[Polityka historyczna] A jaki właściwie przyświeca nam cel?
Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej
Z poprzednich artykułów wyłania się bardzo konkretny i przejrzysty model pojęcia „polityka historyczna”. Znamy już jej definicję – jest to umiejętne eksponowanie i interpretowanie wydarzeń historycznych w celu osiągnięcia zamierzonego ukształtowania opinii publicznej w kraju i zagranicą. W dyskusji przewijają się też poglądy, czy ta dzisiejsza polityka historyczna jest robiona dobrze, czy źle. Padają przykłady spychania lub uwypuklania pewnych zdarzeń… Ale jeszcze nikt nie zadał skądinąd oczywistego pytania o CEL. Co właściwie chcemy osiągnąć dzięki naszej polityce historycznej? Jakie krótko- i długoterminowe polityczne, narodowe cele chcemy wspierać? A jeżeli już te cele jasno wskażemy, to jaki właściwie obraz naszej historii może być przydatny w ich realizacji? Jest to w istocie zagadnienie bliskiemu temu, z jakim mierzy się zarząd wielkiej korporacji produkującej napój gazowany lub kanapki z kotletem – z czym chcemy się kojarzyć? Jaki chcielibyśmy mieć wizerunek? Jak ten wizerunek przekuć w wymierny efekt? Podany przeze mnie przykład absolutnie nie ma służyć trywializowaniu naszej historii – nigdy w życiu! Pokazuje jedynie, że podstawą naszych działań ma być wyraźnie wytyczony cel. To, co jest oczywistą rzeczą dla zarządu korporacji, wydaje się nie być oczywiste dla społeczeństwa i państwa. A szkoda, bo sposób rozumowania jest w obu przypadkach taki sam.
Rozważmy przypadek „polskich obozów śmierci”. Nasza coraz bardziej konsekwentna walka z tym hasłem nie jest celem polityki historycznej, lecz jedynie jej produktem. Produktem jednym z wielu, który realizuje nasz cel… No właśnie, jaki? Pokazanie Polaków jako narodu szczególnie tragicznie doświadczonego II wojną światową? To też nie jest cel, tylko kolejny produkt polityki historycznej obliczony na zagranicznego odbiorcę. Celem będzie zaś odpowiedź na pytanie, po co nam właściwie taki wizerunek? Jak chcemy go wykorzystać w naszej polityce międzynarodowej?
Usiłując zdefiniować nasz cel spójrzmy na Niemcy i ich sytuację po II wojnie światowej. Jako wciąż, mimo zniszczeń wojennych, gospodarczy filar Europy i członek-założyciel Wspólnot Europejskich Niemcy musiały pokazać się w roli przewidywalnego organizmu państwowego, rządzonego według reguł demokratycznych, pewnego i uczciwego partnera w polityce i gospodarce. To właśnie można uznać za cel główny niemieckiej polityki, w tym także historycznej. I cel ten został bez wątpienia osiągnięty. Nikt nie wątpi, że dzisiejsze Niemcy uznały swoją historyczną winę sprawcy tragedii II wojny światowej. Nikt nie wątpi w ich rozliczenie z haniebną przeszłością. W efekcie powojenne Niemcy zostały uznane za pełnoprawnego partnera w budowie europejskiego ładu. Oczywiście rozliczenie się z niełatwą historią było tylko jednym z czynników, ale polityka historyczna to jeden z wielu atrybutów polityki państwa, w tym przypadku wykorzystany z sukcesem.
Obecnie w niemieckiej polityce historycznej trwa nowy rozdział: konsekwentne rozdzielanie pojęcia „niemiecki” i „nazistowski” w odniesieniu do wojennych przewin. Pytanie, jaki temu przyświeca cel? Być może chodzi o uczynienie z Niemiec prawdziwego światowego mocarstwa? Członka stałego Rady Bezpieczeństwa ONZ? Niekwestionowanego lidera Europy? A każda z tych ról może wymagać od państwa gotowości do podejmowania trudnych decyzji o zaangażowaniu militarnym – użycie armii to też wszak narzędzie uprawiania polityki. I właśnie aby być gotowym do takich decyzji Niemcy potrzebują ostatecznego zerwania skojarzenia: „niemiecki – odpowiedzialny za II wojnę”. To skojarzenie jest jeszcze w społeczeństwie niemieckim na tyle silne, aby każdy współczesny rząd w Berlinie musiał liczyć się ze zdecydowanym sprzeciwem swoich wyborców dla takich hipotetycznych decyzji. Moja teza – może słuszna, może nie – miała na celu pokazanie relacji celu wspieranego przez politykę historyczną i produktów jej działalności.
Powyższy przykład Niemiec pokazują jeszcze jedną niezwykle istotną rzecz. Rzeczywisty, ale nigdzie wprost nie ogłoszony, konsensus władzy, elit intelektualnych, środowisk opiniotwórczych na temat propagowanej wizji historii. W efekcie nieważne, czy będzie to głos kanclerza, historyka na naukowym seminarium, czy kustosza wystawy w Instytucie Goethego – przekaz na temat historii będzie spójny a przez to wiarygodny dla słuchacza. Choćby dlatego potrzebna jest szeroka dyskusja o wizji i celach naszej polityki historycznej. Jeżeli w naszym wewnętrznym gronie nie będziemy zgodni, to zamiast budować jednolity przekaz uzyskamy tylko bezlik chaotycznych działań i w najlepszym przypadku festiwal historycznych ciekawostek „a czy wiecie, że 300 lat temu to…”.
Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”
Konsensus jest potrzebny jeszcze z jednego powodu: finansowania tych działań. Bo to nie do końca tak, że jedynym mecenasem i promotorem w polityce historycznej jest państwo. W państwie autorytarnym bez wątpienia tak, każdy głos odrębny byłby niezwłocznie uciszany. W państwie demokratycznym, ze swoim pluralizmem poglądów – już nie. Rolę mecenasów przejmują także osoby prywatne, fundacje, firmy. A ponieważ nie można im tego zabronić, to należy dbać o to, aby ich działania wspierały odpowiedni dla państwa kierunek. A że nie są to mrzonki, niech świadczy choćby przykład Leszka Czarneckiego i jego dwóch inicjatyw: sfinansowania Cambridge Polish Studies i Programu Studiów o Współczesnej Polsce na Oxfordzie. Przypuszczam, że takich potencjalnych mecenasów jest więcej. Chęć pozytywnego zapisania swojego nazwiska w pamięci rodaków jest wszak niezależna od narodowości. Prestiż i uznanie bierze się ze wspierania inicjatyw rozumianych jako godne przez większość społeczeństwa.
Jest jeszcze trzeci ważny powód, dla którego konsensus istnieć musi: spójność przekazu. Narzędziami naszej własnej polityki historycznej jesteśmy także my sami: studenci podczas wyjazdów stypendialnych, Polacy w trakcie wyjazdów urlopowych, pracownicy w delegacji. W trakcie banalnych rozmów, pisząc artykuły niekoniecznie poświęcone historii, przyjmując wreszcie takie, a nie inne sposoby celebrowania istotnych dla nas dat i rocznic. Polityka historyczna jest bowiem uprawiana na tak wielu płaszczyznach, że aby być skuteczna musi opierać się na dobrowolności jej uczestników i przekonaniu o słuszności jej zadań i celów. Sposób naszego postępowania wobec „Polish death camps” jest tego doskonałą ilustracją – dyplomaci, historycy i powielający memy internauci stosują różne metody, lecz przekaz zawsze jest jednoznaczny. Niestety, to nie planowe działanie na drodze do celu lecz jedynie pilnie potrzebne działanie ratunkowe w reakcji na pokutujące w świadomości społeczeństw zachodnich krzywdzące nas pojęcie.
Właśnie! Cel! Czy go mamy? Polityka historyczna to nie jest narzędzie dające efekty w rok czy dwa. Właściwą perspektywą jest raczej jedna lub nawet dwie dekady. Czy teraz, jako naród, społeczeństwo i państwo taki perspektywiczny cel mamy? 25 lat temu było to dość oczywiste – chcieliśmy zostać członkami NATO i Unii Europejskiej mimo, że w Polsce stacjonowały jeszcze wojska radzieckie (bo nawet nie rosyjskie). A teraz? Może naszym celem powinna być Polska jako trzeci lub czwarty co do rangi kraj Unii, jakikolwiek ten organizm będzie miał kształt za ćwierć wieku? Może postawimy sobie za cel bycie ekonomicznym centrum obszaru od basenu Morza Bałtyckiego po Nizinę Węgierską przyciągającym najbardziej twórcze umysły dzięki gospodarce opartej na wysokich technologiach i wiedzy? Może zgodzimy się co do wizji Polski jako niezależnego energetycznie kraju upatrującego swojego bezpieczeństwa w skomplikowanej sieci dwustronnych porozumień?
Tworząc bowiem naszą politykę historyczną powinniśmy patrzeć w przyszłość, nie w przeszłość.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz