[Polityka historyczna] Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: mówmy o sprawach, które są zamiatane pod dywan
Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej
Może zabrzmi to banalnie, ale polska polityka historyczna musi być przede wszystkim oparta o prawdę, nie zaś o mity i różne polityczne gierki. Historia Polski wymaga prawdy – mówienia o wszystkich sprawach, również tych niewygodnych, oraz pokazywania polskich doświadczeń i polskiego punktu widzenia. Wbrew pozorom nasi sąsiedzi, podobnie jak wiele innych krajów świata, prowadzą politykę historyczną, w której pewne kwestie się fałszuje i przemilcza, inne zaś wyolbrzymia. Nierzadko polityki te są sprzeczne z polskimi doświadczeniami.
Jak opowiadać polską historię za granicą? Przede wszystkim pokazywać fakty, których nie znajdziemy w mediach i podręcznikach innych krajów, a także mówić o tym, co nas boli – a więc o sprawach, które są, mówiąc kolokwialnie, zamiatane pod dywan. Najtrudniejszą chyba kwestią, dotyczącą naszych relacji z Europą, jest rola, jaką Polska odegrała w historii naszego kontynentu. Dla nas wyjątkowym momentem jest epoka jagiellońska i czas powstań narodowych, mamy też własne doświadczenia związane z pierwszą i drugą wojną światową. I o tych sprawach powinniśmy mówić, bo w innych krajach są one kompletnie nieznane.
W zeszłym roku obchodzono stulecie wybuchu pierwszej wojny światowej. W wielu państwach organizowane są uroczystości pokazujące doświadczenie tych krajów, natomiast w Polsce ta rocznica jest kompletnie lekceważona. Musimy pokazywać, że podczas pierwszej wojny światowej Polacy byli w trzech różnych armiach zaborczych i często toczyli ze sobą bratobójcze walki, a jednocześnie był to dla nas czas związany z odzyskaniem niepodległości. Należy przypominać ówczesne działania, począwszy od Legionów Piłsudskiego, poprzez wszystkie inne formacje walczące na różnych frontach, Orlęta Lwowskie, czyli powstanie 1918 roku, powstania wielkopolskie i śląskie, aż do wojny polsko-bolszewickiej. Dlaczego w Polsce pomija się tych kilka bardzo ważnych momentów?
To wina tak zwanej poprawności politycznej. Przykładem są tu spychane na margines Orlęta Lwowskie, których upamiętnianiem zajmują się głównie rozmaite stowarzyszenia, nie zaś władze państwowe. Nie wymienia się Orląt Lwowskich w apelu pamięci przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Jest to sytuacja, w której Polska, nie chcąc pokazywać tej historii, przepraszam za określenie, sama się okalecza! Odnoszę wrażenie, że w Polsce panuje autocenzura – zwraca się uwagę na to, by nie urazić sąsiadów i innych krajów oraz omijać pewne tematy. Nie dbamy o to, co jest prawdą i wartością dla Polski, zastanawiamy się natomiast, czy coś przypadkiem jakiegoś środowiska lub kraju nie dotknie. Orlęta Lwowskie są tu moim zdaniem przykładem najbardziej jaskrawym – a było to przecież powstanie zwycięskie. Tymczasem doprowadziliśmy do tego, że nawet nie wymienia się tamtego lwowskiego zrywu w katalogu polskich powstań!
Jeśli chodzi o drugą wojnę światową, to sprawą absolutnie przemilczaną ze względu na poprawność polityczną jest ludobójstwo, którego w latach 1939–1947 dokonali nacjonaliści ukraińscy. Sprawa ta jest przez polityków całkowicie wypchnięta z podręczników i świadomości społecznej – i właśnie ich winę chciałbym szczególnie podkreślić. A przecież nie można dzielić ofiar drugiej wojny światowej na „lepsze”, które zginęły z rąk Niemców czy Rosjan, i „gorsze”, zabite przez Ukraińców. Natomiast jeśli chodzi o sprawy bardziej współczesne, to moim zdaniem kardynalnym błędem jest oparcie całości relacji ze Wschodnią Europą, również w obszarze rozważań historycznych, na tak zwanym micie Jerzego Giedroycia. Moim zdaniem jest on nieaktualny i w wielu miejscach fałszywy. Dominuje on jednak w myśleniu o polityce wschodniej – gdyby zapytać przeciętnego polityka, co myśli o relacjach ze wschodnimi sąsiadami, to zawsze powie on „Giedroyć kazał, Giedroyć powiedział, Giedroyć napisał”. Nie można w nieskończoność opierać się na jednej z wielu koncepcji. A właśnie ze względu na jej dominację badania historyczne na tematy wschodnie są spychane na margines, stając się dosłownie szczątkowymi, a uniwersytety i instytucje naukowe nie zajmują się tematyką polsko-ukraińską czy polsko-litewską w XX wieku, ponieważ uciekają od tego tematu w związku z naciskami politycznymi.
Notował: Tomasz Leszkowicz