Polityka publicystyczna

opublikowano: 2018-06-28, 08:15
wolna licencja
Polityka historyczna ładnie wygląda w felietonach i wywiadach. Przypadek styczniowej nowelizacji ustawy o IPN pokazuje, że rzeczywistość bywa bardzo brutalna.
reklama

Obecna ekipa rządowa szła do wyborów z hasłami polityki historycznej. Uczyniła zresztą z niej jeden z fundamentalnych elementów swojej tożsamości na scenie partyjnej. Zarówno wśród polityków, jak i publicystów bliskich Prawu i Sprawiedliwości, potrzebę realizowania szeroko zakrojonej polityki historycznej deklarowano wielokrotnie.

W jej wizji nie chodziło jednak wyłącznie o kształtowanie pamięci. Iść miały za nią wielkie projekty – wysokobudżetowe filmy, programy rekonstrukcji architektury historycznej czy wreszcie inwestycje muzealne. Elementem polityki miało być także stworzenie instytucji kreujących narrację historyczną, a także legislacji, która by to ułatwiała.

Zgromadzenie posłów i senatorów w Sejmie (fot. Kancelaria Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

Opowieści o potrzebie polityki historycznej towarzyszyło oczywiście wskazywanie, jak dotychczasowe elity tego nie robiły, a jeśli już robiły, to nieudolnie. Na tej płaszczyźnie szczególnie chętnie wracano do pojawiającego się niekiedy w mediach zagranicznych pojęcia „polskich obozów koncentracyjnych”, zarzucając, że rządząca wówczas Platforma Obywatelska nie tylko sobie z tym nie radzi, co wręcz po cichu akceptuje.

Postulaty polityki historycznej trafiają oczywiście na podatny grunt. Historia jest pełna emocji, buduje poczucie tożsamości i jedności, a na dodatek doskonale komponuje się z wszelką narracją godnościową. Przeszłość może leczyć kompleksy poczuciem dumy z osiągnięć zbiorowości, do której się należy. Niestety bywa też podatna na uproszczenia, skróty myślowe i hasła sięgające do najprostszych uczuć, z czego polityka chętnie korzysta.

Być może dlatego, dopóki polityka historyczna jest na papierze i w wymyślnych oracjach, to wygląda pięknie. Gorzej jeśli ma być realizowana na poziomie praktyki. Boleśnie przekonali się o tym twórcy nowelizacji ustawy o IPN wprowadzającej sankcje karne za oskarżanie narodu polskiego o nazistowskie zbrodnie. Ustawa wzorowana była na wielu podobnych rozwiązaniach prawnych, które w swoim założeniu bronić miały prawdy historycznej oraz dobrego imienia zbiorowości. W tym duchu powstawała przecież legislacja związana z reakcją na negowanie Holocaustu. Podobne przepisy przyjmowali Francuzi, sankcjonując kwestionowanie rzezi Ormian. Swojej historii bronili też Turcy czy Rosjanie.

Oczywiście każdy z tych przypadków miał swoją specyfikę, w związku z czym ich porównywanie bywa mało sensowne, acz łączyła ich jedna cecha wspólna – miały zaspokajać wzburzone emocje grup elektoratu. Podobnie było z polską ustawą, która miała być ochłapem rzuconym na żer tej części prawicowego elektoratu łechtanego hasłami dumy narodowej, czy nieskazitelności narodu. Dodatkowo miała być też kłopotem dla opozycji, bo na ogół z ustawami sięgającymi do ochrony uczuć wspólnoty narodowej ciężko się dyskutuje.

reklama

W tej konkretnej sytuacji zresztą problem był o tyle trudny, że media co rusz epatowały rzekomym nadużywaniem „na Zachodzie” pojęcia „polskich obozów koncentracyjnych”. Niezależnie jak ocenimy skalę tego zjawiska, a tym samym jego siłę, to problem niewątpliwie istnieje. Nowelizacja miała go załatwić raz na zawsze.

I tu zaczęły się schody. To, co łatwe do opisania w publicystyce, nadmuchania okrągłymi słowami w social media, dużo trudniejsze jest do realizacji w praktyce. Po pierwsze okazało się, że materię, którą chciano sankcjonować trudno jest opisać precyzyjnymi określeniami prawniczymi, a te które zastosowano budziły wątpliwości. Jak bowiem definiować naród, zwłaszcza w kontekście historycznym? Czy pojedynczy przypadek jest oskarżaniem całego narodu? Jak potraktować negatywne zjawiska historyczne? Wątpliwości budził też punkt, który zwalniał z sankcji działalność naukową i artystyczną. Zadawano pytanie, czy książki Grossa (które występowały w roli przykładu szkalowania dobrego imienia) to opracowanie naukowe, czy może już publicystyka? Wreszcie słusznie zwracano uwagę, że problem „polskich obozów…” dotyczy jedynie prasy zagranicznej, a zagranicą przyjęte w Polsce prawo nie obowiązuje, ustawa jest więc „bezzębna”.

Budynek Sejmu RP (fot. Kpalion, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).

Dodatkowo przyjęcie nowelizacji wzbudziło skandal w relacjach międzynarodowych. Procedowanie jej w dniu obchodów Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu, w napiętej atmosferze kryzysu politycznego w Izraelu, w okolicznościach zacieśniania stosunków na linii USA-Izrael, nie mogło się inaczej skończyć. Ostatecznie zresztą to właśnie te reperkusje, a nie fakt tego, że stworzono nieskuteczny bubel prawny, zdecydowały o jego wczorajszej, nagłej zmianie.

Jest to prosty dowód na to, że polityki historycznej nie da się tworzyć na podstawie wpisów na Facebooku i Twitterze. Jeśli ma ona mieć charakter globalny, musi uwzględniać także klimat międzynarodowy. Nie może być zrywem, który może być postrzegany jako próba ograniczenia debaty publicznej. Wreszcie musi być dobrze przemyślana, a nie budowana wyłącznie w oparciu o emocje.

Jak na ten moment polityka historyczna obecnej ekipy przypomina marzenie małego dziecka o wielkim słodkim torcie czekoladowym. W marzeniach wygląda wspaniale, po kilku kęsach okazuje się być mdły, a i nie wygląda wcale tak efektownie.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Paweł Czechowski

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone