[Polityka historyczna] Polityka historyczna czy szafa z kostiumami?
Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej
Nie podejmuje się tutaj pełnego zdefiniowania terminu „polityka historyczna”. Na łamach Histmaga takie próby podjęli moi redakcyjni koledzy: Tomek Leszkowicz, Sebastian Adamkiewicz i Przemek Mrówka. W szerszej perspektywie można też znaleźć na ten temat wypowiedzi zarówno Jana Pawła II jak i profesora Zbigniewa Krasnodębskiego czy Marka Cichockiego, różniące się od siebie niekiedy niebagatelnie.
Najbliższym wydaje mi się koncept przedstawiony przez Dariusz Gawina, mówiący, że polityka historyczna oznacza „posługiwanie się przez demokratyczne (ale nie tylko) społeczeństwa własnymi interpretacjami wydarzeń z przeszłości do osiągania m.in. bieżących celów politycznych”. Gawin zwrócił uwagę na szalenie istotny aspekt polityki historycznej, czyli jej kierunek jakim jest teraźniejszość. Historia nie jest przedmiotem konserwacji i kontemplacji, a narzędziem i środkiem do uzyskania konkretnych celów.
Interpretować tę wykładnię można przynajmniej na dwa różne sposoby. Zgodnie z pierwszym, o wiele mniej przychylnym, historia jest traktowana w sposób instrumentalny. Staje się obuchem, dzięki któremu polityk może osiągać kolejne beneficja. Zgodnie z drugą, będzie ona nauczycielką i dzięki odpowiednim działaniom powstrzyma przed popełnianiem błędów. Koniec końców Historia magistra vitae est, jak mawiał dawno w grobie pogrzebany Cyceron.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że w skład terminu polityka historyczna wchodzą dwa człony: „polityka” oraz „historyczna”. Czytelnik pewnie dziwi się na wskazanie takiej oczywistości, jednak to właśnie w tego typu oczywistościach tkwią niejednokrotnie niezwykle ciekawe idee.
Skoro istnieje polityka historyczna, to można w niej w różny sposób stawiać akcenty. Od tego, który się nią zajmuje zależy, czy jest bardziej polityką czy bardziej historyczną – który z członów należy określić jako dominujący, a który w stosunku do niego jest podrzędny. Albo mówiąc już nieco zaśniedziałym, ale ciągle wydajnym słownikiem marksistowskim: trzeba ustalić co jest bazą a co jest nadbudową.
Wydaje się, że nad Wisłą bazą nie jest polityka, a historia. Co to oznacza w praktyce? Że głównym celem polityki historycznej jest konserwowanie pozytywnego obrazu przeszłości a nie wykorzystywanie go do budowania lepszej teraźniejszości. Politykę historyczną zawęża się do prezentowania w pozytywnym świetle polskich dziejów i walki z przeinaczeniami. Niekiedy jest to nad wyraz słuszne, jak w przypadku walki z błędnymi informacjami na temat obozów koncentracyjnych. Czasami jednak zostaje zredukowane do ogólników i efektownego manifestowania dawnej chwały.
Wbrew defetystom Polacy wcale nie zapominają o swojej historii. W stosunku do Belgii, Holandii, krajów skandynawskich czy Francji młody Polak wie znacznie więcej o przeszłości swojego kraju. Przemysł patriotyczny obejmujący płyty, koszulki czy bluzy spowodował, że bardziej zapomniani od Wyklętych są żołnierze Armii Ludowej, a dziesiątki ludzi wie, że husaria wielką polską chlubą była (niczym Adam Mickiewicz).
Dzisiaj polska polityka historyczna nazbyt często polega na przebieraniu się w buty dziadka i dopinaniu sobie jego medali. Co prawda Polska jest teraz słaba, ale przecież „w roku dwudziestym bolszewika gonił dziadunio” albo „strzelał do komuchów po lasach” itd. Polak przybiera te paradne kostiumy, a to stojąc jako husarz pod Pałacem, a to maszerując jako ułan. Szczególnie lubi chwalić się dawną chwałą bitewną swoich antenatów, bo efektowne to, a i strzelanie lub cięcie szablą nie wymaga wybitnego intelektu.
Taka polityka historyczna, uprawiana jako notoryczne mówienie jaka ta nasza historia była piękna na nic się nie zda. Niemca i Francuza nie interesuje, że w roku 1605 pod Kircholmem pokonaliśmy armię szwedzką. Tym bardziej nie interesuje to Szwedów, tak długo jak jest to jedyna wartość jaką może się wylegitymować Polak. Polityka historyczna, której bazą jest historia a nie polityka, tworzy z Polaków stado melancholików wzdychających za dawnymi czasami. Pożytek żaden, szkody wiele.
Co ważne, wcale nie było tak zawsze w historii Polski. Odwołajmy się tu do czasów II RP. Doświadczenia dawnych wieków używano wtedy do budowy teraźniejszości. Pamięć o przeszłości miała być podstawą do tworzenia nowej rzeczywistości i nowej Polski. Polityka historyczna polegała na wyciągania nauk z przeszłości a nie przebieraniu się w kostiumy dziadków. Nie sprzedawano mundurów powstańców styczniowych ale szyto im specjalne, które miały łączyć ich z nowym Wojskiem Polskim.
Polityka historyczna, gdzie dominującą rolę odgrywa chęć uzyskanie konkretnych celów w teraźniejszości, każe używać historii jako narzędzia zmian. Nie musi to wcale oznaczać instrumentalnego traktowania przeszłości – oznacza jednak jej nieabsolutyzowanie. Każe uświadomić sobie, że nie wszystko co było doświadczeniem naszych przodków jest godne pochwały i nie wszystkie ich wybory powinny być powtarzane. Polityka historyczna winna być refleksją nad przeszłością i wyciąganiem z niej wniosków, a nie odgrywaniem jej i chodzeniem w niezasłużonej chwale. Jeżeli chcemy stawiać za wzór Rotmistrza Pileckiego, to nie redukujmy go do walki z komunizmem i męstwa w obliczu wielkich wydarzeń, ale i tego co robił w czasie pokoju – żmudnej nauki i pracy na rzecz Polski.
Gdybym miał wskazać czego bym oczekiwał od polityków w kwestii zmiany polityki historycznej, to na pewno nie byłoby to szycie kolejnych kostiumów, aby Polak mógł się poprzebierać rano za kosyniera, a po południu za ułana, przypinając Virtuti Militari stryja i Orła Białego dziada. Chciałbym, aby polityka historyczna polegała na wskazaniu tego, co w kosynierach i ułanach jest godne naśladowania, jakie wartości i idee mogą okazać się przydatne dla budowy coraz to wspanialszej Polski, a które mogą być dla niej szkodliwe. Przyjmowanie wszystkiego au masse jako obiektu bezgranicznej czci jest, moim zdaniem, wypaczeniem.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz