„Powinniśmy przypominać Europie i światu o roku 1939” – rozmowa z dr. Maciejem Korkuciem
Paweł Czechowski: II wojna światowa, czy bardziej szczegółowo, dzieje Polski w czasach tego konfliktu, to temat chętnie podejmowany przez historyków. Dlaczego także i Pan postanowił się nim zająć poprzez publikację „Walcząca Rzeczpospolita 1939-1945”?
Maciej Korkuć: Ta publikacja jest tylko drobną syntezą pracy, którą przygotowuję. II wojna światowa to temat, którym się zajmuję od wielu lat. Nie da się pisać np. o podziemiu powojennym bez zrozumienia czym była II wojna światowa.
P.Cz..: Książka od początku dostępna jest – oprócz polskiego – w siedmiu językach. Skąd decyzja o wydaniu aż tylu wersji językowych?
M.K.: To krótka synteza w ogóle pisana z myślą o cudzoziemcach, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej o polskim doświadczeniu historycznym. II wojna światowa to temat uniwersalny, a jednocześnie podzielony na szereg odrębnych doświadczeń narodowych, państwowych, lokalnych. Często nierozumianych przez inne narody, bo postrzeganych przez pryzmat „własnej” II wojny światowej. Kiedy ktoś się Polską zajmuje, powinien mieć dostęp do ujęcia syntetycznego, aby rozumieć podstawowe różnice między naszym miejscem w tym konflikcie a miejscem innych państw i narodów. Wersja polska ma być szansą na uzupełnienie tego, czego dzieci i młodzież w szkołach nie są uczone. Niektórzy nawet nie docierają nigdy do nauki o II wojnie. Tymczasem – tak jak moja córka – trzykrotnie przerabiają Egipt i Mezopotamię.
P.Cz..: Czytelnik zaczyna lekturę od zapoznania się z tematem ładu wersalskiego. Dlaczego decyzje, które ostatecznie podjęto w Wersalu po zakończeniu I wojny światowej, są tak ważne w zrozumieniu konfliktu z lat 1939-1945?
M.K.: Decyzje Wersalu są ważne dla opisu początku tego ładu u progu lat 20. Dla zrozumienia wydarzeń i opisu końca lat 30. i początku II wojny ważna jest świadomość, kto chciał ład wersalski obalić. Co te państwa chciały osiągnąć? I dla kogo, i z jakich powodów, obalenie tego porządku było zadaniem priorytetowym. Oczywiście nie jest żadnym odkryciem, że dla totalitaryzmu niemieckiego i totalitaryzmu sowieckiego istnienie tego porządku, w tym Polski, która była jego składnikiem, było przeszkodą w realizacji NAJWAŻNIEJSZYCH celów ideologicznych: niemieckiej przestrzeni życiowej na Wschodzie (Hitler), rozszerzenia rewolucji (Lenin, Stalin). Przypominanie o tym irytuje „wyznawców” bajdurzenia o potencjalnej przyjaźni Polski z Hitlerem.
P.Cz..: W książce można znaleźć sformułowanie, że we wrześniu 1939 roku „Hitler stawiał wszystko na jedną kartę”. Czy niemiecki dyktator miał rzeczywiste podstawy do obaw, że Francja i Anglia masowo uderzą od zachodu, lub że jego sowiecki sojusznik w jakiś sposób zawiedzie?
M.K.: Miał podstawy, żeby się tego obawiać. Dlatego tak wiele miejsca poświęcił Zachodowi w dyrektywie nr 1 do rozpoczęcia wojny z 31 sierpnia 1939 r. W polityce można grać hazardowo, licząc, że przeciwnik nie potrafi zadbać o dobrze pojętą własną rację stanu. Jednak trzeba liczyć się z tym, że w pewnym momencie następuje przebudzenie.
Pamiętajmy, że Francja i Wielka Brytania powinny na Niemcy uderzyć (Brytyjczycy poprzez użycie lotnictwa, Francuzi poprzez użycie lotnictwa i armii lądowej) WE WŁASNYM interesie, a nie przez sentyment do Polski. Nie bacząc na stan przygotowania do wojny. Przecież nikt, kto nie jest agresorem, na 100% nigdy nie jest przygotowany do wojny. W 1939 r. nawet Niemcy też jeszcze gotowe nie były. Francja i Wielka Brytania już się z letargu jakby obudziły – wszak wojnę wypowiedziały. Ale nie przeszły do działania, które dałby im szansę wykorzystać niepowtarzalną okazję: uderzenia na odsłoniętego przeciwnika zaangażowanego na froncie wschodnim. Bo taka okazja, że gros sił niemieckich będzie rzucone na wschód, przy pozostawieniu niemal całkiem odsłoniętego zachodu – mogła się nie powtórzyć. I się nie powtórzyła.
To wymagało dojrzałości i minimalnej dalekowzroczności. Jeszcze 4 września brytyjscy politycy się takimi cechami wykazali. Później jednak francuski głównodowodzący – a częściowo też brytyjscy wojskowi – ukręcili łeb pomysłom na bezzwłoczne odciążenie polskiego sojusznika.
Zrobili to na własną zgubę. Na zgubę Francji w 1940 roku – na pewno. Ale widmo katastrofy zajrzało wówczas także w oczy Wielkiej Brytanii. Wiemy w jakich okolicznościach Zachód pozostał bierny w '39 roku. Wiemy, że sami Niemcy uważali, że prawdziwy atak z Zachodu mógł zmienić losy tej wojny już w 1939 roku. Anglicy i Francuzi zaprzepaścili szansę narażając swoje państwa na katastrofę. My wiemy w jakich okolicznościach to się stało. Jednak – przestańmy wreszcie to usprawiedliwiać.
Historia się toczy dalej. Dzisiaj znowu liczymy na sojusze. Jeśli jeden z krajów NATO zostanie zaatakowany – wszystkie inne powinny być gotowe do wystąpienia w jego obronie. Który z krajów NATO jest przygotowany do PRAWDZIWEJ WOJNY? Żaden. Wszyscy liczymy, że takiego konfliktu nie będzie. Ale nauka z historii powinna być wyciągnięta: jeśli sojusz ma być realny: WE WŁASNYM interesie trzeba reagować. Nawet jeśli nie jesteśmy w 100% gotowi (bo – znowu – taki stan nie istnieje).
Powinniśmy przypominać Europie i światu o roku 1939 – także z myślą o przyszłości – aby każdy potencjalny agresor widział, że wnioski są wyciągane. I aby dało to mu do myślenia zanim coś zrobi przeciw nam czy innym krajom NATO. Możemy opisywać stan umysłów zachodnich dowódców z 1939 r. i defensywną doktrynę wojenną. Ale przestańmy to traktować jak usprawiedliwienie Francji, która sama sobie (a jeszcze bardziej także nam) zgotowała tragiczny los. Tam powinna się na ten temat pojawić rocznicowa refleksja.
Polecamy książkę Macieja Korkucia pt. „Walcząca Rzeczpospolita 1939-1945”. Szczegółowe informacje na temat publikacji możecie znaleźć na stronie Instytutu Pamięci Narodowej.
Zobacz też pozostałe książki, dostępne w ofercie Instytutu Pamięci Narodowej:
P.Cz..: Po klęsce września Polacy nie złożyli broni, walcząc w podziemiu, a kontynuatorem II RP zostało Polskie Państwo Podziemne. Co wyjątkowego było w tej strukturze?
M.K.: Kompleksowość zagospodarowania w warunkach tajnego funkcjonowania w konspiracji tak wielu dziedzin życia. I wytrwałość w dążeniu do niepodległości mimo pogarszających się od 1943 roku okoliczności politycznych. To wciąż mało doceniane fragmenty naszego postrzegania tamtego czasu. Polacy stworzyli jakby pełnowymiarową rzeczywistość równoległą do tego świata, w którym rządzili na naszych ziemiach niemieccy okupanci.
P.Cz.: Bitwę pod Stalingradem często wymienia się jako przełomowy moment II wojny światowej. Czy zgodziłby się Pan z tym stwierdzeniem? Jakie wydarzenia Pana zdaniem można uznać za przełomowe w kontekście tego konfliktu?
M.K.: Stalingrad był przełomem – to bezdyskusyjne. Jednak ocena tego co się stało, co ten przełom dał, czy miał pozytywny czy negatywny wpływ na dzieje poszczególnych państw, powinna być zależna od punktu odniesienia. Dla Niemców to początek klęski. Dla Sowietów – początek powrotu do polityki imperialnych podbojów. Dla Brytyjczyków i USA – ważny etap drogi do zwycięstwa nad Niemcami. Dla Rzeczpospolitej Polskiej – niestety – prapoczątek nowego zniewolenia, początek sowieckiej agresji wewnątrz koalicji, realizowanej przeciw Polsce najpierw na polu dyplomacji, propagandy i stosunków międzypaństwowych a potem – od 1944 r. – także poprzez działania militarne i policyjne.
W naszym interesie było aby front wschodni wykrwawiał obu naszych totalitarnych agresorów z 1939 roku, i żeby był jak najdalej od Polski. Naszą szansą na niepodległość było to, aby na naszej ziemi pojawiły się anglosaskie wojska alianckie i nasze jednostki Wojska Polskiego odbudowane na Zachodzie – zanim dojdzie do Polski wroga naszej niepodległości Armia Czerwona. Na to liczyliśmy promując szybkie tworzenie drugiego frontu na Bałkanach, a nie we Francji. Takie koncepcje były. Jednak – niestety – drugi front z prawdziwego zdarzenia pojawił się dopiero w 1944 r. i ostatecznie daleko. To nam – delikatnie mówiąc – nie pomogło.
P.Cz..: W Pańskiej książce czytelnik może znaleźć także różnego rodzaju dane i statystyki...
M.K.: Książeczka ma być prosta, krótka i przystępna – również graficznie. To są jedynie proste zestawienia. Zależało mi aby były tam mapy i infografiki, które samym obrazem coś wyjaśnią czytelnikowi – również temu zagranicznemu.
P.Cz..: Niedawno minęła 80. rocznica wybuchu II wojny światowej, co jeszcze bardziej wzmogło zainteresowanie tematyką dotyczącą lat 1939-1945. Jakie są Pana zdaniem wątki tego konfliktu, które pozostają niezbyt znane szerokiemu gronu odbiorców, a powinny się cieszyć zdecydowanie większą uwagą?
M.K.: Wątków szczegółowych, ciekawych biografii i zdarzeń niezbyt znanych są tysiące. Ale podstawą jest mieć spojrzenie szersze – „z lotu ptaka”. Na poszczególne kraje, na ciągi zdarzeń, związki przyczynowo-skutkowe. Tak, by rozumieć sens i logikę całości. Wtedy szczegółowe informacje można osadzić w szerszym kontekście i zrozumieć. My wciąż za słabo rozumiemy doświadczenie państwowe Polski w latach wojny. Wciąż za dużo jest ścieżek wydeptanych przez propagandę PRL: często nawet historycy tymi ścieżkami podążają nie zauważając, że to są wciąż te pokomunistyczne schematy myślenia o wydarzeniach. To doskonale żerowisko dla rosyjskiej narracji neostalinowskiej.