Powstanie w Sobiborze. Bunt, który doprowadził do zamknięcia obozu śmierci [wspomnienia uczestników]
W Sobiborze już wcześniej zdarzały się próby ucieczek grupowych i indywidualnych. Tomasz Blatt, ocalały więzień, autor kilku książek o Sobiborze, wspomina o ośmiu znanych mu próbach wydostania się z obozu, w których łącznie udało się zbiec 14 osobom.
Pierwsze próby ucieczek skłoniły nazistów do wzmocnienia systemu bezpieczeństwa. Terenu strzegły trzy rzędy drutów kolczastych, a piętnastometrowy pas ziemi wokół obozu został zaminowany. Wydostanie się na zewnątrz miała utrudnić także głęboka fosa oraz łańcuchy i kłódki na drzwiach baraków. W akcie zemsty po każdej udanej lub nieudanej ucieczce odbywały się pokazowe, brutalne egzekucje.
Organizacja i przebieg powstania
Do powodzenia akcji niewątpliwie przyczynił się fakt, że jesienią 1943 roku do Sobiboru zaczęły przybywać liczne transporty ze Wschodu – z gett wschodniej Polski oraz Związku Radzieckiego. Oprócz Żydów do obozu zesłano sowieckich jeńców wojennych, w tym wysokiej rangi oficerów. Większość z nich posłano na śmierć, ocalało jednak 80 młodych i zdolnych do pracy mężczyzn, którzy odegrali główną rolę w organizacji powstania. Wcześniej w Sobiborze nie było ludzi wyszkolonych i wyćwiczonych do walki. Radzieccy żołnierze zachowali ponadto wiarę w zwycięstwo nad nazistami – słyszeli już o ich klęsce pod Stalingradem i wycofywaniu się wojsk niemieckich na Zachód.
23 września 1943 roku wraz z 2000 Żydów z Mińska do Sobiboru przybył Aleksander Peczerski, porucznik Armii Czerwonej, późniejszy przywódca powstania. W tym czasie w obozie zaczęła tworzyć się konspiracja, której przywódcą był Leon Feldhendler, dawny przewodniczący Judenratu w Żółkiewce. Nawiązał on kontakt z Peczerskim, który od samego początku snuł plany zorganizowanej ucieczki. W zachowanych wspomnieniach Peczerski pisał:
W ciągu zaledwie kilku dni naszego pobytu zdążyliśmy sobie wyrobić jasny pogląd, czym jest ten obóz (…) dowiedziałem się także, gdzie znajduje się składnica broni, kwatera straży, barak, gdzie mieszkają oficerowie i w ogóle o wszystkim, o czym należało wiedzieć.
Bunt został misternie zaplanowany. Wzięto pod uwagę chciwość nazistów oraz charakter i specyfikę ich pracy – doskonałą organizację, punktualność oraz ścisłe trzymanie się rozkładu dnia. Jak wspomina Tomasz Blatt:
Najważniejsze znaczenie miało to, żeby nie dały się zauważyć żadne widoczne zmiany w rytmie dnia (…) Najprościej mówiąc, plan zakładał zabicie cichcem jak największej liczby Niemców i Ukraińców w ciągu najwyżej jednej godziny.
Wiele zależało od dobrej współpracy osób, które z racji wykonywanej pracy miały wstęp do strategicznych dla organizacji powstania miejsc. Żydzi pracujący w warsztacie ciesielskim i w kuźni przygotowali specjalne, mieszczące się pod kurtkami noże i siekiery, dziewczęta pracujące w sortowni miały ukraść amunicję. W pracowni krawieckiej i szewskiej przymiarki nowych, skórzanych płaszczy i butów dla esesmanów zaplanowano tak, by zabijać ich co kilkanaście minut. Zadaniem elektryka było uszkodzenie obozowego generatora prądu.
Dla ostrożności ograniczono liczbę konspiratorów – o planowanej akcji wiedziało niecałe 10 procent Żydów przebywających wówczas w obozie. Postanowiono, że gdyby jakiś Żyd zagroził bezpieczeństwu buntu, zostałby zabity. Do spisku z konieczności wciągnięto kapo Pożyckiego i Bunia, którzy dzięki posiadanej władzy mogli ułatwić przemieszczanie się grup operacyjnych.
14 października 1943 roku o godzinie 16.00 wszystko było już przygotowane. Jako pierwszy w Lagrze I zginąć miał SS-Untersturmführer Niemann, na którego w pracowni krawieckiej czekali z siekierami Szubajew i Jehuda Lerner. Tomasz Blatt relacjonuje:
Niczego niepodejrzewający Niemiec rozpiął pas z pistoletem w kaburze i niedbale rzucił go na stół. Tak jak wszyscy krawcy od wieków Mundek klepał Niemanna i obracał nim do woli. W końcu poprosił esesmana, aby stał spokojnie, podczas gdy on zaznaczy poprawki kredą. Wtedy z tyłu padł potężny cios. Niemann zwalił się z rozrąbaną głową jak podcięte drzewo (…) Teraz nie było już odwrotu.
Następnie z rąk spiskowców zginął w warsztacie szewskim SS-Oberscharführer Graetschus wraz ze swoim zastępcą, Ukraińcem Klattem. Przymiarka nowego płaszcza była również śmiertelną przynętą dla SS-Unterscharführera Wolfa. Zdaniem Tomasza Blatta „doskonałym dowodem na niemiecką punktualność i zamiłowanie do porządku było to, że większość nazistów stawiła się w umówionym czasie na rendez-vous ze śmiercią”. W ciągu pierwszej godziny powstania w Lagrze II zlikwidowano czterech nazistów: Wolfa, Beckmanna, Vallastera i Steubela. Potem przyszła kolej na następnych. Według wspomnień Blatta od godziny 16.00 co około 6 minut ginął jeden Niemiec.
Zobacz też:
Przed godziną 18.00 do Sobiboru wrócił z Chełma nadzorujący pracę komór gazowych Bauer, który po odkryciu zwłok Beckmanna zaczął strzelać do więźniów rozładowujących jego ciężarówkę. Peczerski postanowił działać szybko. Wygłosił do zgromadzonych Żydów przemówienie, wzywając do buntu przeciwko Niemcom. Większość więźniów rozdzieliła się na dwie grupy – mniejsza skierowała się w stronę ogrodzenia Lagru I, gdzie druty kolczaste w pośpiechu przecinano łopatami i siekierami, większa zaś kierowała się w stronę wyjścia z Lagru I i bramy głównej.
Bauer i Frenzel w pośpiechu mobilizowali ukraińskich strażników i wspólnie zablokowali przejście do głównej bramy, gdzie rozstrzelano wielu uciekinierów. Blatt wspominał:
Ludzi ogarnęła panika (…) płot pod ciężarem wspinających się ludzi zawalił się, przygniatając mnie. Pomyślałem, że to już koniec. Jednak wypadek ten prawdopodobnie uratował mi życie. Leżałem pod drutami i deptany przez pędzący w panice tłum, widziałem tych ludzi rozrywanych wybuchami min (…) Pobiegłem przez dziury po minach, przeskoczyłem przez pojedynczy drut oznaczający koniec pola minowego i już byłem poza obozem. Teraz trzeba tylko dotrzeć do lasu.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Pościg i konsekwencje powstania
Niemcy od razu rozpoczęli poszukiwania. W pościg za zbiegłymi Żydami ruszyło ponad 100 żołnierzy zawodowych, 100 policjantów konnych, 150 Ukraińców i członków SS. Dwa dni później dołączyło jeszcze 500 dodatkowych ludzi z Drugiego i Trzeciego Szwadronu Konnego. Do tej imponującej liczby należy dodać oddziały lokalnej policji, oddziały posiłkowe, kolaborantów i samoloty Luftwaffe.
W dniu 21 października przeszukiwanie terenu dobiegło końca. Niemcy schwytali i stracili około 170 uciekinierów. Pozostałych 150 Żydów nie ujęto, jednak nie wszystkim udało się przeżyć wojnę – 5 poległo później w walce z Niemcami (jako partyzanci lub w armii), 92 zostało zabitych w trakcie ukrywania się (głównie przez miejscowy element). Alianci wyzwolili 53 uciekinierów. Całkowita liczba Żydów ocalałych z Sobiboru wynosi 62 (liczby pochodzą z relacji Tomasza Blatta w książce „Sobibór - Zapomniane powstanie”, wszystkie podane są w przybliżeniu). Marek Bem w książce „Sobibór” twierdzi, że z obozu w Sobiborze ocalało co najmniej 80 więźniów (do tych wniosków autor doszedł po porównaniu dostępnych informacji i uzupełnieniu ich o własne badania). Podczas II wojny światowej w obozie zamordowano 250 000 ludzi.
Bilans zabitych przez buntowników hitlerowców przedstawia się następująco: spośród załogi przebywającej w czasie akcji w Sobiborze (17 esesmanów, około 120 ukraińskich strażników) zabito 10 nazistów, 2 volksdeutschów i 9 Ukraińców. Kilkunastu członków załogi zostało rannych, niektórzy z nich zaginęli.
Rudolf Hoess, komendant Oświęcimia, powiedział później o powstaniu w Sobiborze: „Żydom udało się przemocą dokonać wielkiego przewrotu, w którym został zgładzony niemal cały personel niemiecki”.
Po otrzymaniu raportu o powstaniu Himmler nakazał jak najszybsze zlikwidowanie wszystkich istniejących dowodów zbrodni i zamknięcie obozu. Załoga likwidacyjna składała się z więźniów obozu w Treblince, których po skończeniu prac zamordowano. Ostatnią grupę więźniów na terenie obozu zabito 23 listopada 1943 roku.
Powstanie w Sobiborze miało dalekosiężne skutki i przyczyniło się do przyspieszenia eksterminacji Żydów. 3 listopada 1943 rozpoczęto operację „Erntefest” (Dożynki), która pochłonęła 10 000 Żydów w Trawnikach, 18 000 na Majdanku i 15 000 w pozostałych obozach – w ciągu 6 dni zamordowano łącznie 43 000 ludzi.
Dzieje ocalałych więźniów
Po ucieczce z obozu śmierci byli więźniowie znaleźli się w trudnej sytuacji. Warunki w okupowanej Polsce były niesprzyjające, pod koniec 1943 roku nie było już prawie żadnych społeczności żydowskich, dawne sztetle zostały „oczyszczone” z Żydów, a ich domy i majątki zniszczono lub zrabowano. Filip Białowicz mówi o powojennej Izbicy:
Byłem wreszcie wolny, ale nie wiedziałem, dokąd mam pójść. Z powrotem do Izbicy? Słodko wspominałem życie przed wojną, ale teraz nie było już do czego wracać (…) Moje rodzinne miasto na zawsze stało się dla mnie domem żałoby. Zanim nazistowska machina została zatrzymana, na zawsze odmieniła Izbicę i całą Polskę. Niemal wszyscy Żydzi z mojego miasta zginęli.
Niebezpieczeństwo stwarzały bandyckie grupy łupieżców oraz nie zawsze przyjaźnie nastawione do Żydów oddziały partyzanckie. Berl Freiberg tak wspomina pierwsze dni wolności:
Trzeciego dnia po ucieczce siedzieliśmy na polanie, opatrując rany, gdy zauważyliśmy uzbrojonego mężczyznę… Podszedł do nas i zaczęliśmy rozmawiać. Pytał kim jesteśmy i zdecydował, że zabierze nas ze sobą, do swojej grupy. Zapytał czy nie jesteśmy głodni i powiedział, że przyniesie nam jedzenie. Wrócił z całą bandą uzbrojonych wieśniaków i dał nam chleb. Siedzieliśmy jedząc, a oni pytali nas czy mamy broń i złoto. Kazali nam oddać broń. Powiedzieli, że taki jest zwyczaj, później nam wszystko oddadzą. Oddaliśmy im tych kilka sztuk lekkiej broni, jaką mieliśmy, chociaż wiedzieliśmy, że nie powinniśmy tego robić. Zaczęli do nas strzelać. Byliśmy w pułapce! Nie mieliśmy nic, czym moglibyśmy się bronić i skończyło się masakrą. Uciekliśmy z Sobiboru, aby zastrzelili nas tacy jak oni.
Brak poczucia bezpieczeństwa wzmacniała antysemicka postawa części mieszkańców Polski. Znalezienie schronienia utrudniała zastraszająca Polaków polityka niemiecka – za ukrywanie Żyda oraz udzielaną mu pomoc groziła śmierć. Tomasz Blatt pisze:
Nawet ci z uciekinierów, którzy mieli szczęście znaleźć schronienie u Polaków, często wpadali w śmiertelne niebezpieczeństwo. Zależy na jakich ludzi trafili, bandytów gotowych zabić dla pieniędzy czy też uczciwych chrześcijan.
Autor początkowo ukrywał się u chłopa Bojarskiego, u którego dwukrotnie cudem udało mu się uniknąć śmierci:
Ciągle do nas nie docierało, że Bojarski usiłował pochować nas żywcem, a dwukołowy wózek z kamieniem młyńskim miał zablokować wyjście z kryjówki i uniemożliwić naszą ucieczkę (…) Wrócili do mnie i za pasek owinięty wokół moich stóp wciągnęli do stodoły. Raz jeszcze przeszukali siano i wyszli. „Zakopiemy ich jutro, do tego czasu nie zgniją, a w dzień będziemy mogli przeszukać ich dokładniej”. Kiedy odeszli wyczołgałem się i pobiegłem do lasu.
Filip Białowicz wspomina w swojej książce „Bunt w Sobiborze: opowieść o przetrwaniu w Polsce okupowanej przez Niemców” o rodzinie Mazurków, która udzieliła mu schronienia po ucieczce z Sobiboru:
Odwiedzając Polskę, miałem szczęście osobiście wyrazić głęboką wdzięczność pani Marii Mazurek (niedawno odeszła, dożywszy stu lat) oraz jej dzieciom. Rodzina Mazurków na zawsze pozostanie dla mnie rodziną aniołów zesłanych przez Boga (…) W czasie jednej z naszych wizyt syn państwa Mazurków zapytał mnie: „Gdybyśmy to my byli wtedy w potrzebie, czy uratowalibyście nas, tak jak my pomogliśmy wam?”. Odpowiedziałem, iż mogę mieć tylko nadzieję, że zachowałbym się równie bohatersko jak oni”.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Losy zbiegłych więźniów potoczyły się różnie – część przetrwała dzięki pomocy Polaków, niektórzy padli ofiarą grabieży i zabójstwa przez miejscową ludność lub partyzantów, a jeszcze inni dołączyli do oddziałów partyzanckich lub przedostali się na teren Związku Radzieckiego. Niektórzy, jak na przykład Tomasz Toivi Blatt i Filip Białowicz, spisali swoje wspomnienia. Na podstawie relacji Tomasza Blatta powstał film w reżyserii Jacka Golda pod tytułem „Ucieczka z Sobiboru”, który otrzymał dwa Złote Globy i kilka nominacji do Nagrody Emmy. Tomasz Blatt i Filip Białowicz mieszkają obecnie w Stanach Zjednoczonych. W latach 2003–2008 wydane zostały wspomnienia również innych ocalałych Żydów (obok pierwszych wydań wznowienia i tłumaczenia): Reginy Zielinski, Kurta Ticho i Kalmena Wewryka.
Aleksander Peczerski, przywódca powstania, niedługo po jego wybuchu przedostał się do Związku Radzieckiego i dołączył do partyzantki, a następnie do Armii Czerwonej, po czym na wiele lat został wtrącony do więzienia za zdradę ojczyzny (jak wynika z rozmów z Tomaszem Blattem). Zmarł w 1990 roku. W 1979 roku Tomasz Blatt przeprowadził z nim wywiad, którego fragmenty znajdują się w książce Blatta „Sobibór – Zapomniane powstanie”. Peczerski zawarł swoje wspomnienia w książce „Powstanie w obozie sobiborskim”.
Leon Feldhendler po ucieczce z Sobiboru dotarł do okolic Kraśnika, gdzie ukrywali go polscy chłopi. Później dołączył do oddziału partyzanckiego pod dowództwem porucznika Radeckiego. Został zastrzelony w swoim mieszkaniu w Lublinie wkrótce po wyzwoleniu.
Z kolei jeden z najokrutniejszych oprawców Karl Frenzel po wybuchu buntu został wysłany do Włoch. W 1966 roku skazano go na dożywocie za własnoręczne zabicie 9 więźniów i współpracę w zamordowaniu około 150 000. W 1996 roku Frenzel został zwolniony ze względów zdrowotnych. Zmarł w tym samym roku w domu starców w pobliżu Hanoweru, gdzie mieszkał. W 1983 roku Tomasz Blatt przeprowadził wywiad z człowiekiem, który wysłał jego rodzinę do komór gazowych. Fragmenty wywiadu znajdują się w jego książkach „Ucieczka z Sobiboru” i „Sobibór – Zapomniane powstanie”.
Erich Bauer został przypadkowo rozpoznany na ulicy w Berlinie przez dwóch byłych więźniów – Samuela Lerera i Ester Raab i skazany w 1950 roku na dożywocie. Zmarł w więzieniu w 1980 roku.
Wymiar sprawiedliwości nie dosięgnął wszystkich hitlerowców z Sobiboru. Niektórzy z nich popełnili samobójstwo lub uciekli, jak na przykład Gustav Wagner, który po wojnie zbiegł do Brazylii. W 1978 roku rozpoznał go znany łowca nazistów Szymon Wiesenthal. Rząd brazylijski odrzucił wnioski Polski, Austrii i Izraela o ekstradycję nazisty, a Sąd Najwyższy odmówił wydania go władzom RFN. W wywiadzie dla BBC z 18 czerwca 1979 r. Wagner powiedział o Sobiborze: „Nie miałem żadnych uczuć. Była to po prostu kolejna praca. Wieczorem nigdy o tym nie rozmawialiśmy, tylko piliśmy alkohol lub graliśmy w karty”. W 1980 roku Wagner popełnił samobójstwo.
Większości ukraińskich strażników nigdy nie odnaleziono. Prawdopodobnie wielu z nich podawało się za wysiedleńców i wyemigrowało na Zachód. Z kilkuset byłych wartowników schwytano i osądzono zaledwie osiemnastu (siedemnastu skazano na śmierć, jednego na 15 lat więzienia).
Archiwalia związane z Sobiborem gromadzi i opracowuje tworzone we Włodawie Archiwum Sobiborskie (wspólne przedsięwzięcie Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego i Stowarzyszenia Upamiętnienia Sobiboru). Jest to pierwsze na świecie, kompleksowe i wielodziałowe archiwum dotyczące obozu w Sobiborze, w którym znajdują się między innymi zeznania, relacje, wywiady, wspomnienia, filmy, zdjęcia, publikacje naukowe i beletrystyczne. Kierujący pracami archiwum Marek Bem zgromadził 164 relacje 65 byłych więźniów (według danych z 2010 roku). W latach 2007-2008 spotkał się osobiście z większością żyjących świadków. Dla upamiętnienia ofiar w 1993 roku na terenie dawnego obozu utworzono Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady w Sobiborze, które stanowi filię Państwowego Muzeum na Majdanku.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz