze: Dlaczego uczestniczki powstania warszawskiego nie mają być pełnoprawnymi powstańcami, tylko ich pomniejszeniem? Będąc powstankami, brały udział w powstanku? Feministyczna inwencja słowotwórcza zderzyła się tu z wyjątkowo delikatną materią: „powstanki” to już mocno starsze panie, których życie ktoś próbuje przykroić do swoich – całkiem im obcych – wyobrażeń. Żadna z nich nie miała dotąd pojęcia, że była „powstanką”, i wszystkie, z którymi rozmawialiśmy, były tym faktem zdumione, a niektóre poczuły się ośmieszone. Od „powstanki” niedaleko już wszak do „wańki-wstańki”.
Autorka pomysłu twierdzi, że „powstanka” nie tylko nie poniża walczących kobiet, lecz także uwypukla ich rolę w powstaniu. Weronika Grzebalska w wywiadzie dla portalu feminoteka.pl mówi: (…) uważam, że dopóki nie znajdzie się określenie dla tych kobiet, pamięć o nich będzie ginąć w męskiej formie „powstańcy”. Jestem też przeciwniczką używania form opisowych, takich jak „kobiety walczące w powstaniu” czy rzeczowników złożonych typu „kobiety-żołnierze”. Takie zabiegi sugerują, że udział kobiet w powstaniu był jakimś ewenementem, a one same – odstępstwem od męskiej normy. Tymczasem kobiety walczyły w wojnach od zawsze. Badaczka zwraca uwagę, że kobiety stanowiły ponad 22% uczestników powstania, zasługują więc na podkreślenie ich znaczenia.
Źródło: feminoteka.pl, wyborcza.pl
Redakcja: Tomasz Leszkowicz